Выбрать главу

Nagle pod palcami wyczuła pudełeczko, którego nie zauważyła wcześniej, było bowiem maleńkie, zaplątało się w szew.

Skąd się wzięło?

Griselda już wcześniej przełożyła prawie wszystko ze swej ulubionej sakiewki do większej torebki, skradzionej jeszcze w Bostonie, z wieloma przegródkami, dość głębokiej. Schodząc do starej kopalni najcenniejsze ze swych rzeczy ukryła w kieszeniach sukni bądź też umieściła w pasie na brzuchu tuż pod ubraniem. Tam też właśnie ukryła dynamit. Wyglądała wprawdzie dość nieforemnie, uznała jednak, że nie czas na próżność.

Maleńkiego pudełeczka nie poznawała, musiała je mieć już od dawna, od bardzo dawna, przełożyła je widać z sakiewki z rzemyków do nowej torby, ukryło się gdzieś w jej zakamarkach.

Była pewna, że należy do niej. Przypominało jej ukochaną szkatułkę. Otworzyła je ostrożnie, bo przecież nigdy nic nie wiadomo. Pudełeczko mogło jej towarzyszyć przez stulecia albo nawet tysiąclecia, nic dziwnego więc, że go nie zapamiętała.

Cofnęła się, czując bijący ze środka zapach.

Uśmiech uniesienia wykwitł na młodziutkiej buzi o strasznych doświadczonych oczach. Doskonale znała ten aromat.

W rogach pudełeczka została jedynie odrobina maści, resztka nie większa niż porcyjka prymki. Griselda prędko zamknęła pudełeczko, nie może dopuścić, by bodaj odrobina zapachu się ulotniła.

To maść wywołująca pożądanie, została jej ledwie ociupina, lecz ona już będzie umiała oszczędnie ją wykorzystać. Nie tak dużo potrzeba, aby wyprowadzić mężczyznę z równowagi, zmusić, by zapomniał o własnym ja. Ostrożnie wybierze kochanka, będzie nim, rzecz jasna, Thomas, chociaż on ulegnie jej czarowi i bez tego, była co do tego przekonana. Podobnie z zielonym faunem i tym przystojnym dzikusem, którego dzisiaj spotkała. Obaj sprawiali wrażenie zmysłowych istot, a takim nie potrzeba maści ani innych podobnych specyfików.

Nie, musi oszczędzić tę błogosławioną resztkę na mężczyzn, których trudniej podbić. Na księcia, na przykład, i być może…

No cóż, należy wszystko dokładnie zaplanować.

Przez wiele minut Marco usiłował doprowadzić do porozumienia między Ramem a Talorninem. Zadanie okazało się wcale niełatwe.

– Co ty sobie o nas myślisz, Talorninie? – mówił Ram. Z oczu biło mu zmęczenie i wzburzenie. – Naprawdę wydaje ci się, że potrafisz w taki sposób zabić piękne i czyste uczucie? Rozdzieleniem nas? Nie pojmujesz, że to tylko pogarsza sprawę? Samotność i tęsknota jakże często wzmacniają uczucia, dlaczego nie pozwalasz nam kontynuować pięknej przyjaźni, aż nasze fantazje wygasną same z siebie? Jedyny sposób to pozwolić miłości się wypalić, spotykać się jak przedtem, przyjaźnić, rozmawiać o różnych sprawach. Bez ukradkowych schadzek, bez marzeń niemożliwych do spełnienia. Chcę mieć pewność, że Indra dobrze się miewa. Kiedy nie ma mnie przy niej, moje myśli i tak nieustannie wokół niej krążą, niepokoję się o nią i nie jestem w stanie wykonywać swojej pracy Strażnika.

– Ram ma rację – stwierdził Marco, który nie wiedział zbyt wiele o tajemniczych ścieżkach miłości i mówił po prostu tak, jak podpowiadał mu zdrowy rozsądek. – Wiem, że pragniesz ich dobra i że nie robisz tego ze złego serca, lecz uwierz mi, zarówno Indra, jak i Ram są w stanie poradzić sobie z tym problemem i zapanować nad swoimi uczuciami. Proponuję, abyś pozwolił, by powszedniość zniszczyła romantykę.

– Będę się trzymał od Indry z daleka – zapewnił Ram. – A płomień, który nie znajduje pożywki, z czasem gaśnie.

– Nie zdołasz traktować jej chłodno i trzeźwo – oponował Talornin. – Myślisz, że dzisiaj tego nie zauważyłem? Byłeś twardy i surowy, nie patrzyłeś nawet na nią, a ona stała się przez to najbardziej nieszczęśliwą istotą, jaką zdarzyło mi się widzieć w życiu, nic z tego bowiem nie mogła pojąć. To nie jest właściwe zachowanie wobec kobiety, przyjacielu.

