– Nie, mówiąc, że nie był tyle wart, miałem na myśli również przyszłość Rama. On zajdzie wysoko, Marco, wyżej nawet niż sobie wyobrażasz. Jego obecne stanowisko to dopiero początek. – Talornin milczał przez kilka sekund. – Wiedziałem, że moja ukochana umiera. W tym czasie nie mieliśmy ani ciebie, ani Dolga, ani też niebieskiego szafiru. Jak mogłem nie dać jej słowa? A przyrzeczenie złożone na łożu śmierci jest święte, dobrze o tym wiesz.
– Nie wtedy, gdy jest sprzeczne z wszelkim rozsądkiem i wolą danej osoby. Ale ten drugi mężczyzna… On przecież zniknął, wyprawił się w Góry Czarne.
– Tak, i ze wstydem muszę przyznać, że odczułem wtedy ulgę. Teraz droga przed Ramem była otwarta, ale on… Marco, Ram nigdy właściwie nie interesował się tą dziewczyną, a ona pozostawała wierna swemu zaginionemu bohaterowi. Od tamtej pory staram się z całych sił dopełnić obietnicy złożonej mojej ukochanej, lecz jak dotychczas z marnym rezultatem. Błagałem Rama, by od nowa zaczął się do niej zalecać, ale bez skutku. A kiedy pojawiła się Indra… Jak mam teraz dotrzymać przyrzeczenia? Marco, to była jedyna rzecz, jaką mogłem ofiarować ukochanej. Muszę dotrzymać słowa. Ani nie chcę, ani nie mogę go złamać.
– Stawiasz obietnicę złożoną martwej kobiecie przeciwko życiu czworga istot.
– Czworga?
– Nie wiemy, czy człowiek, w którym się zakochała, jeszcze żyje. Co będzie, jeśli powróci?
Talornin wyglądał na bardzo zmęczonego, ale nagle się ożywił.
– Marco, ty i twoi przyjaciele sprowadziliście Filipa, syna Gabriela, z królestwa zmarłych. Czy nie możecie przywrócić mi także mojej ukochanej?
Marco pokręcił głową.
– Po pierwsze, Filip nie znajduje się wśród żywych, przebywa na tym samym poziomie co duchy Ludzi Lodu, może pojawiać się wszędzie, stawać się widzialny i niewidzialny w zależności od tego, jak mu się w danej chwili podoba. Po drugie, nasz eksperyment nie okazał się udany, Gabriel żałuje, że go na nas wymusił, nie jest wcale tak, jak gdyby chłopiec żył. Filip niemal całkiem zerwał kontakt z rodziną, woli przebywać z duchami. Również jego siostry, Indra i Miranda, czują się przy nim nieswojo i rzadko mówią o bracie. Poza tym nawet gdyby twoja ukochana do nas wróciła, to twoja sytuacja i tak chyba się nie zmieni Przecież jej mąż i córka wciąż żyją.
– Ale przynajmniej będę mógł ją znów zobaczyć.
Książę Czarnych Sal, który nie poznał siły miłości, ze współczuciem popatrzył na Talornina.
– Twoje uczucie najwidoczniej nie ma granic, przyjacielu. Bardzo chciałbym ci pomóc, lecz przede wszystkim muszę się troszczyć o Indrę.
Talorninowi ściągnęła się twarz.
– Chcę tylko, żebyś wiedział, że podjąłem kontrprzedsięwzięcie. Ty wymusiłeś na mnie, aby oboje, i Ram, i Indra, wzięli udział w tej ekspedycji, ja zaś nakazałem tej dziewczynie z ratusza, by im towarzyszyła.
Marco, stojąc więc i czekając na Juggernauta, wiedział już o tym. Dostrzegł ją w tłumie, idealną kobietę, o której każdy mógłby marzyć.
Kiedy Talornin wypowiedział ostatnie słowa, Marcowi przyszedł do głowy pewien pomysł:
– Utraciłeś swoją najdroższą, ale jej córka żyje i jest wolna, dlaczego u niej nie spróbujesz swoich sił, Talorninie?
Obcy poczerwieniał z urazy.
– Usiłujesz ingerować w moje życie? Nie wolno się targować o cudze…
Nagle odkrył, że sam przecież właśnie to robi Poprosił o wybaczenie i oświadczył, że ta dyskusja chyba nigdzie już dalej ich nie zaprowadzi. Marco jednak zauważył, że na pięknej twarzy Talornina pojawił się wyraz zadumy.
21
Na polanie panowała niezwykła cisza. Ludzkie głosy brzmiały tak, jak gdyby dobiegały z daleka. Niezwykłe było to czekanie na coś, co miało nadejść, a czego nikt nie znał.
Kobieta o imieniu Lenore, zatrudniona w ratuszu, ukradkiem przyglądała się Indrze i Ramowi. Wśród zebranych na polanie w pobliżu muru mogła ich swobodnie obserwować.
