Выбрать главу

- Bylo kilku, a jakze. Najczesciej, kiedy uslyszeli, ze strzyge trzeba odczarowac, a nie zabic, wzruszali ramionami i odjezdzali. Dlatego tez znacznie wzrósl mój szacunek dla wiedzminów, Geralt. No a potem przyjechal jeden, mlodszy byl od ciebie, imienia nie pamietam, o ile je w ogóle podal. Ten spróbowal.

- No i?

- Zebata królewna rozwlóczyla jego flaki na sporej odleglosci. Z pól strzelenia z luku.

Geralt pokiwal glowa.

- To wszyscy?

- Byl jeszcze jeden.

Velerad milczal przez chwile. Wiedzmin nie ponaglal go.

- Tak - rzekl wreszcie grododzierzca. - Byl jeszcze jeden. Z poczatku, gdy mu Foltest zagrozil szubienica, jezeli zabije lub okaleczy strzyge, rozesmial sie tylko i zaczal sie pakowac. No, ale potem...

Velerad ponownie sciszyl glos prawie do szeptu, nachylajac sie przez stól.

- Potem podjal sie zadania. Widzisz, Geralt, jest tu w Wyzimie paru rozumnych ludzi, nawet na wysokich stanowiskach, którym cala ta sprawa obrzydla. Plotka glosi, ze ci ludzie przekonali po cichu wiedzmina, aby nie bawiac sie w zadne ceregiele ani czary, zatlukl strzyge, a królowi powiedzial, ze czar nie podzialal, ze córeczka spadla ze schodów, no ze zdarzyl sie wypadek przy pracy. Król, wiadomo, rozzlosci sie, ale skonczy sie na tym, ze nie zaplaci ani orena nagrody. Szelma wiedzmin na to, ze za darmo sami sobie mozemy chodzic na strzygi. No, co bylo robic... Zlozylismy sie, potargowali... Tylko ze nic z tego nie wyszlo.

Geralt podniósl brwi.

- Nic, powiadam - rzekl Velerad. - Wiedzmin nie chcial isc od razu, pierwszej nocy. Lazil, czail sie, krecil po okolicy. Wreszcie, jak powiadaja, zobaczyl strzyge, zapewne w akcji, bo bestia nie wylazi z krypty tylko po to, zeby rozprostowac nogi. Zobaczyl ja wiec i tej samej nocy zwial. Bez pozegnania.

Geralt wykrzywil lekko wargi w czyms, co prawdopodobnie mialo byc usmiechem.

- Rozumni ludzie - zaczal - zapewne maja jeszcze te pieniadze? Wiedzmini nie biora z góry.

- Ano - rzekl Velerad - pewnie maja.

- Plotka nie mówi, ile tego jest?

Velerad wyszczerzyl zeby.

- Jedni mówia: osiemset...

Geralt pokrecil glowa.

- Inni - mruknal grododzierzca - mówia o tysiacu.

- Nieduzo, jesli wziac pod uwage, ze plotka wszystko wyolbrzymia. W koncu król daje trzy tysiace.

- Nie zapominaj o narzeczonej - zadrwil Velerad. - O czym my rozmawiamy? Wiadomo, ze nie dostaniesz tamtych trzech tysiecy.

- Skad to niby wiadomo?

Velerad huknal dlonia o blat stolu.

- Geralt, nie psuj mojego wyobrazenia o wiedzminach! To juz trwa szesc lat z hakiem! Strzyga wykancza do pól setki ludzi rocznie, teraz mniej, bo wszyscy trzymaja sie z daleka od palacu. Nie, bracie, ja wierze w czary, niejedno widzialem i wierze, do pewnego stopnia, rzecz jasna, w zdolnosci magów i wiedzminów. Ale z tym odczarowywaniem to bzdura, wymyslona przez garbatego i usmarkanego dziada, który zglupial od pustelniczego wiktu, bzdura, w która nie wierzy nikt. Prócz Foltesta. Nie, Geralt! Adda urodzila strzyge, bo spala z wlasnym bratem, taka jest prawda i zaden czar tu nie pomoze. Strzyga zre ludzi, jak to strzyga, i trzeba ja zabic, normalnie i po prostu. Sluchaj, dwa lata temu kmiotkowie z jakiegos zapadlego zadupia pod Mahakamem, którym smok wyzeral owce, poszli kupa, zatlukli go klonicami i nawet nie uznali za celowe sie tym szczególnie chwalic. A my tu, w Wyzimie, czekamy na cud i ryglujemy drzwi przy kazdej pelni ksiezyca albo wiazemy przestepców do palika przed dworzyszczem liczac, ze bestia nazre sie i wróci do trumny.

- Niezly sposób - usmiechnal sie wiedzmin. - Przestepczosc zmalala?

- Ani troche.

- Do palacu, tego nowego, któredy?

- Zaprowadze cie osobiscie. Co bedzie z propozycja rzucona przez rozumnych ludzi?

