Выбрать главу

Gadatliwe zwykle dziewczynki w powrotnej drodze zachowały zadziwiające milczenie. Sassa mocno tuliła do siebie kota, a w oczach Oriany pojawił się niepokój.

Ram i Talornin stawili się bardzo poważni na spotkanie w pałacu Marca, gdzie przebywali Thomas i Indra. Do poprzedniego składu grupy dołączył jeszcze tylko Dolg.

Indra była ogromnie zasmucona, nie śmiała spojrzeć na Rama, on bowiem zachowywał się z ową trudną do zrozumienia rezerwą. Wydawał się wręcz rozgniewany, tak jak przez cały dzień.

Czy zrobiła coś złego? Dlaczego nie chciał z nią rozmawiać ani nawet się do niej nie uśmiechnął? Czyżby aż tak się pomyliła? Czy tylko ona kochała, a on po prostu okazywał jej życzliwość i nie chciał urazić?

Głos Talornina wyrwał ją z zamyślenia.

– To doprawdy alarmujące. Udało nam się stwierdzić, że ładunek wybuchowy i resztę należącej do niego aparatury wykonano w Stanach Zjednoczonych, a ściślej mówiąc, w Bostonie. Został umieszczony na gondoli przez niewprawioną w technice osobę, której celem jednak było zabicie. Problem polega na tym, że ani Thomasa, ani Indry w gondoli nie było, dlaczego więc? Czy ona uderza bez żadnego planu? I czy to na pewno ona?

– Ależ tak! – odparł Thomas. – Z daleka pachnie mi to Griseldą, jest głupia i nienawistna. Jedyne, czego nie pojmuję, to w jaki sposób zdołała sprowadzić tutaj ten ładunek, i całą resztę. I dlaczego to zrobiła? Co prawda ten aparacik nie jest duży.

Ram poinformował go o rym, że Obcy, którzy pilnują dróg łączących świat zewnętrzny z Królestwem Światła i zabierają ludzi zabłąkanych w niebezpieczne korytarze wiodące do wnętrza Ziemi, zwykle sprawdzają ich ewentualny bagaż, nigdy jednak nie dokonują rewizji osobistych. Padła wprawdzie propozycja, by to robić, po tym, jak Johnowi udało się przeszmuglować broń do miasta nieprzystosowanych. Obcy nie wiedzieli też nigdy, w jakiej części natrafią na ludzi, ponieważ poruszali się zwykle w korytarzach pod ziemią i obszukiwanie ich nie było ich zadaniem. Griseldą najwidoczniej musiała wzbudzić zaufanie, ponieważ przyprowadzili ją ze sobą. Nie każdego wszak wpuszczano do Królestwa Światła, lecz niestety nie udaje się uniknąć błędów. Tak stało się między innymi w przypadku Johna, i najwidoczniej również Griseldy, a także kilkorga innych z miasta nieprzystosowanych.

– Prawdopodobnie przybyła tu z jakąś grupą – stwierdził Ram.

Ależ popatrz na mnie, Ramie, błagała w myślach zrozpaczona Indra. Wiem, że głupio teraz wyglądam z twarzą zdeformowaną, jarzącą się kolorami, ale nie zniosę tej milczącej wrogości. Potrzebuję twego wsparcia, Ramie, wszystko wokół mnie jest takie przerażające, czuję się tak żałośnie samotna i nic nie warta, ponieważ ktoś chce mnie zabić i okaleczyć. Dłużej tego nie zniosę.

On jednak nawet teraz nie spojrzał w jej stronę.

Żeby zwrócić na siebie jego uwagę, chociaż odrobinę, głośno powiedziała o pomyśle, świetnym, jej zdaniem, jaki przyszedł jej do głowy:

– Mówicie, że biuro ewidencyjne nie może jej znaleźć. Pomyślcie, jeśli jej tu nie ma fizycznie, może przybyła, że się tak wyrażę, na sposób duchowy?

Zamyślili się nad jej słowami.

– To brzmi dość niewiarygodnie – stwierdził Dolg. – Nie jest jednak całkiem niemożliwe. Chodzi ci o to, że wszystkich tych złych czynów dopuszcza się jej dusza? To może wyjaśniać, dlaczego nikt jej nie widział, ale… no, nie wiem…

– Zjawa mocująca ładunek dynamitu? – uśmiechnął się Talornin. – No cóż, proponuję, abyśmy ten problem pozostawili duchom. One powinny odpowiedzieć, czy to możliwe.

– Uważam, że Indra ma po części rację – odezwał się Ram.

Mało brakowało, a z wdzięczności za te słowa rzuciłaby mu się na szyję. Ram jednak nawet nie spojrzał w jej stronę. Czyżby nie mógł znieść widoku jej poranionej twarzy? Czyżby naprawdę wyglądała tak strasznie?