Oni stali razem z księciem Markiem i nawet nie próbowali się dotknąć, lecz kobieca intuicja pomagała Lenore dostrzec niewidzialne iskierki, które się między nimi sypały. Słyszała o sile, jaka ich do siebie ciągnie, nie przypuszczała jednak, by było to coś poważnego. Teraz jednak zaniepokoiła ją ta sprawa.
Lenore nie kochała Rama, zawsze jednak czuła, że ma go w pewnym sensie w zanadrzu. Ram należał do niej, choć z początku wcale go nie chciała. Teraz dotarła do niej świadomość, że przez cały czas myślała, iż gdyby śmierć jej kochanka kiedykolwiek się potwierdziła, to przecież i tak zawsze był w zapasie Ram, naprawdę doskonała partia, najlepsza, na jaką mogła liczyć. Nigdy jednak nie żywiła dla niego głębszych uczuć. Ale taka sytuacja…? Ram bardzo lekko przyjął zerwanie przez nią umowy, stanowczo zbyt lekko. Wtedy jego reakcja wywołała w niej pewną ulgę, teraz ją to zaniepokoiło.
Indra próbowała zawładnąć jej rezerwami.
No cóż, Lenore wiedziała, że może wybierać i przebierać wśród mężczyzn. Starających nigdy jej nie brakowało. Ram jednak był szczytem marzeń każdej kobiety, wuj Talornin często to podkreślał, twierdził, że Ram zajdzie naprawdę wysoko.
Krytycznym wzrokiem obserwowała swoją rywalkę. Dziewczyna nie była właściwie piękna, wiele z innych obecnych tu pań przewyższało ją urodą, a z nią, Lenore, nie mogła się nawet mierzyć. Lenore musiała jednak przyznać, że Indra obdarzona jest niesłychanym wdziękiem.
Może lepiej zdobyć Rama, zanim będzie za późno? Wuj Talornin zapewniał, że Indra nigdy go nie dostanie, Lenore jednak nie życzyła sobie żadnych gorętszych uczuć między tą parą. Lepiej zaatakować w porę, pilnować swoich praw i włości.
Talornin nie miał chyba pojęcia, jak strasznie wybuchowe mieszanki zgromadził tego dnia na polanie.
Indra-Ram-Lenore. Elena-Jaskari-Griselda. Thomas-Oriana-Griselda. Berengaria-Oko Nocy. Jori-Evelyn (Griselda) i jeszcze jedna kombinacja, o której na razie nikt nie wiedział, nawet sami zainteresowani.
Wszyscy stali zwróceni w stronę wzgórza, zza którego dobiegał grzmot. Wreszcie na szczycie pojawił się Juggernaut. Z początku dała się widzieć jego górna część, szeroki dach, lecz z każdą chwilą ukazywało się coraz więcej i więcej, jakby nigdy nie miało się skończyć.
– Ach, mój Boże – szepnęła Indra.
Wśród zebranych podniósł się szmer zdumienia.
– Tym razem Madragowie rzeczywiście niczego nie pożałowali – szepnął ktoś.
– Przeszli samych siebie – pokiwał głową inny.
Po zboczu zaczęła się staczać ciężka, potworna machina wojenna. Jej ukazanie się podziałało na obserwatorów tak samo jak na publiczność kinową w świecie na powierzchni Ziemi widok statku kosmicznego kolosalnych rozmiarów w filmie „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”. I tamten pojazd zdawał się nie mieć końca. Podobnie rzecz się miała z Juggernautem. Indrze przypomniało się wreszcie, że nazwa owego olbrzyma wywodzi się od hinduistycznego boga, mającego swój wizerunek w świątyni w Puri, Dźagannathy, „władcy świata”, jednej z inkarnacji Wisznu. Ów wizerunek obwożono raz do roku na rydwanie, a ogarnięci ekstazą pielgrzymi masowo rzucali się wówczas pod koła pojazdu, by ponieść obrzędową śmierć. Później imię boga wykorzystywano na określenie niezwyciężonej machiny wojennej, stąd też wzięły się tytuły wielu filmów.
Indra z podziwem przyglądała się potworowi sunącemu po równinie. Kiedy zbliżył się nieco bardziej, z luku w dachu wychylili się Madragowie, wymachując triumfalnie rękami z uśmiechem na dobrodusznych bawolich twarzach.
– Mój ty świecie! – zwróciła się Indra do Rama. – Czy to jakiś przerośnięty czołg?
Ram uśmiechnął się.
– Nie jest wyposażony w armaty ani w inną śmiercionośną broń. Wciąż nie jest jeszcze gotowy na wyprawę w Góry Czarne, ale możemy go wykorzystać w bardziej pokojowych celach, takich jak na przykład nasza ekspedycja. Ta machina przewiezie was przez krainę potworów i przetransportujemy nią do Królestwa Światła olbrzymie jelenie. Taką przynajmniej mamy nadzieję.