Выбрать главу

W tym momencie ozwał się Marek:

— Mówię to z żalem, Bruce, ale ciebie coś opętało. Erich, trzeba go pojmać.

Kaby pokiwała głową i dodała nieobecnym tonem:

— Pojmać lub ubić tchórza, nie certolić się z nim. Dziewkę wychłostać i ruszać na wojnę w Egipcie.

— Słusznie prawisz — rzekł Marek. — Poległem tam, ale może to się odmieni.

— Podobasz mi się, Rzymianinie — powiedziała.

Bruce uśmiechał się cierpko. Jego wzrok spoczął na twarzy Ilhilihisa.

— A ty co powiesz?

Po raz pierwszy wydawało mi się, że puszka Illy’ego wydaje metaliczne zgrzyty.

— O wiele dalej niż wy zabrnąłem w obce czasy, ale papa i tak chciałby jeszcze pożyć, tra, la, la. Nie licz na mnie, Brusiku.

— Panno Davies?

— Masz mnie za wariatkę? — odpowiedziała oschle stojąca obok mnie Maud.

Dostrzegłszy z tyłu Lili, pomyślałam: Mój Boże, na jej miejscu też bym pękała z dumy, ale do diaska, nie byłabym taka pewna siebie!

Zanim Bruce wypatrzył Beau’ego, ten zabrał głos niepytany:

— Nie mam powodu cię lubić, mój panie, już raczej na odwrót. Wszelako zaczynam się w Miejscu śmiertelnie nudzić, bardziej niż w Bostonie, a zawsze pociągały mnie ryzykowne przedsięwzięcia. Nawet te obarczone wysokim ryzykiem. Jestem z tobą, mój panie.

Poczułam ucisk w piersi, huk w skroniach i zdało mi się, że słyszę mruknięcie SiedemCe:

— Do luftu z tymi draniami Pająkami! Ja z wami!

Doktorek dźwignął się przy barze. Zgubił cylinder, włosy miał zmierzwione. Chwycił za szyjkę pustą półlitrówkę, dół butelki roztrzaskał o szynkwas, a resztą pogroził i ryknął:

— Ubiwajtie Paukow… i Niemcow!

— Śmierć Pająkom i Niemcom! — pośpieszył z tłumaczeniem Beau.

Doktorek nie przewrócił się, aczkolwiek musiał mocno trzymać się baru. W Miejscu, w środku i na zewnątrz, zrobiło się ciszej niż kiedykolwiek, odkąd sięgam pamięcią. Bruce jął kierować wzrok na Sida. Nim go na nim zawiesił, usłyszałam wezwanie Beau’ego:

— Panno Forzane?

Śmieszne, pomyślałam. Oglądając się na hrabiankę, poczułam na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Ejże, to ja! To nie powinno mnie spotkać! Innych i owszem, ale nie mnie! Ja tu tylko pracuję. Jestem zwykłą Gretą… O, nie…

Tymczasem wciąż na mnie patrzono. Drażniła przedłużająca się cisza i uczucie zastygłej rzeczywistości. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć, cokolwiek, chociażby słowo na cztery litery. Aż nagle rozpoznałam ten rodzaj ciszy. Jakby w centrum wielkiego miasta w ciągu sekundy wytłumiono wszelki hałas. Albo jakby Erich śpiewał dalej bez wsparcia fortepianu. Jakby wiatr zmian ścichł na amen. Kiedy odwracałam się do nich plecami, domyślałam się już wszystkiego.

Duchy dziewczyn zniknęły. Większy serwisant nie tylko został przełączony na introwersję… ale też zniknął.

9

„Zbadaliśmy mech między cegłami i przekonaliśmy się, że był nietknięty”.

„Przejrzeliście oczywiście papiery ministra i książki w bibliotece?”.

„Tak jest, przeglądaliśmy wszystkie zwitki i pliki; otwieraliśmy wszystkie książki i odwracaliśmy kartkę po kartce w każdym tomie…”.

Poe[70]
Zamknięty pokój

Trzy godziny później klapnęliśmy z Sidem na kanapę najbliższą kuchni, choć byliśmy jeszcze zbyt zmęczeni, żeby myśleć o jedzeniu. W rezultacie najstaranniejszych poszukiwań, w jakich kiedykolwiek uczestniczyłam, okazało się, że serwisanta nie ma w Miejscu.

Rzecz jasna, musiał gdzieś tu być, jak sobie wmawialiśmy podczas pierwszych dwóch godzin. Po prostu musiał, jeśli wierzyć w mechanizmy i prawidła obowiązujące w Świecie Zmian. Większy serwisant ma utrzymywać Miejsce w dobrym stanie. Mniejszy zajmuje się tlenem, temperaturą, wilgotnością, grawitacją i ogólnie wszystkim, co jest związane z podtrzymaniem życia i obiegiem materii, ale to dzięki większemu sufit się nie zapada i ściany nas nie zgniatają. Taki mały, a tyle robi. Nie działa w oparciu o kable czy fale radiowe, po prostu wpina się w miejscową czasoprzestrzeń.

