Słodki, przymilny, żartobliwy głos.
Inny niż poprzednio, co to ma znaczyć, ile ich jest?
Nauczyciel wydał rozkaz, którego ona nie słyszała:
– Sol, teraz twoja kolej. Ukaż się jej, ale zostaw nam trochę zabawy.
Przed oczami Griseldy ukazała się jakaś postać.
Przepiękna ciemnowłosa kobieta o żółtych oczach! Co, u diabła, nikt przecież nie ma żółtych oczu!
Jakaś przeklęta nieudacznica.
Griselda nie chciała przyznać, że rzadko miała do czynienia z tak piękną kobietą, promieniejącą niezwykłym wprost wdziękiem.
– Ach, więc to ty! – warknęła. – Co z ciebie za kukułcze pisklę? Próbujesz wzniecić walkę? Marne twoje szanse.
Nowy głos. Ile ich właściwie jest?
– No, stara Griseldo, czy wiesz, że przynosisz wstyd całemu związkowi czarownic?
– Ja? Jeśli chodzi o czary, nikt mnie nie pobije. Nie mów więc o żadnym wstydzie.
– Owszem, w nędznych, podłych sztukach w istocie jesteś mistrzynią, ale być złą to nic trudnego, potrafi to nawet dziecko. Dobrej magii nie znasz.
– Owszem, znam, i to jak!
Sol ukazała się już teraz wszystkim, niejeden zastanawiał się, skąd się wzięła, po prostu nagle się pojawiła. Ci jednak, którzy ją znali, zachodzili w głowę, dlaczego rozmawia akurat z tą bardzo młodą dziewczyną, stojącą samotnie na łące.
Tsi-Tsungga zakończył popisy przed dziewczynkami. Przysiadł wysoko na gałęzi, skąd miał doskonały widok.
– Sol z Ludzi Lodu – rzekł z podziwem do siebie. – Ona jest naprawdę wspaniała, ale dlaczego drażni się z Evelyn? To nieładnie z jej strony.
Jori także to dostrzegł i dotknięty już chciał rzucić się na pomoc swojej nowej przyjaciółce, lecz Ram go powstrzymał.
Nie wszyscy zauważyli, że coś się dzieje.
– Puść mnie! – prosił Jori. – Nie możemy na to pozwalać.
– Poczekaj – odparł Ram. – Poczekaj i zobacz.
– Dlaczego Sol trzyma ręce za plecami?
– Cicho, bo jeszcze cię usłyszą.
Sol kręciła się przed Evelyn-Griseldą.
– Potrafisz zgadnąć, co mam za plecami?
– Ani trochę mnie to nie interesuje.
– A powinno! Trzymam tam twoją duszę.
Był to bluff, ale podziałał. Griselda rzuciła się w przód z okrzykiem przerażenia, lecz nie mogła się wydostać z osobiście zakreślonego magicznego kręgu, do którego inne czarownice dołożyły swoje zaklęcia. Nie pozostawało jej nic innego, jak go zniweczyć. Rzuciła się na Sol, która cofnęła się szybciej niż wiatr.
– Co ta Sol robi? Przecież ona nic nie ma – szepnął Jori.
– Pst! – uciszał go Ram.
– To biedne dziecko, nie wolno tak postępować z samotną biedaczką.
Griselda musiała zauważyć jego poruszenie, zawołała bowiem:
– Jori, na pomoc, ona jest dla mnie niedobra!
Ram mocno przytrzymał chłopaka.
– Chcesz, żeby czerwony farangil zajął się twoją duszą? – zadrwiła Sol, uskakując przed atakiem Griseldy.
Wiedźma straciła panowanie nad sobą.
– Oddaj mi torebkę, dziwko przeklęta! – syknęła.
Aha, pomyślał ten i ów.
Ale Jori nie chciał niczego zrozumieć, czuł się odpowiedzialny za Evelyn, to on wszak ściągnął ją na wyprawę, winien był więc jej troskę i zainteresowanie przynajmniej do pewnego stopnia.
– Puść mnie, Ram!
Lemur zrozumiał wreszcie, że nie ma wyboru. Poprosił Indrę o fotografię, a kiedy już ją dostał, pokazał Joriemu.
Wyrywający się chłopak zdrętwiał. Jak sparaliżowany wpatrywał się w zdjęcie, na którym Ram dokładnie mu wskazał to, co powinien zobaczyć.
– Ach, nie! – jęknął. – Nie, to nie może być prawda!
– Ale jest. Czy teraz już możesz milczeć?
Jori pozieleniał na twarzy, schylił głowę, z trudem chwytając oddech, nie był w stanie myśleć jasno. Fotografia, którą trzymał w rękach, drżała.
