Zadbał tylko o to, by znalazła się pod nim, ona zaś chętnie się na to zgodziła.
Chciał pokazać, kto przejął inicjatywę, udowodnić, że i on tego chce i że Elena nie musi się wstydzić.
Poddała mu się przez chwilę, z jękiem, jakiego się po niej nie spodziewał, i zaraz znów znalazła się na wierzchu. Ujeżdżając go z rozkoszą, zaczęła krzyczeć głośno, wręcz wrzeszczeć, a Jaskari zdążył tylko pomyśleć zdumiony: Ależ ona nie jest dziewicą!
Zaraz jednak żądze pochwyciły go niczym sztorm, niczym orkan, poczuł, z jaką namiętnością Elena mu w tym towarzyszy, wzrok miała szklany jak w transie.
Wreszcie zapadła cisza.
Elena osunęła się na niego, ciężko chwytając oddech. Nagle wstała i naciągnęła sukienkę, Jaskari zorientował się, że i przedtem nie miała na sobie nic więcej. Wszystko działo się błyskawicznie, zanim zdążył pojąć jej zamiary, instynktownie naciągnął na siebie cienkie okrycie ze wstydem, jaki nie powinien mieć miejsca między dwojgiem czułych kochanków.
– Eleno, nie musisz chyba jeszcze iść, nie teraz!
– Ach, Jaskari, co ja zrobiłam! – jęknęła. – Co myśmy zrobili? Nie przyszłam tu wcale w tym celu, lecz moja miłość do ciebie okazała się silniejsza, uczucia wzięły nade mną górę, nie, muszę już iść, nie mogę zostać, to niemożliwe. Żegnaj, mój drogi, i wybacz mi moją śmiałość.
Przy tych ostatnich słowach jej głos zmienił się dramatycznie, zabrzmiał niczym dźwięk z płyty gramofonowej, która traci prędkość. Stał się jakiś grubszy, chrapliwy. Elena wybiegła z pokoju.
Jaskari usłyszał trzaśniecie wejściowych drzwi.
Siedział na brzegu łóżka, nie bardzo mogąc pojąć, co się właściwie stało. Wszystko działo się tak prędko, Elena była zupełnie niepodobna do siebie, a jego, trzeba przyznać, rozczarowało nieco jej zachowanie.
Zniechęcony obracał w palcach kwiat hibiskusa, zgnieciony i stłamszony w gorączkowych objęciach.
Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ich romans. Zamierzał nie spieszyć się, okazywać delikatność, na jaką zasługiwała taka dziewczyna jak Elena. Wszystko miało być takie piękne, czułe i kruche. Kilka razy spotkaliby się na mieście, pocałowali, zbliżali do siebie powoli, aż wreszcie nadszedłby ten wieczór, kiedy z pełną naturalnością padliby sobie w ramiona.
Czuł, że w piersi wzbiera mu płacz. To spotkanie było… no tak, trochę upokarzające. W dodatku Elena źle wymówiła jego imię, błędnie je zaakcentowała.
Dlaczego była tak prędka? Taka niecierpliwa? I dlaczego tak się spieszyła, żeby wyjść?
Nigdy czegoś podobnego by się po niej nie spodziewał.
W parkowych krzakach Griselda oddychała ciężko, czując nieznośny ból przenikający jej ciało. Dobrze wiedziała, że czarodziejski środek działa jedynie przez krótki czas i czuła teraz zachodzącą w niej przemianę. Wiedziała, że jej twarz powraca do swego pierwotnego kształtu, rysy układają się tak jak poprzednio, wkrótce już znów miała być sobą. Właśnie z powodu krótkotrwałego działania wywaru musiała się tak spieszyć. Wyszła dosłownie w ostatniej chwili, próbowała tej sztuki zaledwie raz wcześniej przed kilkoma stuleciami, proces przeobrażenia był bowiem zaiste bardzo trudny. Tym razem jednak bardzo tego pragnęła.
I dostała godziwe wynagrodzenie za trud. Miała w sobie nasienie tego kłębka mięśni, zaspokoiła dręczące ją pożądanie, przynajmniej na jakiś czas. W dodatku zdołała się zemścić.
Głupia Elena nie ma już czego szukać.
Czując, że na powrót stała się Griseldą, przemknęła do hotelu. Miała nadzieję, że nocny portier nie dostrzeże jej późnego powrotu do domu. Niestety, był na swoim miejscu, uśmiechnęła się tylko nieco zmieszana.
