- Tylko kilka pytan.
- Zadajcie je.
- Mówil grododzierzca, ze po pojawieniu sie strzygi król wezwal wielu Wiedzacych.
- Tak bylo. Ale nie mówcie: "strzyga", mówcie: "królewna". Latwiej unikniecie takiej pomylki przy królu... i zwiazanych z tym przykrosci.
- Czy wsród Wiedzacych byl ktos znany? Slawny?
- Byli tacy i wówczas, i pózniej. Nie pamietam imion... A wy, panie Ostrit?
- Nie pamietam - rzekl wielmoza. - Ale wiem, ze niektórzy cieszyli sie slawa i uznaniem. Mówilo sie o tym duzo.
- Czy byli zgodni co do tego, ze zaklecie mozna zdjac?
- Byli dalecy od zgody - usmiechnal sie Segelin. - W kazdym przedmiocie. Ale takie stwierdzenie padlo. Mialo to byc proste, wrecz nie wymagajace zdolnosci magicznych, i jak zrozumialem, wystarczylo, aby ktos spedzil noc, od zachodu slonca do trzecich kurów, w podziemiu, przy sarkofagu.
- Rzeczywiscie, proste - parsknal Velerad.
- Chcialbym uslyszec opis... królewny.
Velerad zerwal sie z krzesla.
- Królewna wyglada jak strzyga! - wrzasnal.
- Jak najbardziej strzygowata strzyga, o jakiej slyszalem! Jej wysokosc królewska córka, przeklety nadbekart, ma cztery lokcie wzrostu, przypomina baryle piwa, ma morde od ucha do ucha, pelna zebów jak sztylety, czerwone slepia i rude kudly! Lapska, opazurzone jak u zbika, wisza jej do samej ziemi! Dziwie sie, ze jeszcze nie zaczelismy rozsylac jej miniatur po zaprzyjaznionych dworach! Królewna, niech ja zaraza udusi, ma juz czternascie lat, czas pomyslec o wydaniu jej za jakiegos królewicza!
- Pohamuj sie, grododzierzco - zmarszczyl sie Ostrit, zerkajac w strone drzwi. Segelin usmiechnal sie lekko.
- Opis, choc tak obrazowy, byl w miare dokladny, a o to chodzilo mosci wiedzminowi, prawda? Velerad zapomnial dodac, ze królewna porusza sie z niewiarygodna predkoscia i jest o wiele silniejsza, niz mozna wnosic z jej wzrostu i budowy. A to, ze ma czternascie lat, jest fak-tem. O ile to wazne.
- Wazne - powiedzial wiedzmin. - Czy ataki na ludzi zdarzaja sie tylko podczas pelni?
- Tak - odrzekl Segelin. - Jezeli napada poza starym palacem. W palacu, niezaleznie od fazy ksiezyca, ludzie gineli zawsze. Ale wychodzi tylko podczas pelni, a i to nie kazdej.
- Czy byl chociaz jeden wypadek ataku za dnia?
- Nie. Za dnia nie.
- Zawsze pozera ofiary?
Velerad splunal zamaszyscie na slome.
- Niech cie, Geralt, zaraz wieczerza bedzie. Tfu! Pozera, nadgryza, zostawia, róznie, zaleznie od humoru zapewne. Jednemu tylko glowe odgryzla, paru wybebeszyla, a paru ogryzla na czysto, do gola, mozna by rzec. Taka jej mac!
- Uwazaj, Velerad - syknal Ostrit. - O strzydze gadaj, co chcesz, ale Addy nie obrazaj przy mnie, bo przy królu sie nie odwazasz!
- Czy byl ktos, kogo zaatakowala, a przezyl? - spytal wiedzmin, pozornie nie zwracajac uwagi na wybuch wielmozy.
Segelin i Ostrit spojrzeli po sobie.
- Tak - powiedzial brodacz. - Na samym poczatku, szesc lat temu, rzucila sie na dwóch zolnierzy stojacych na warcie u krypty. Jednemu udalo sie uciec.
- I pózniej - wtracil Velerad - mlynarz, na którego napadla pod miastem. Pamietacie?
Mlynarza przyprowadzono na drugi dzien, póznym wieczorem, do komnatki nad kordegarda, w której zakwaterowano wiedzmina. Przyprowadzil go zolnierz w plaszczu z kapturem.
Rozmowa nie dala wiekszych rezultatów. Mlynarz byl przerazony, belkotal, jakal sie. Wiecej powiedzialy wiedzminowi jego blizny: strzyga miala imponujacy rozstaw szczek i rzeczywiscie ostre zeby, w tym bardzo dlugie górne kly - cztery, po dwa z kazdej strony. Pazury zapewne ostrzejsze od zbiczych, choc mniej zakrzywione. Tylko dlatego zreszta udalo sie mlynarzowi wyrwac.
Zakonczywszy ogledziny, Geralt skinal na mlynarza i zolnierza, odprawiajac ich. Zolnierz wypchnal chlopa za drzwi i zdjal kaptur. Byl to Foltest we wlasnej osobie.
