Marek przyhołubił grecką kurtyzanę imieniem Fryne[48] — raczej nie tą, która pewnie wciąż zadziwia na ateńskich dworach swoim słynnym striptizem. Rozbudzał ją drobnymi łyczkami szkockiej z wodą sodową, choć z jego ukradkowych spojrzeń wnosiłam, że naprawdę to zależy mu na Kaby. Sid uspokajającymi słowami przekonywał wojowniczą dziewuchę, żeby zagryzła wino pełnowartościowym chlebem i oliwkami. Doktorek, o dziwo, prowadził ożywioną i sensowną rozmowę z SiedemCe i Maud; być może wymieniali się poglądami na temat Północnych Mielizn Wenusjańskich. Beau przeskoczył na „Panther Rag”[49], a Bruce i Lili, oparci o fortepian, choć uśmiechali się taktownie, trajkotali do siebie bez opamiętania.
Illy obejrzał ich wszystkich od stóp do głów i zaskrzeczał:
— Zwierzęta w ubraniu to pocieszny widok, złotko! Jakbyście nosili sztandary.
Może i coś w tym było, choć mój sztandar — szary sweter i spódnica — kojarzył się ze środą popielcową. Przybliżył mi do twarzy jedno ze swoich ramion, żeby ocenić mój uśmiech, i rzekł z cichym skrzekiem:
— Wydaję ci się nudny lub bezbarwny dlatego, że nie noszę sztandarów? Jeszcze jeden umrzyk sprzed miliarda lat w twojej rachubie czasu, szary i podupadły jak dzisiejsza Luna, niegdyś wasza siostrzana planeta i raj pełen powietrza, wody i pierzastych lasów… A może ciekawi cię moja odmienność, jak twoja mnie ciekawi, dziewczyno z przyszłości oddalonej o miliard lat w mojej rachubie czasu?
— Słodki jesteś, Illy. — Poklepałam go lekko. Zauważyłam, że jego futro nadal drży po przeżytych emocjach, pomyślałam więc sobie: do diabła z zaleceniami Sida, wypytam go o przygody z satyrem i Kaby. Nie dość, że biedaczek zawędrował miliard lat od domu, to jeszcze musiał tyle w sobie dusić! Poza tym, umierałam z ciekawości.
6
Kaby odepchnęła drugą porcję chleba z oliwkami, którą podtykał jej Sid, a kiedy zmarszczył swoje krzaczaste brwi, stanowczo pokręciła głową, dając do zrozumienia, że wie, co robi. Wstała i przyjęła wojowniczą postawę. Rozmowy raptownie ucichły, nawet między Bruceem a Lili. Twarz Kaby nie była już ściągnięta, jej głos nie brzmiał ostro, ale na pewno nie czuła się jeszcze całkiem odprężona.
— Pająkom biada i Krecie! Wytrwajcie jak cne niewiasty, bo straszne wieści przynoszę. Po zdjęciu z przodka armaty słyszymy: skwierczy wodorost. Ledwieśmy zwiali za skały, już działo bielą gorzeje, trafione żarem piekielnym. Liczebną mieli przewagę, użyłam przywoływacza.
Nie mam pojęcia, jak to się jej udaje… ale udaje się nawet po angielsku. Oczywiście, wtedy tylko, gdy ma coś ważnego do powiedzenia. Może wcześniej się przygotowuje…
Beau twierdzi, że starożytni dopasowują myśli do miary wierszowej równie łatwo, jak my wybieramy właściwe słowo, ale nie wiem, na jakim poziomie stało językoznawstwo na uniwersytecie w Vicksburgu. Chociaż nie powinnam mieć wątpliwości, skoro na moich oczach Kaby ciągnęła z poetycką swadą:
— Nie dałam jednak się zabić, pragnęłam Greków rozgromić… ich własnym działem żarowym. Planuję bokiem się podkraść. Druhowie lezą tuż przy mnie i chociaż chłopy, to dzielne. Widzimy drani w ukryciu, Węży w liczbie ogromnej, parszywców w strojach kreteńskich.
Jej słowa wywołały pomruk oburzenia, bo — jak się zdążyłam dowiedzieć od żołnierzy — na wojnie zmian, choć bezlitosnej, obowiązuje pewien kodeks zasad. Ale my, mistrzowie rozrywki, nie wypowiadamy się na ten temat.