Stojąc już na schodach, odwróciła się i zesłała na niego zapomnienie, tak by nikomu nie zdołał donieść o tym, co widział. Była jednak niezmiernie zmęczona i mogła jedynie mieć nadzieję, że zaklęcie podziała. Ledwie starczyło jej sił na dotarcie do hotelowego pokoju.
Pozostawał jeszcze prysznic, ach, jakże nienawidziła tej pluszczącej wody, lecącej na nią z góry. Zabieg jednak był konieczny, jeśli nazajutrz miała się przyzwoicie zaprezentować.
Zasnęła, ledwie przyłożywszy głowę do poduszki
16
Po spokojnej nocy spędzonej w pałacu Orianę dotknęła katastrofa.
Zebrali się przy stole nakrytym do śniadania. Oriana nie posiadała się ze szczęścia, że pozwolono jej przyłączyć się do tej grupy, przepełniały ją też budzące się właśnie uczucia do młodego, bardzo sympatycznego mężczyzny. Z początku, kiedy przybyła do Królestwa Światła, zachwyciła się młodym lekarzem, Jaskarim, prędko jednak się zorientowała, że jego myśli kierują się w inną stronę. Kiedy zrozumiała, że Jaskari świata nie widzi poza Eleną, bez trudu wyzbyła się sympatii dla niego.
Spotkała już wtedy Thomasa, który szczerze ją zafascynował, okazało się też, że jest wolny i że świetnie się rozumieją.
A teraz nastąpił wstrząs.
Zjawili się dwaj Strażnicy i poprosili ją o rozmowę.
– Oczywiście – odparła ze śmiechem, wstając. Wyszła wraz z nimi do hallu.
Oni jednak patrzyli na nią z powagą.
– Musimy prosić, żebyś poszła z nami.
Uśmiech na twarzy Oriany zgasł.
– O co chodzi? Czy coś się stało?
– Zniknęła część rezerwy złota i papiery wartościowe, przechowywane w wydziale naszego szefa.
Wyszedł Ram, dopytując się, co się dzieje. Strażnicy powtórzyli to, co już powiedzieli.
– Nie możecie chyba oskarżać Oriany – rzekł zdumiony.
– Przykro nam, ale wszystko odnaleziono w jej zamkniętej na klucz szafce.
– Ach, nie! – wykrzyknęła przerażona. – Nie, to niemożliwe!
– Ja też w to nie wierzę – stwierdził Ram. – Chodźcie, pójdziemy od razu do mojego biura, to trzeba wyjaśnić.
W gondoli Strażnicy dodali, że na skradzionych papierach i przedmiotach znaleziono odciski palców Oriany.
– Ależ to całkiem naturalne – broniła się. – Przecież to ja jestem odpowiedzialna za tę część biura.
– Żadnych innych odcisków nie znaleźliśmy – wyjaśnił Strażnik.
Oriana wpadła w prawdziwą rozpacz. Jeszcze przed chwilą przyszłość w Królestwie Światła rysowała się przed nią tak wspaniale, a teraz…
– Nic z tego nie rozumiem – jęknęła.
Ram także nie mógł pojąć, co się stało. W jego biurze przebywało niewiele osób, wszyscy pracownicy zatrudnieni byli już od wielu lat i w pełni im ufano. Nie do pomyślenia, by któryś z nich chciał zrzucić winę na Orianę.
Gdy tylko dotarli na miejsce, wypytał, czy w ciągu ostatnich kilku dni nikt ich nie odwiedzał.
Dokładnie rozpatrzono wszelkie odwiedziny, włącznie z wizytą Talornina, doszli jednak do wniosku, że nikt nie miał możliwości, by zbliżyć się do szafki Rama, w której leżały najważniejsze papiery wraz z rezerwą złota.
Nikt poza Orianą.
Oriana stała załamana wśród swoich kolegów z pracy, pilnowana przez dwóch Strażników.
To zawsze prawdziwy koszmar, kiedy w miejscu pracy coś ginie, każdy wówczas czuje, że wszyscy podejrzewają właśnie jego. Orianę wprawdzie podejrzewano otwarcie, lecz to w niczym nie poprawiało jej sytuacji.
Ram usiłował jakoś jej pomóc.
– A czy nie było tak, że pożyczyłaś sobie te rzeczy z ważnych powodów i nie miałaś możliwości odłożenia ich na miejsce?
Oriana usiłowała mówić spokojnie:
– Mogłabym teraz tak powiedzieć, ale to nieprawda. Niczego nie pożyczałam. Uważacie, że naprawdę jestem taka głupia i schowałabym skradzione przedmioty tutaj w biurze? To znaczy gdybym była złodziejką.