- Siadaj, nie wstawaj - rzekl król. - Wizyta nieoficjalna. Zadowolony z wywiadu? Slyszalem, ze byles w dworzyszczu przed poludniem.
- Tak, panie.
- Kiedy przystapisz do dziela?
- Do pelni cztery dni. Po pelni.
- Wolisz sam sie jej wczesniej przyjrzec?
- Nie ma takiej potrzeby. Ale najedzona... królewna... bedzie mniej ruchliwa.
- Strzyga, mistrzu, strzyga. Nie bawmy sie w dyplomacje. Królewna to ona dopiero bedzie. O tym zreszta przyszedlem z toba porozmawiac. Odpowiadaj, nieoficjalnie, krótko i jasno: bedzie czy nie bedzie? Nie zaslaniaj mi sie tylko zadnym kodeksem.
Geralt potarl czolo.
- Potwierdzam, królu, ze czar mozna odczynic. I jezeli sie nie myle, to rzeczywiscie spedzajac noc w dworzyszczu. Trzecie pianie koguta, o ile zaskoczy strzyge poza sarkofagiem, zlikwiduje urok. Tak zwykle postepuje sie ze strzygami.
- Takie proste?
- To nie jest proste. Trzeba te noc przezyc, to raz. Mozliwe sa tez odstepstwa od normy. Na przyklad nie jedna noc, ale trzy. Kolejne. Sa tez przypadki... no... beznadziejne.
- Tak - zachnal sie Foltest. - Ciagle to slysze od niektórych. Zabic potwora, bo to przypadek nieuleczalny. Mistrzu, jestem pewien, ze juz z toba rozmawiano. Co? Zeby zarabac ludojadke bez ceregieli, na samym wstepie, a królowi powiedziec, ze inaczej sie nie dalo. Król nie zaplaci, my zaplacimy. Bardzo wygodny sposób. I tani. Bo król kaze sciac lub powiesic wiedzmina, a zloto zostanie w kieszeni.
- Król bezwarunkowo kaze sciac wiedzmina? - wykrzywil sie Geralt.
Foltest przez dluzsza chwile patrzyl w oczy Riva.
- Król nie wie - powiedzial wreszcie. - Ale liczyc sie z taka ewentualnoscia wiedzmin raczej powinien.
Teraz Geralt chwile pomilczal.
- Zamierzam zrobic, co w mojej mocy - rzekl po chwili. - Ale gdyby poszlo zle, bede bronil swojego zycia. Wy, panie, tez sie musicie liczyc z taka ewentualnoscia.
Foltest wstal.
- Nie rozumiesz mnie. Nie o to chodzi. To jasne, ze zabijesz ja, gdy sie zrobi goraco, czy mi sie to podoba, czy nie. Bo inaczej ona ciebie zabije, na pewno i nieodwolalnie. Nie rozglaszam tego, ale nie ukaralbym nikogo, kto zabilby ja w obronie wlasnej. Ale nie dopuszcze, aby zabito ja, nie próbujac uratowac. Byly juz próby podpalenia starego palacu, strzelali do niej z luków, kopali doly, zastawiali sidla i wnyki dopóty, dopóki kilku nie powiesilem. Ale nie o to chodzi. Mistrzu, sluchaj!
- Slucham.
- Po tych trzech kurach nie bedzie strzygi, jesli dobrze zrozumialem. A co bedzie?
- Jezeli wszystko pójdzie dobrze, czternastolatka.
- Czerwonooka? Z zebami jak krokodyl?
- Normalna czternastolatka. Tyle ze...
- No?
- Fizycznie.
- Masz babo placek. A psychicznie? Codziennie na sniadanie wiadro krwi? Udko dziewczecia?
- Nie. Psychicznie... Nie sposób powiedziec... Sadze, ze na poziomie, bo ja wiem, trzyletniego, czteroletniego dziecka. Bedzie wymagala troskliwej opieki przez dluzszy czas.
- To jasne. Mistrzu?
- Slucham.
- Czy to jej moze wrócic? Pózniej?
Wiedzmin milczal.
- Aha - rzekl król. - Moze. I co wtedy?
- Gdyby po dlugim, kilkudniowym omdleniu zmarla, trzeba spalic cialo. I to predko.
Foltest zasepil sie.
- Nie sadze jednak - dodal Geralt - aby do tego doszlo. Dla pewnosci udziele wam, panie, kilku wskazówek, jak zmniejszyc niebezpieczenstwo.
- Juz teraz? Nie za wczesnie, mistrzu? A jezeli...
- Juz teraz - przerwal Riv. - Róznie bywa, królu. Moze sie zdarzyc, ze rano znajdziecie w krypcie odczarowana królewne i mojego trupa.
- Az tak? Pomimo mojego zezwolenia na obrone wlasna? Na którym, zdaje mi sie, nie bardzo ci nawet zalezalo?
- To jest powazna sprawa, królu. Ryzyko jest wielkie. Dlatego sluchajcie: królewna stale musi nosic na szyi szafir, najlepiej inkluz, na srebrnym lancuszku. Stale. W dzien i w nocy.