Oczywiście to nie on zachowuje się tak nieładnie, na pewno i tak rozumie, że jest mu oddana. Ale w tej gromadzie znajduje się jeszcze jeden tajemniczy człowiek, ojciec tego od niebieskiego szafiru, obaj są tacy ciemni i niezgłębieni. I raczej niezbyt dobrze nastawieni do czarownic.
Ci jednak stali odwróceni do niej plecami, wyraźnie czymś zajęci. Nawet nie spojrzeli w jej stronę, w jaki więc sposób mogli ją zaczarować?
Poczuła kopniaka w zadek, wyleciała w powietrze i upadła prosto na mrowisko. Do diabła, pozbierała się jakoś i wściekłymi ruchami zaczęła otrząsać maleńkie stworzonka, które boleśnie kąsały wszędzie tam, gdzie tylko zdołały się wcisnąć. Ależ to piecze!
Dosyć tej zabawy!
Upewniwszy się, że żadna z ważnych osób nie zauważyła jej upokarzającego upadku, przeszła w otwarte miejsce i wypowiedziała magiczne zaklęcie.
Ingrid natychmiast przekazała wiadomość oczekującym krewniaczkom.
– Otoczyła się magicznym kręgiem, nie zdołam się już do niej przedostać.
– Kolej na Tobbę – rozkazał Nauczyciel dowodzący duchami.
Tobba nigdy nie była dobrą czarownicą, dopiero w Królestwie Światła zaczęła cieszyć się szacunkiem i okazywała zrozumienie dla innych ludzi. Znów była młoda i piękna, miała więc powody, by odczuwać wdzięczność.
Teraz jednak czuła, że może pokazać, co potrafi, a nikt nie będzie jej o to obwiniał.
Zbliżyła się jak tylko mogła i szepnęła:
– Griiiseeeldaaa…
– Mam na imię Evelyn – odparła Griselda natychmiast.
– Wieeeemyyy, że jesteś Griiiseeeldaaa – mówiła Tobba, przeciągając samogłoski. – Wieeemyyy o tooobieee duuużooo.
Griselda oddychała ciężko.
– Wieeemyyy, że uuukryyyłaaaś swooojąąą duuuszęęę. Nie boooiiisz sięęę?
– Zamknij się! – wykrzyknęła wiedźma, nie panując już nad sobą.
Ach, nie, nie mogę pozwolić, żeby zdobyła nade mną przewagę, gorączkowo myślała Griselda. Kim ona jest, czego chce? Co ona wie o mojej duszy?
Tobba skakała wokół niej, szept rozlegał się coraz to z innej strony.
Nie oszuka mnie, pomyślała Griselda chytrze. Przez cały czas jest tylko jedna, nie poradzi sobie ze mną. Ale to niepokojące, że wspomniała o mojej duszy, skąd mogą coś na ten temat wiedzieć?
Kto wysyła tę siłę? Ktoś tutaj, na łące?
Dziwne zachowanie Griseldy zaczęło przyciągać uwagę innych.
Coraz więcej osób poszeptywało i pokazywało ją sobie palcem.
Griselda postanowiła wycofać się po cichu do lasu, okazało się jednak, że nie może tego zrobić. Zakreśliła wokół siebie magiczny krąg, żeby nikt nie zdołał do niej dotrzeć, a teraz sama nie mogła się z niego wydostać. Zatroszczyła się już o to jej przeciwniczka.
Postanowiła poprosić o pomoc księcia ciemności.
– Książę Marco – zawołała najsłodszym głosem, na jaki tylko było ją stać.
Marco, który doskonale wiedział, co się dzieje, ruszył w jej stronę.
– Co się stało, Evelyn?
Przepuściła go przez krąg.
– Ktoś na mnie nastaje, wasza wysokość – mruknęła konspiracyjnie. – Ktoś mnie dręczy, a ja nie widzę, kto. Ty, panie, na pewno to wiesz.
Marco pojął, że Griselda bierze go za samego szatana. Nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy gniewać, ale żeby ją pocieszyć, rozejrzał się dokoła.
– Nie widzę nikogo, kto byłby do ciebie nieprzychylnie nastawiony, moja droga, wszyscy są w świetnych humorach i dzień taki piękny, prawda?
– Ale ktoś tutaj uprawia czary, wasza wysokość. Koło mnie kręci się ktoś, kogo nie widzę.
Marco przyjrzał jej się badawczo.
– Och, to brzmi bardzo poważnie. Może Jaskari powinien cię obejrzeć, on studiował psychiatrię…
Griselda ze złości o mało nie uniosła się w powietrze.
– Mój panie, zapewniam, że jestem przy zdrowych zmysłach i takie zarzuty godzą w moją godność.