- Grododzierzco - rzekl Geralt. - Po co sie spieszyc? Przeciez naprawde moze zdarzyc sie wypadek przy pracy, niezaleznie od moich intencji. Wtedy rozumni ludzie winni pomyslec, jak ocalic mnie przed gniewem króla i przygotowac te tysiac piecset orenów, o których mówi plotka.

- Mialo byc tysiac.

- Nie, panie Velerad - powiedzial wiedzmin stanowczo.

- Ten, któremu dawaliscie tysiac, uciekl na sam widok strzygi, nawet sie nie targowal. To znaczy, ryzyko jest wieksze niz tysiac. Czy nie jest wieksze niz póltora tysiaca, okaze sie. Oczywiscie, ja sie przedtem pozegnam.

Velerad podrapal sie w glowe.

- Geralt? Tysiac dwiescie?

- Nie, grododzierzco. To nie jest latwa robota. Król daje trzy, a musze wam powiedziec, ze odczarowac jest czasem latwiej niz zabic. W koncu którys z moich poprzedników zabilby strzyge, gdyby to bylo takie proste. Myslicie, ze dali sie zagryzc tylko dlatego, ze bali sie króla?

- Dobra, bracie - Velerad smetnie pokiwal glowa. - Umowa stoi. Tylko przed królem ani mru-mru o mozliwosci wypadku przy pracy. Szczerze ci radze.

III

Foltest byl szczuply, mial ladna - za ladna - twarz. Nie mial jeszcze czterdziestki, jak ocenil wiedzmin. Siedzial na karle rzezbionym z czarnego drewna, nogi wyciagnal w strone paleniska, przy którym grzaly sie dwa psy. Obok, na skrzyni siedzial starszy, poteznie zbudowany mezczyzna z broda. Za królem stal drugi, bogato odziany, z dumnym wyrazem twarzy. Wielmoza.

- Wiedzmin z Rivii - powiedzial król po chwili ciszy, jaka zapadla po wstepnej przemowie Velerada.

- Tak, panie - Geralt schylil glowe.

- Od czego ci tak leb posiwial? Od czarów? Widze, zes niestary. Dobrze juz, dobrze. To zart, nic nie mów. Doswiadczenie, jak smiem przypuszczac, masz niejakie?

- Tak, panie.

- Radbym posluchac.

Geralt sklonil sie jeszcze nizej.

- Wiecie wszak, panie, ze nasz kodeks zabrania mówienia o tym, co robimy.

- Wygodny kodeks, mosci wiedzminie, wielce wygodny. Ale tak, bez szczególów, z borowikami miales do czynienia?

- Tak.

- Z wampirami, z leszymi?

- Tez.

Foltest zawahal sie.

- Ze strzygami?

Geralt uniósl glowe, spojrzal królowi w oczy.

- Tez.

Foltest odwrócil wzrok.

- Velerad!

- Slucham, milosciwy panie.

- Wprowadziles go w szczególy?

- Tak, milosciwy panie. Twierdzi, ze królewne mozna odczarowac.

- To wiem od dawna. W jaki sposób, mosci wiedzminie? Ach, prawda, zapomnialem. Kodeks. Dobrze. Tylko jedna mala uwaga. Bylo tu juz u mnie kilku wiedzminów. Velerad, mówiles mu? Dobrze. Stad wiem, ze wasza specjalnoscia jest raczej zabijanie, a nie odczynianie uroków. To nie wchodzi w rachube. Jezeli mojej córce spadnie wlos z glowy, ty swoja polozysz na pienku. To tyle. Ostrit, a i wy, panie Segelin, zostancie, udzielcie mu tyle informacji, ile bedzie chcial. Oni zawsze duzo pytaja, wiedzmini. Nakarmcie go i niech mieszka w palacu. Niech sie nie wlóczy po karczmach.

Król wstal, gwizdnal na psy i ruszyl ku drzwiom, rozrzucajac slome pokrywajaca podloge komnaty. Przy drzwiach odwrócil sie.

- Uda ci sie, wiedzminie, nagroda jest twoja. Moze jeszcze cos dorzuce, jesli dobrze sie spiszesz. Oczywiscie, bajania pospólstwa co do ozenku z królewna nie zawieraja slowa prawdy. Nie sadzisz chyba, ze wydam córke za byle przyblede?

- Nie, panie. Nie sadze.

- Dobrze. To dowodzi, ze jestes rozumny.

Foltest wyszedl, zamykajac za soba drzwi. Velerad i wielmoza, którzy dotychczas stali, natychmiast rozsiedli sie przy stole. Grododzierzca dopil w polowie pelny puchar króla, zajrzal do dzbana, zaklal. Ostrit, który zajal fotel Foltesta, patrzyl na wiedzmina spode lba, gladzac dlonmi rzezbione porecze. Segelin, brodacz, skinal na Geralta.

- Siadajcie, mosci wiedzminie, siadajcie. Zaraz wieczerze podadza. O czym chcielibyscie rozmawiac? Grododzierzca Velerad powiedzial wam juz chyba wszystko. Znam go i wiem, ze powiedzial predzej za duzo niz za malo.