– To niemożliwe! – głośno zawołał pastor. – Nasza droga Griselda została tak strasznie zhańbiona!
– Niemożliwe – powtórzył szeryf kategorycznym tonem. – Chcesz oczernić kobietę o najgorętszym sercu w miasteczku? Mielibyśmy skazać i zgładzić wszystkie te niewiasty wyłącznie za sprawą jej humorów, jak twierdzisz? To ci dopiero!
Thomas podsunął im listę pod nos.
– Popatrzcie sobie na to i zastanówcie się!
– Pani Jones – cierpko przeczytał sędzia. – A cóż takiego Griselda mogła mieć przeciwko swojej miłej sąsiadce?
– A czy pani Jones nie dostała tego kawałka dodatkowej ziemi, na którym Griselda chciała zasadzić rzepę? Następna Evelyn Smith. Czy nie wygrała konkursu na najlepsze ciasto, w którym Griselda zajęła drugie miejsce? Dalej Milly, prześliczna dziewczyna, a z cudzą urodą, uwierzcie mi, Griselda nie potrafi się pogodzić.
– Zastanów się, to przecież błahostki! Muszę przyznać, młody człowieku, że nie spodziewałem się po tobie takiego zachowania. Czy wiesz, że we Francji na stosie giną także czarnoksiężnicy? Męskie odpowiedniki wiedźm. Zastanów się nad tym!
W słowach tych kryła się bezpośrednia groźba. Thomas czuł się przyparty do muru, lecz myśl o młodziutkiej Mary-Lou, osadzonej w areszcie i niczego nie rozumiejącej, skłoniła go, by obstawał przy swoim. A na wspomnienie Griseldy ciarki przechodziły mu po plecach.
– Powtarzam, że ona ma tajemną komnatkę. Jeszcze za pokojem, który jest za bawialnią. Byłem tam, nie możecie mi uwierzyć?
Oni jednak nie chcieli słuchać.
– Siedem kobiet powieszono, ponieważ należały do sekty czcicieli diabła, wśród nich były pani Jones i Milly. Chcesz, aby taka ohyda wciąż się panoszyła w naszym miasteczku? Chcesz, byśmy powiesili najczystszą z nich wszystkich? Ją, Griseldę, która z własnej kieszeni łożyła na utrzymanie moich ludzi, na materiały do budowy szubienicy, na nową chrzcielnicę w kościele…
– Mówię tylko, co widziałem – jęknął Thomas zmęczony i zrezygnowany. – Opowiedziałem wam, co znajduje się w sekretnej izdebce, tyle ile zdążyłem zauważyć, ale nie wspomniałem o najgorszym. W tym pokoju znajdowała się jeszcze inna nieduża istota. Prawdziwy… inkub?
– Czyś ty całkiem postradał zmysły, chłopcze? – wrzasnął sędzia.
Pastor zachował milczenie. Wspomniał nieprzyjemne uczucie, które zawsze wydawało mu się cieniem sennego koszmaru. Sen rozgrywał się w zakrystii i był niezwykle bluźnierczy, pastor nienawidził nawet wspomnienia o nim. Uczestniczyła w nim również Griselda i pastor zawsze przy spotkaniu z nią odczuwał wstyd. A jeśli ona wiedziała? Pamiętał jedynie niewyraźne szczegóły, cienkie siwożółte włosy Griseldy przy swojej twarzy, zapasowe kandelabry, które się wywracały, i zapach, ten oszałamiający, budzący pożądanie zapach.
Nic więcej, lecz to i tak było już dostatecznie ohydne.
Opowiadanie Thomasa pasowało do wspomnień pastora. Ogarnęły go mdłości. Było to wtedy, gdy został z Griselda sam w kościele, pomagała mu w przygotowaniach do jutrzni, która miała zostać odprawiona następnego dnia, weszli do zakrystii…
I tam właśnie wydarzyło się coś dziwnego, tak, właśnie wtedy, teraz już sobie przypominał. Nagle znów znalazł się w kościele, Griselda zniknęła, a on nie mógł pojąć, jak to możliwe, że scena zmieniła się tak prędko. Czuł się wycieńczony i obolały, musiał przysiąść na jednej z ławek. Nagła utrata pamięci, pomyślał wtedy, a w najgorszym przypadku jakiś nieduży udar.
Lecz jeśli wydarzenie to miało związek ze „snem” i z historią opowiedzianą przez Thomasa?
– Szeryfie, pójdzie pan tam – zdecydował. – Proszę zabrać też kilku porządnych ludzi.
Sam nie chciał mieć z tym do czynienia.
– Oszalałeś, pastorze? – prychnął sędzia. – Wierzysz w to, co mówi ten szaleniec?