Ktoś mi powiedział, że jego trzewia zbudowane są z olbrzymich cząsteczek, bardzo trwałych i twardych, z których każda jest praktycznie kieszonkowym kosmosem. Z zewnątrz przypomina radio z dużą liczbą wskaźników, przełączników, gniazd słuchawkowych oraz mnóstwem czujników i przystawek.

Serwisant zniknął, jednak pustka nas jeszcze nie zgniotła. Zresztą, byłam tak skonana, że miałam gdzieś to, co się stanie.

Jedno z dwojga: serwisant został przełączony na introwersję, zanim go buchnięto, albo też jego zniknięcie automatycznie skutkowało introwersją. Bo z całą pewnością przeszliśmy introwersję; przecież czułam w myślach okrutny i nieustępliwy napór rzeczywistości, którego, o czym dobrze wiedziałam, nie mogła złagodzić żadna ilość wina. I ani tchnienia wiatru zmian, że aż duszno było. Szarość pustki wdzierała się do głowy, dając mglisty pogląd na to, co mają na myśli naukowcy, kiedy tłumaczą, że Miejsce powstało ze splotu materii fizycznej i psychicznej. Było gigantyczną monadą[71], jak się wyraził jeden z nich.

Tak czy owak, myślałam sobie: Jeśli to faktycznie introwersją, mamy przekichane. Wiedzieć, że się dryfuje z dala od kosmosu, to koszmarna sprawa. Mniej samotna jest szalupa błąkająca się po wodach Pacyfiku czy statek kosmiczny między galaktykami.

Nieraz się zastanawiałam, czemu Pająki wyposażyły serwisantów w przełączniki introwersji, skoro nie przeszliśmy stosownego przeszkolenia, a używać ich mieliśmy tylko w razie absolutnej konieczności, gdyby alternatywą była kapitulacja przed Wężami. Po raz pierwszy znalazłam sensowne wytłumaczenie: introwersję można przyrównać do samozatopienia okrętu, po to by wróg nie przechwycił sprzętu i tajemnic wojskowych. Miejsce znajdowało się w takim położeniu, że nawet sztab dowódczy Pająków nie mógłby go ocalić, nie pozostawało więc nic innego, jak zapadać się głębiej (wyżej? dalej?) w pustkę.

Jeśli tak było w istocie, prawdopodobieństwo, że się z tego wykaraskamy, było nie większe niż szansa, że znowu będę dzieckiem bawiącym się na wydmach w małym czasie.

Przysunęłam się do Sida, wcisnęłam mu się pod ramię i przyłożyłam policzek do gdzieniegdzie poplamionego, obszytego złotogłowiem szarego aksamitu.

Gdy spojrzał na mnie z góry, powiedziałam:

— Daleka droga stąd do Lynn Regis, Siddy, prawda?

— Ano prawaś, słodziutka — odparł.

Już ja wiem, czemu ten mój stary lis nadaje swoim słowom archaiczne brzmienie.

— Na co ci złota nić, Siddy? — zapytałam. — Bez niej miałbyś gładszy materiał.

— O święci, mąż z natury swojej kłuć winien. Zresztą, sam nie wiem, jakoś mi z tym kruszcem poręczniej.

— Dziewki będziesz drapał. — Pociągnęłam nosem. — Wszelako nie wrzucaj jeszcze kaftana do czyszczenia. Nim wyjdziemy z tego lasu, chcę się kierować zapachem.

— O święci, czemuż miałbym to uczynić? — zapytał prostodusznie. Chyba się nie zgrywał. Podróżnicy w czasie zwykle nie przejmują się tym, jak pachną. Wtem twarz mu się zasępiła i wyglądał tak, jakby to on chciał się wcisnąć pod moje ramię. — Jeno że, słodziątko, w twoim lesie więcej drzew niż w puszczy Sherwood.

— Ajuści — zgodziłam się.

Rozmyślałam nad jego zachowaniem. Właściwie, to nie powinien się interesować moimi wdziękami. Wiedziałam, że wyglądam jak siedem nieszczęść, a jednak w trakcie poszukiwań nie odstępował mnie na krok… Zresztą, sama nie wiem. Przypomniałam sobie, że też uciekł od decyzji, kiedy Bruce pytał nas o zdanie, co chyba zraniło jego męską dumę. Inaczej w moim przypadku: cieszyłam się, że serwisant wybawił mnie z krępującej sytuacji, mimo iż przy okazji wpakował nas w nie lada tarapaty. Miałam wrażenie, że to się stało przed wiekami.

вернуться

70

Ze Skradzionego listu Edgara Poe (tłum. S. Wyrzykowski).

вернуться

71

Monada — w filozofii samodzielny byt duchowy, będący odzwierciedleniem kosmosu.