— Ledwieśmy wrogów dojrzeli — snuła wątek Kaby — mordercza salwa zagrzmiała. Promienie żrące, palące ognistym gradem się leją. Kreteńskiej broniąc bogini, Lunanin traci swe ramię. My tedy w nogi za wydmę i potem chyżo ku plaży. Tam rzeczy widać potworne, bo nasze zacne okręty już toną albo i na dnie! Z pomocą Wężów nikczemnych ponownie biją nas Grecy! Zbrudzone dymem niebiosa; pływają czarne okręty dokoła wraków jak żuki, co wstrętnym gnojem się żywią… Herosów dzisiaj krew piją. Spokojna plaża, słoneczna, aż raptem wicher nadciąga. Przeżywam zmiany głębokie, cierpienia czyjeś i smutki. W pamięci nowe wspomnienia, w przeszłości ścieżki spaczone, na ręku trzy są pieprzyki. Bogini, bogini, o wielka trójbogini! — Głos jej zadrżał. Sid wyciągnął rękę, lecz zaraz się pozbierała. — Bogini, użycz mi siły, bym wszystko mogła powiedzieć. Wpadamy tedy do wody, dajemy nura w głębiny. Akurat wtenczas nad nami piekielny żar się przelewa. Zielona, chłodna powierzchnia wybucha białą kipielą. Jak wcześniej chyba wspomniałam, użyłam przywoływacza. Po chwili wrota otwarte: w otchłani z dala od pary, co kłębem bucha śmiertelnym. Wpadamy pędem we wrota jak strachem zdjęte minogi, a z nami woda się wlewa.
W chicagowskiej dzielnicy Gold Coast swego czasu Dave przybliżał mi tajniki zawodu płetwonurka. Mogłam sobie wyobrazić, jak w ciemnej toni wyglądały wrota, którymi uciekała Kaby.
— Chwilowo chaos panował, nim wrota zgasły za nami i w mgnieniu oka nas złowił specjalny Ekspres Pająków. W Ekspresie woda do kolan, ciasnota większa jak w Miejscu. U steru stary czarodziej, ekscentryk Benson vel Carter. W te pędy wodę usuwa, używa przywoływacza. Jesteśmy wreszcie wyschnięci, czujemy przypływ energii, Lunanin ściągnął skafander, patrzymy… aż tu serwisant rozbłyska, miga, wariuje! Nasz magik trąca go palcem i zaraz pada bez czucia, zaś pustka ciemnieć poczyna, napierać, cisnąć, przytłaczać. Nie tracąc ani minuty, używam przywoływacza! Pewności nie ma w tej kwestii, co tak nas strasznie ściskało; zapewne Węże ohydne potrafią Miejsce namierzyć i walczyć poza kosmosem. Znalazły sieci pajęcze w pustynnej szarej nicości.
Tym razem nikt nawet nie mruknął. Otrzymaliśmy cios tam, gdzie czuliśmy się bezpieczni, więc nic dziwnego, że struchleliśmy ze strachu. Może z wyjątkiem Brucea i Lili, którzy ciągle trzymali się za ręce, lekko uśmiechnięci. Prawdopodobnie należeli do ludzi, którym miłość dodaje odwagi; cóż, ja się do nich nie zaliczam. Ale musiałam mieć oko na tę dwójkę.
— Frasunek widzę na twarzach, ta sprawa wszystkich przeraża — ciągnęła Kaby. — Chcieliśmy szukać ratunku i Ekspres introwertować, pozrywać więzy ze światem, w zupełnej głuszy się zaszyć. Serwisant stary, niestety, rozgrzany do czerwoności i pełen wielkich pęcherzy. Tymczasem pustka się zwiera, korzystam z przywoływacza.
Zacisnęłam powieki, lecz tym sposobem tylko zobaczyłam wyraźniejszy obraz zwierającej się pustki. Czy aby nasza się nie zbiesiła? Nie, i dzięki niech będą Bibi Miriam[51]!
— A Carter leży, umiera i Węże winą obarcza, a bliskiej śmierci świadomy, plan tajny szeptem mi zdradza. Dokładne daje wskazówki, jak siedem czaszek nacisnąć: począwszy zaraz przy zamku: jedynkę, trójkę i piątkę, i szóstkę, dwójkę i czwórkę, na samym końcu siódemkę. Od tego czasu zostaje trzydzieści minut jedynie. Nie łapcie się już guzików, zmykajcie prędko z Ekspresu.