– Dobrze, dobrze – łagodził Marco.
Znalazłszy się tak blisko czarownicy wyczuwał opisywany już tyle razy nieprzyjemny zapach, unoszący się w powietrzu dość delikatnie, tak jakby stało się przy nieprzyjemnie, gorzko pachnącej roślinie, kocimiętce lub piołunie. Wiedźma zapomniała o swojej roli niewinnej dziewczyny, prychała jak stara czarownica.
Teraz popatrzyła w osobliwe oczy księcia ciemności i zakręciło jej się w głowie. Ach, były niczym studnie bez dna. To na pewno dlatego, że może przez nie zajrzeć prosto do piekła. Ale na dnie nie dostrzegła płonącego ognia.
Cóż to za mężczyzna! Może podwinąć nieco spódnicę, skusić go tak, by chciał zobaczyć resztę?
Nie, za dużo tu ludzi, później.
Przydałaby się jej maść, miała ją w kieszeni, czy zdoła…? Może w ten sposób zdobędzie kontrolę nad tymi, którzy tak ją dręczą? Również nad niewidzialnymi prześladowcami?
Griselda odczuwała wielkie pokusy, zwłaszcza na myśl o szaleńczo urodziwym władcy podziemia, zdawała sobie jednak sprawę, że jej działania mogłyby mieć przykre konsekwencje. Nie, nie chce, żeby wszyscy mężczyźni rzucili się na nią niczym rój os.
Odbijemy sobie później, mój książę, obiecuję ci.
Marco uznał, że poświęcił jej już dostatecznie dużo czasu, i postanowił oddać ją w ręce czarownic z Ludzi Lodu oraz duchów Móriego, drepczących z niecierpliwości i pragnienia, by włączyć się do tej zabawy. Nie było czasu, by dłużej to przeciągać. Ram i Gondagil wstrzymywali się z wyruszeniem gondolą, najpierw bowiem należało załatwić sprawę czarownicy, a wszyscy pozostali czekali, aż wreszcie coś zacznie się dziać. Nikt wprawdzie nie ponaglał, zastanawiano się tylko, dlaczego wciąż nie słychać sygnału do odjazdu.
To Griselda ich wstrzymywała.
– Moja droga Evelyn – rzekł Marco życzliwie. – Dopilnuję, żeby twemu życiu nie groziło żadne niebezpieczeństwo.
To była prawda, potrzebowali wszak czasu, żeby stwierdzić, gdzie ona ukrywa swą tak zwaną duszę.
– Dzięki ci, panie, wiem, że jestem w bezpiecznych rękach.
No cóż, pomyślał Marco, zostawiwszy ją na ścieżce prowadzącej do muru.
Zastanawiał się nad zjawiskiem, jakim była Griselda. Młoda dziewczyna potrafiła wzbudzić litość, lecz zły uśmiech, który mu posłała, nie miał nic wspólnego z uśmiechem niewinnej dziewczynki.
I co też czai się w powietrzu, na co czeka cała przyroda?
Griselda odetchnęła z ulgą. Znów zatriumfowała, książę ciemności stał po jej stronie. Naturalnie, czegóż innego mogła się spodziewać?
Rozczarowało ją jednak, że nie zainteresował się nią jako kobietą. Nie dostrzegła w jego oczach żadnego uwodzicielskiego błysku, żadnej oznaki uznania.
Och, oczywiście to dlatego, że wokół jest tyle ludzi. Kiedy tylko zostaną sam na sam, na pewno zdoła go uwieść.
Zachichotała. Zaraz jednak znów się zaniepokoiła. Kto jest na tyle potężny, by słać w jej stronę taką siłę? Co to za atak z niewiadomego źródła?
Czyżby to ten śliczny, zielonobrunatny faun?
Nie, zwieszał się z gałęzi i robił przedstawienie dla dziewczynek, dla Berengarii i Siski, czy jak tam one się nazywają. Dlaczego zresztą tak mu na nich zależy? Potrafię się kochać o wiele goręcej, niż kiedykolwiek ci się śniło, mój młody żółtodziobie. Powinieneś zobaczyć mnie w akcji, na pewno by ci się to spodobało. Przeżyjemy kiedyś chwile, których nigdy nie zapomnisz! Dlaczego nie teraz, w osławionym Królestwie Ciemności? Wymkniemy się gdzieś i wtedy się tobą zajmę…
Wróciła myślą do rozmowy z księciem Markiem. Musiała się bardzo powstrzymywać, żeby nie zrobić tego, co było jej zwyczajem: rzucić się na jego męskość. Nie mogła jednak tak postąpić, za dużo tu niepowołanych osób.
Ale w Królestwie Ciemności…
Zatęskniła, by już się tam znaleźć.
– Griselda?