Ram był zaskoczony. Nie patrzył na Indrę, dlatego też nie zauważył cierpienia dziewczyny. Głęboko wstrząśnięty powiedział:

– Nie na nią się gniewałem, tylko na ciebie, dobrze o tym wiesz.

– No tak, ale jak ona mogła się tego domyślać? Pilnuj się, żebyś nie zrobił czegoś nierozważnego, bo zachowałeś się wobec niej naprawdę bardzo źle.

– Mówiłeś przecież, że mam ją ignorować.

– Owszem, lecz nie mówiłem, że masz jednocześnie sprawiać wrażenie, jakbyś brzydził się choćby rzucić spojrzenia w jej stronę. Tym bardziej że nie najpiękniej dzisiaj wyglądała.

Przy tych ostatnich słowach Talornin nie zdołał powstrzymać się od uśmiechu, co zdecydowanie poprawiło nastrój, chociaż niezbyt chyba pomogło Ramowi, zrozpaczonemu, że Indra mogła źle odczytać jego chłód. Marco jednak dostrzegł pewną nadzieję na pomyślny rozwój negocjacji.

– Pozwól im spróbować – poprosił. – Potraktuj wyprawę po olbrzymie jelenie jako swego rodzaju próbę dla obojga. Uwierz mi, żadne z nich nie jest uosobieniem zmysłowości!

– Muszę porozmawiać z Indrą – oświadczył Ram zatopiony w myślach. Wyraz zatroskania nie ustępował mu z twarzy. – Ona nie może myśleć, że ja…

– W tej rozmowie powinien uczestniczyć ktoś trzeci – cierpko oświadczył Talornin.

– Och, przestań! – z rezygnacją rzekł Ram.

– Tak, Talorninie, z całym szacunkiem dla twej mądrości i życiowego doświadczenia uważam, że żądasz zbyt wiele – spokojnie powiedział Marco. – Blisko godzinę rozmawiamy już o tym, czy Ram ma świadomość tego, gdzie są granice. Obiecał, że będzie się trzymał niepisanych praw, obowiązujących w Królestwie Światła, bez względu na to, jak wielkich cierpień mu to przysparza. Nie utrudniaj mu więc życia jeszcze bardziej. Ani jemu, ani Indrze.

Ze słowami Marca Obcy się liczyli, Talornin jednak nie chciał jeszcze się poddać.

– Ty z nią porozmawiaj, Marco. W cztery oczy. Przemów w imieniu Rama.

– Owszem, mogę to zrobić – zgodził się Marco. – Podejrzewam bowiem, że Indrze wydaje się, iż Ram nie chce mieć z nią do czynienia tylko z powodu jej oszpeconej twarzy.

– Ależ nie wolno jej tak myśleć! – Ram był naprawdę zrozpaczony. – Nie jestem taki głupi ani tak małostkowy.

– Spróbuj to jakoś naprawić, Marco – poprosił Talornin przygnębiony. – Ram, znoszę zakaz twojego przebywania z Indrą, ale dopiero po tym, jak Marco z nią pomówi. A teraz wracaj do swoich obowiązków.

Ram natychmiast wyszedł, nie podziękowawszy Talorninowi za zmianę decyzji.

Marco i Obcy przez chwilę stali w milczeniu.

– Nie stać cię na utratę jego zaufania – spokojnie stwierdził Marco.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ram jest niezwykle cennym współpracownikiem i właśnie dlatego nie chcę, żeby popełnił jakieś głupstwo.

– On jest rozsądny. Sądzę, że powinniśmy pozwolić, aby między nim a Indrą zawiązała się piękna trwała przyjaźń, nic więcej. Oni już wiedzą, czego powinni się trzymać.

Talornin westchnął.

– Ufam, że masz rację. Z całego serca chciałbym w to wierzyć.

Marco zawahał się.

– Indra to wspaniała dziewczyna, o wiele lepsza niż ta, za jaką chce uchodzić. Udaje lenistwo, ironię, zbyt mocno podkreśla swoje poprzednie niby lekkomyślne życie. W głębi ducha zaś jest bardzo poważną osobą i absolutnie uczciwą. Nie składaj całej winy na nią, myślę, że tego nie zniesie. Jest na to zbyt wrażliwa.

– Indra wrażliwa? Z początku nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak może być, sporo się jednak nauczyłem, postaram się jej nie ranić.

Talornin patrzył w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Marco przyglądał mu się ze zdumieniem. Dlaczego właściwie najwyższy ze Strażników tak gwałtownie sprzeciwia się niewinnemu wszak jak do tej pory związkowi Indry z Ramem? Czyżby kierowały nim jakieś ukryte motywy?