Oko Nocy wciąż niepokoił się o Berengarię, która ozdrowiała już całkiem po zatruciu, ale nie przestawała udawać chorej, chciała bowiem, by jej ukochany Indianin dalej ją pocieszał. Tsi-Tsungga prezentował sztukę przeskakiwania z drzewa na drzewo zainteresowanym widzom.
Wciąż panowała sielanka.
Miał nadzieję, że nic jej nie zakłóci i że zdołają unieszkodliwić Griseldę bez żadnych przykrych konsekwencji. Ale co z jej duszą?
Starał się wytłumaczyć zgromadzonym duchom, że właśnie o nią chodzi. Sama Griselda nie była tak istotna, Evelyn to tylko jedno z jej wielu wcieleń, Thomas wszak opowiadał o kimś zupełnie innym, wtedy używała swego prawdziwego imienia, Griselda. Tym razem nie mogła tego zrobić, imię brzmiało staroświecko i nieco śmiesznie, choć kiedyś nosiła je szlachetna kobieta, żona największego ze wszystkich męskich szowinistów. Tamta Griselda czy też Grisilda wywodziła się ze starej opowieści i nie miała nic wspólnego z Evelyn-Griseldą, pomyślał Marco. Poza tym Indra i wszystkie inne nowoczesne, świadome kobiety ogromnie by się oburzyły treścią tej opowieści. Płynący z niej morał ilustrował pogląd na kobiety, pogląd obecnie absolutnie nie do przyjęcia.
Duchy i Móri zajęły się dyskusją na temat starcia z Griselda, a Marco w myślach przypominał sobie tamtą okropną historię.
Bogaty pan długo nie chciał się żenić w obawie, że żona okaże się nie dość dla niego dobra. Po długim namyśle wybrał dziewczynę mającą w sobie dość pokory, piękną pasterkę owiec, Grisildę, która musiała przyrzec, że nigdy nie będzie go krytykować ani się mu sprzeciwiać. Przed ślubem rozebrał ją do naga, by zrozumiała, że jemu zawdzięcza wszystko. Rzeczywiście była taka, jakiej pragnął, cierpliwa, posłuszna i kochana przez otoczenie, mimo to wciąż jednak miał pewne wątpliwości. Gdy przyszło na świat ich pierwsze dziecko, córeczka, odebrał je matce i zapowiedział, że zostanie zgładzone. Grisilda posłusznie oddała maleństwo, mąż jednak postanowił wypróbować ją ponownie. Pozbawił ją również syna, który urodził się później. Po wielu latach posłał po Grisildę i oświadczył w obecności służących, że papież zezwolił na ich rozwód, ponieważ pochodziła ze zbyt niskiego rodu, a on zasługiwał na lepszą żonę. Znów zażądał, by rozebrała się do naga, a wtedy kobieta po raz pierwszy zaprotestowała. Spytała, czy może zatrzymać choć koszulę, łaskawie pozwolił jej na to, musiała jednak zająć się przygotowaniami do weseliska i przyjęcia nowej dwunastoletniej panny młodej i jej młodszego braciszka. Na uczcie powitalnej Grisilda życzyła szczęścia byłemu mężowi, poprosiła go jednak, by okazał swej młodej narzeczonej więcej serca niż jej. Widząc taką pokorę mężczyzna wyjawił wreszcie, że jego narzeczona i jej brat to ich własne dzieci, które dorastały u dobrych krewnych. Grisilda powróciła do łask, mąż nie obawiał się już bowiem z jej strony żadnego sprzeciwu.
Marco zacisnął zęby, nie lubił tej opowieści, przypominającej mu swym okrucieństwem historię Hioba. Sam na miejscu Grisildy rzuciłby męża i odszedł, zabierając dzieci, ale baśń kończyła się pieśnią pochwalną dla nieszczęsnej kobiety jako wzoru cnoty.
Ocknął się z zamyślenia, bo duchy zwróciły się do niego z prośbą o radę.
– Co takiego? Bardzo dobry pomysł, niech Ingrid zaczyna. Pamiętajcie, wszystko robicie po to, żeby dowiedzieć się, gdzie ona ukrywa swoją duszę i jak ona wygląda.
– Na pewno jest czarna – oświadczyła z mocą Sol. – Ale trochę chyba możemy się z nią podroczyć?