– Nie – skłamał pastor. – Właśnie dlatego, że nie wierzę, chcę, abyśmy zdobyli dowody, że w domu tej dobrej kobiety nie ma żadnego takiego pomieszczenia, i raz na zawsze uwolnili ją od zarzutów. Wiecie przecież, jak łatwo można w miasteczku rozpuścić plotki.
– Słusznie. Szeryfie, proszę iść bez zwłoki. Albo zaraz, ja także się do was przyłączę. Mój pracownik dopilnuje, by Thomas nie uciekł. Idziesz z nami, pastorze?
Ale dobry ojciec kościoła wymówił się wizytą u konającego.
Thomas odetchnął z ulgą. Dzięki ci, dobry Boże, pomyślał – nieco za wcześnie.
Griselda, nasycona i pewna siebie, siedziała na brzegu sofy, rozkoszując się wspomnieniami. Thomas Llewellyn należał teraz do niej. Nic nie szkodzi, że nie była przytomna, kiedy odchodził, on nie musi zapominać wszak o tych chwilach, przeciwnie – będzie wracał do nich z radością i niebawem znów przyjdzie. Będzie przychodził często.
W zapadającym zmierzchu dostrzegła pięciu zbliżających się mężczyzn. Maszerowali zdecydowanie, ich kroki głucho odbijały się od pokrytej śniegiem ziemi. Poderwała się. Czego oni tu szukają? Prędko niczym myśl pomknęła w głąb domu i zamknęła na klucz drzwi do tajemnej alkowy. Dla pewności zastawiła je jeszcze pustą szafą. Miała wprawę, robiła to już tyle razy wcześniej. Poprawiła jak mogła ubranie, włosy zawiązała w skromny węzeł na karku, a potem otworzyła drzwi i powitała ich z uśmiechem.
– Jakaż miła wizyta! Drogi szeryf i sędzia Swift, cóż za zaszczyt dla moich skromnych progów!
Trzech pozostałych nie wymieniła z nazwiska, byli wszak tylko prostymi wieśniakami.
Sędzia odezwał się zakłopotany:
– Otrzymaliśmy bardzo nieprzyjemne zgłoszenie, droga Griseldo. Młody Llewellyn przyniósł zaiste szalone plotki Nasz wielebny pastor uznał, że musimy uczynić wszystko, by oczyścić cię z tych płynących ze złego serca oskarżeń.
Griselda straszliwie pobladła pod szminką. Thomas? Jej zwierzyna, jakże śmiał…? Przecież był taki rozpalony, tak samo rozochocony jak ona. Nie mógł podejrzewać użycia maści, nie domyślał się przecież nawet jej istnienia. Dlaczego miałby ją oskarżać? Nie mogła niczego pojąć. Wiedziała jedynie, że ją oszukał, zdradził. Z całych sił starała się powstrzymać okrzyk wściekłości. Rozczarowanie wprost w niej wrzało.
– Nie pojmuję – rzekła łagodnie. – Co może mnie łączyć z tym młodym człowiekiem, ledwie go znam? Odprowadził mnie wczoraj do domu, bardzo to miłe z jego strony, ale… Oskarżenia, powiadacie. Jakiego rodzaju oskarżenia?
– Owszem, wiem, że to zabrzmi śmiesznie, ale ów młody człowiek twierdzi, że uprawiasz czary, Griseldo. Ze masz izdebkę, która…
Czym też zajmował się ten nędznik, podczas gdy ona leżała nieprzytomna, rozkoszując się swym najwspanialszym spełnieniem? W dodatku sędzia wymachuje jej przed nosem własnoręcznie przez nią sporządzoną listą!
Ach, nie! A więc Thomas zaglądał do jej tajemnej komnatki! Teraz dobre rady były w cenie.
Maść, maść, otworzę woreczek. Pokażę im zaraz cudowny taniec. Wszyscy oszaleją, będą walczyć o mnie jak kocury, a potem sprawię, że o wszystkim zapomną.
Niestety, zostawiłam sakiewkę tam, w środku, i tak starannie się umyłam.
Griselda ledwie mogła oddychać. W głowie jej się kręciło, rozpaczliwie szukała słów, znów była bliska utraty przytomności.
Wreszcie wydusiła z siebie:
– Ależ to nieszczęśliwy młodzieniec! Cóż za straszne pomysły snują mu się po głowie? Co to za lista? Nie znam jej. I jakaś tajemnicza izdebka, moi panowie? Gdzieżby miała być? Proszę, przeszukajcie dom, to nie potrwa długo.
Sędzia, wciąż onieśmielony, pokiwał głową.
– Tak właśnie mówił nasz drogi pastor. Prosił, abyśmy to zrobili, by udowodnić fałszywość tych oskarżeń.