Ram ciągnął:

– Wydaje mi się, że Griselda wytropiła Thomasa, a potem, posługując się siłą myśli, odnalazła drogę do nas na własną rękę. Wyliczyła ją w myślach i po prostu się tu przedostała, może przyleciała na miotle, jak to czarownica?

– To właściwie niemożliwe – zaprotestował Talornin.

– Wiem o tym, pamiętajcie jednak, że Griselda to bardzo szczególna istota. Chyba prastara moc w służbie zła.

Do dyskusji włączył się Marco:

– Uważasz więc, że ona rzeczywiście tu jest, lecz dostała się przez nikogo nie zauważona?

– Tak chyba musi być – odparł Ram. I jak podczas całej rozmowy w jego głosie dał się wychwycić dziwny ton. – Tylko Thomas wie, jak ona wygląda, ale nigdy tu jej nie widział.

– Czy ona jest niewidzialna? – spytała Siska.

– Przynajmniej potrafi stać się prawie niewidzialna – powiedział Ram. – Musi posiadać niezwykle silną magiczną moc

Zebranych w pokoju przebiegł dreszcz.

– Zajmijmy się jednak innym problemem – podjął najwyższy dowódca Strażników. – Dlaczego zaatakowano dziewczęta w łodzi? Były tam Berengaria, Siska, Sassa i Oriana. Co ona może mieć przeciwko nim?

Przez minutę zastanawiali się w milczeniu. Indra siedziała ze spuszczonym wzrokiem, zachowanie Rama pozbawiło ją wszelkiej radości życia. Czuła, że jest bliska płaczu i że niewiele więcej będzie w stanie znieść.

Wreszcie odezwał się Thomas.

– Dość dobrze zdołałem poznać Griseldę. Ona wyznaje zasadę „nikt nade mną, nikt obok mnie”, jest do szaleństwa zazdrosna, wy także mieliście okazję się o tym przekonać. Głównym motorem jej działania jest zazdrość, wydaje mi się, że chociaż mnie nienawidzi, to żadnej innej nie pozwoli mnie tknąć.

– Ojej! – przestraszyła się bystra jak zawsze Berengaria. – Pocałowałam cię w policzek, pamiętasz?

– Tak, na schodach, bardzo ci za to dziękuję, rozjaśniłaś moje mroczne myśli. A wyszedłem na schody zajęty rozmową z Orianą.

– Ale my niczego nie zrobiłyśmy – zaprotestowały Siska z Sassa.

– Nie, ale wasza obecność w gondoli nie przeszkodziła Griseldzie w realizacji jej morderczych planów – stwierdził Thomas, który, czując wsparcie tylu przyjaciół, odzyskał nieco ze swej dawnej inteligencji. Żelazne szpony strachu nie zaciskały się już tak mocno na jego nieszczęsnym sercu.

– Skąd jednak mogła wiedzieć, że zamierzacie wybrać się na przejażdżkę gondolą?

– Przecież ja o tym prawie krzyczałam! – zapaliła się Siska. – Właśnie na schodach zawołałam do Oriany: „Zobaczymy się wobec tego wieczorem nad brzegiem rzeki”. Wydaje mi się nawet, że wspomniałam o której, o szóstej.

– Nie, to ja – wtrąciła się Berengaria. – Ty za to powiedziałaś, jak wygląda nasza gondola i dokąd się wybieramy. Krwiożercza czarownica miała wszystkie informacje podane jak na tacy, mogła się po prostu częstować.

Talornin uderzył pięścią w stół, aż dziewczęta i Thomas podskoczyli do góry.

– To znaczy, że ona była w pobliżu. Niewidzialna, albo też po prostu się ukrywała. Zauważyliście tam kogoś?

Pokręcili głowami, nikt bowiem niczego szczególnego nie widział. Ot, zwykli przechodnie, jakieś dzieci bawiły się w parku, wszyscy wyglądali bardzo niewinnie.

Nic, co przywodziłoby na myśl śmiertelnie niebezpieczną czarownicę.

Marco rzekł zamyślony.

– Zastanawiam się, czy nie powinniśmy zmienić planów. Ona jest zbyt nieobliczalna, a przez to po dwakroć bardziej niebezpieczna. Jori, jak daleko się posunęliście w pracach przygotowawczych, związanych ze sprowadzeniem jeleni?

– Bardzo daleko, zostało jeszcze tylko kilka szczegółów.

– Oczywiście, szczegóły – zauważył cierpko Talornin. – Na przykład przeprowadzenie ich przez dolinę potworów i schwytanie wszystkich zwierząt. Nie możemy żadnego tam zostawić, to by było okrutne.