Prosząco przekrzywiła głowę, a oczy rozbłysły jej nadzieją.
Marco nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Dobrze, tylko nie utraćcie nad nią kontroli. A więc najpierw Ingrid, potem Tobba i dopiero na koniec Sol. Gdyby wam się nie udało, to duchy Móriego czekają w pogotowiu.
– Możesz na nas liczyć – obiecał Nauczyciel.
Marco i Móri wiedzieli, że nikt poza nimi nie dostrzega duchów, jeszcze tylko Dolg, ale on nikomu o niczym nie powie.
– I nie zapominajcie, że ona jest niezwykle niebezpieczna. Niełatwo będzie pokonać ją w magicznym boju, lepiej więc do niczego takiego nie dopuszczajcie.
– Będziemy bardzo grzeczne – zapewniła Sol, lecz Marco nawet przez chwilę jej nie wierzył.
– Nie widzi was teraz nikt poza Dolgiem – podjął. – Same zdecydujecie, kiedy się ukazać, ale starajcie się nie wystraszyć innych.
– Wystraszyć? My? – niewinnie zdziwiła się Ingrid. – No, życzcie mi powodzenia, przyjaciele, zabieramy się do unieszkodliwiania potwora.
I właśnie wtedy Marco poczuł – jakby ktoś trącił jakąś strunę – że coś zaczyna psuć ich idyllę. Coś, nad czym nie miał kontroli.
A jeśli było coś, czego Marco nienawidził, to właśnie nie mieć kontroli.
23
Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stanie.
Joriego zaczęła irytować Evelyn, miał ochotę porozmawiać z innymi, lecz ona czepiała się go jak rzep. Nie chciała podejść do Juggernauta (w środku był Jaskari, który mógł ją poznać po zapachu) ani do Dolga (widział ją przecież w parku), ani do Thomasa (który mógł rozpoznać ją po rysach twarzy). Jori nic nie umiał z tego pojąć. Dziewczyna była śliczna i miła, lecz zbyt absorbująca.
A Griselda wiła się, jakby swędziały ją plecy. Wyczuwała coś w pobliżu, rozglądała się dookoła, lecz niczego nie widziała, a stali przecież z Jorim na szczycie niedużego pagórka na polanie.
Kiedyż wreszcie wyruszą do tej Ciemności? Griselda miała już przecież przygotowany plan. Dlaczego tak zwlekają?
Znów to samo, ktoś uszczypnął ją w pośladek? Skarciła wzrokiem Joriego, ale nie, on nie mógł tego zrobić.
Przesunęła się o parę kroków do przodu i potknęła, padając na głowę w bardzo brzydki sposób. Zupełnie jakby ktoś podstawił jej nogę, a przecież nikogo przy niej nie było.
– Co ty wyprawiasz, Evelyn? – zdziwił się Jori.
Griselda miała ochotę puścić wiązankę siarczystych przekleństw, lecz jakoś się opamiętała.
– Po prostu się przewróciłam – uśmiechnęła się słodko, chociaż wymuszenie.
– Jori! – zawołał Ram, który chciał go odciągnąć od Griseldy. – Czy mógłbyś przez chwilę pomóc innym Strażnikom?
Joriego ucieszyła możliwość wyrwania się kłopotliwej nastolatce.
– Wybaczysz mi na chwilę? – zwrócił się do niej.
Ona jednak nie chciała o tym słyszeć.
– Oczywiście idę z to…
Co, u diabła? Jakby napotkała na jakiś miękki mur, nie mogła się ruszyć.
Ingrid, najsłabsza z czarownic z Ludzi Lodu, otrzymała zadanie podrażnienia się z Griseldą, wzbudzenia w niej niepewności i wyprowadzenia z równowagi, tak by łatwiej uległa innym.
A w Griseldzie obudziła się podejrzliwość. Dzieje się tu jakieś diabelstwo, pomyślała, co to ma znaczyć? Przecież takie sztuki to moja domena, kto się wdziera w moje obszary?
Rozejrzała się dokoła, wszystko wyglądało tak niewinnie. Ale ktoś się z nią droczył. Kto?
Nikt chyba nie posiada tu takich zdolności, oprócz być może jego wysokości czarnego księcia podziemia. Griselda nie miała dotychczas okazji, by się mu przedstawić i okazać szacunek. Powinna to zaraz naprawić.