Sol pociągnęła Griseldę za sobą na środek szerokiej ścieżki prowadzącej do muru. Nie była pewna, jakie powinno być jej następne posunięcie, wiedziała bowiem, że Griseldy nie da się zbyt długo oszukiwać. Oczywiście mogła z powrotem rozpłynąć się w powietrzu, to jednak byłoby jej klęską. Przez cały czas miała w uszach głos duchów Móriego:
„Teraz nasza kolej, oddaj nam pałeczkę, Sol”.
Ona jednak nie miała na razie na to ochoty.
Jaskari z wieżyczki obserwował zajście z wielkim zdziwieniem. Zobaczył, że Tsi siedzący na gałęzi woła do Sol, prosząc, by zostawiła biedne dziecko w spokoju. Jaskari w pełni się z nim zgadzał. Zeskoczył z Juggernauta, żeby zwrócić uwagę Marcowi i Ramowi, którzy zdawali się przyjmować wydarzenia z wielkim spokojem. Co w nich wszystkich wstąpiło? Czyżby zapomnieli, co nakazuje przyzwoitość?
– Co to za dowcipy? – spytał Joriego.
Niedobrze się stało, Ram powinien był schować fotografię, ale Jori wciąż trzymał ją w ręku i bez słowa, blady i wstrząśnięty, pokazał zdjęcie Jaskariemu.
Jasnowłosy kłębek mięśni popatrzył na nie zdziwiony.
– Co to ma znaczyć?
Urwał. Jego dłoń zgniotła brzeg zdjęcia, aż Jori musiał mu je odebrać, bo mogło wszak przydać się jeszcze jako dowód. Elena wciąż stała przy gąsienicy Juggernauta, nie pojmowała, dlaczego twarz Jaskariego nagle tak strasznie się zmienia. Przeraziła się. Co było na tym zdjęciu, w które wszyscy się wpatrywali, i dlaczego Sol tak brzydko drażni się z Evelyn?
Z gardła Jaskariego wyrwał się dziwny dźwięk, głęboki, jakby z samej głębi duszy, przeradzając się w szaleńczy wrzask. Chłopak wspiął się z powrotem do Juggernauta i zapuścił silnik, tak jak Madragowie z dumą przed chwilą go nauczyli. Wszyscy inni pozostali na ziemi, lecz Jaskari nie widział nikogo, miał tylko jeden cel.
– Nie, Jaskari, nie! – zawołał Marco. – Nie rób tego, musimy się dowiedzieć, gdzie…
Jaskari nie słuchał. Widział tylko tę, która zniszczyła kruche, piękne uczucie, łączące jego i Elenę. Czarownicę, która zbrukała go tak, że trudno mu będzie znaleźć radość w zbliżeniu z tą, którą kochał.
Dla takiej nikczemności nie ma miłosierdzia.
Gąsienice Juggernauta zaskrzypiały i nieubłaganie potoczyły się po trawie.
Griselda słyszała ogłuszający ryk straszliwego pojazdu, ale nie miała czasu na zajmowanie się głupimi nowoczesnymi maszynami, obróciła się w koło i rozejrzała za kobietą o żółtych oczach, ale ta gdzieś zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Griselda chętnie by się nauczyła takiej sztuki.
Gdzie ona jest? Gdzie się podziała? Muszę odzyskać swoją torebkę, to niemożliwe, żeby ją odnaleźli!
Ale skąd mogli wiedzieć, że moja tajemnica ukrywa się właśnie w sakiewce?
Griselda za późno zrozumiała, że sama się zdradziła.
Zielony leśny faun wołał z drzewa:
– Zatrzymaj się, Jaskari, nie widzisz, że jedziesz prosto na nią!
Na kogo znów jedzie?
Juggernaut się nie zatrzymał.
Wreszcie, kiedy ryk motoru stał się już trudny do zniesienia i wszyscy zebrani na łące podnieśli krzyk, Griselda odwróciła się i zobaczyła potworną maszynę wznoszącą się przed nią niczym wieża i sunącą w jej kierunku.
Zaniosła się krzykiem jak drapieżny ptak i rzuciła do ucieczki. Najpierw przed siebie oczywiście, ale to był błędny ruch. W bok…
Juggernaut był szeroki jak czteropasmowa jezdnia, z hukiem poruszał się do przodu w określonym celu, sterowany przez rozpalonego żądzą zemsty Jaskariego. Tsi-Tsungga musiał przeskoczyć na rosnące dalej w głębi lasu drzewo, inaczej strąciłaby go nadbudówka, a Griselda…
Zdążyła jeszcze wykrzyczeć przekleństwo na nich wszystkich i obietnicę, że wróci, a wtedy dręczyć ich będzie niczym w ogniu piekielnym.
Juggernaut bezlitośnie parł naprzód…
24