Выбрать главу

Chodziła mi po głowie pewna myśl. Wyobrażałam sobie jakąś oczywistą, acz niebywałą skrytkę — może coś, co ludzie mogliby przekazywać sobie nawzajem. Oznaczałoby to spisek, a przecież gdyby założyć istnienie dostatecznie dużej konspiracji, można by wytłumaczyć dosłownie wszystko, nawet sens kosmosu. Tak czy owak, przypomniał mi się szwindel z trzema kubkami, tyle że zamiast nich główna rola przypadłaby prze pastnym, czarnym czakom naszych żołnierzy. I póty nie zaznałam spokoju, póki nie ustawiłam przy sobie wszystkich trzech i nie zajrzałam na raz do środka.

— Zbudźże się, Greto! Bierz, nie będę tak stał całą wieczność.

Maud przyniosła nam tacę ze smakowitymi przekąskami, łup z rozmaitych epok, i muszę przyznać, że trudno było się oprzeć. Dziewczyna potrafi złożyć fantastyczny zestaw.

Przyjrzałam się tacy.

— Mam ochotę na hot-doga, Siddy — powiedziałam.

— A ja na pasztet z dzika! Niechże cię licho, rozkapryszona primadonno, rozgrymaszona lalo, rozpuszczona i bezduszna marionetko!

Pochwyciłam garść przekąsek i przytuliłam się do niego.

— Wyzywaj mnie, Siddy, proszę, nawet jeszcze dosadniej.

10

Myśl moja, dla której Morderstwo nadal jest tylko złudzeniem, Tak jednak wstrząsa całą mą istotą, Że dusza gubi się w domysłach I to dostrzega tylko, czego nie ma.
Szekspir[73]
Motywy i sposobności

Moja wielka sierotka z King’s Lynn położyła sobie tacę na kolanach i zaczęła pałaszować jedzenie. Pozostali już kończyli. Erich, Marek i Kaby po cichu toczyli zażarty spór na końcu baru, koło skrzyni obitej brązem. Byłam za daleko, żeby coś usłyszeć. Illy przyssał się do fortepianu iście jak ośmiornica, nasłuchując.

Beau i SiedemCe przechadzali się w tę i we w tę nad sofą sterowniczą, czasem coś do siebie mówili. Za nimi, na kanapie naprzeciwko nas, siedzieli Bruce i Lili, pogrążeni w poważnej rozmowie. Maud przycupnęła na drugim końcu baru, zajęta dzierganiem. To jedno z naszych zwyczajowych zajęć — takich jak szachy, sączenie wina, nauka posługiwania się skrzeczącą puszką — którymi skracamy sobie czas podczas długich chwil między hulankami. Doktorek szwendał się po galerii, gdzie brał w ręce przedmioty i odkładał je z powrotem. Jakoś trzymał się na nogach.

Lili i Bruce wstali, nie zaprzestając ożywionej dyskusji, a IIly jednym ramieniem jął wygrywać dziwną melodię w górnej tonacji, niepodobną do czegokolwiek, co słyszano na ziemskim padole. Zastanawiałam się, skąd u nich tyle energii.

Zaraz jednak poznałam odpowiedź, mało tego, sama poczułam się naenergetyzowana. Właściwie nie była to energia, a nerwy — zwyczajne, poczciwe zdenerwowanie.

Uświadomiłam sobie, że zmiany działają jak narkotyk. Człowiek przyzwyczaja się do ciągłych przemian wokoło, do tego jak jedna wizja przeszłości i przyszłości przeobraża się w drugą, może nie diametralnie inną, ale jednak inną. Umysł wciąż zalewają nowe pomysły i nastroje — jak gdyby prosto na mózg padały kolorowe dyskotekowe światła, przerywane tajemniczym półmrokiem.

Niekończący się dygot i kołysanie przynosi ukojenie niczym jazda pociągiem. Możecie szybko polubić ten ruch, nieświadomie go potrzebować, lecz gdy nagle ustanie i jesteście tylko sobą, a rzeczy, z których wywodzą się wasze myśli i emocje, są dokładnie takie same, kiedy do nich wracacie… Rany, życie staje się ciężkie, o czym się właśnie przekonałam.

W momencie introwersji wszystko, co zwykle przesącza się do Miejsca — czy śpimy, czy czuwamy — przestało napływać. Byliśmy, kim byliśmy: jedynie tym, kim nas drudzy widzieli i jak postrzegaliśmy samych siebie. Nie opuszczało nas dojmujące uczucie wyobcowania.

Wyobrażałam sobie, że wpadłam do basenu z cementem zamiast wody i bezsilnie czekam, aż ten cement stwardnieje.

Jeśli kogoś nosiło, to ja to rozumiałam. Aż dziw, że nikt jeszcze nie uderzył w pustkę. Maud chyba trzymała się najlepiej; może przygotowały ją na to długie wachty między gwiazdami. Poza tym jest starsza od nas, nawet od Sida, choć w tym przypadku tylko ociupinę.

Poszukiwania serwisanta były na tyle absorbujące, że niczym innym się nie martwiliśmy, teraz jednak dochodziły do głosu stłumione uczucia. Niedawna przemowa Brucea i przerywniki Ericha też okazały się skuteczną zasłoną dymną. Próbując sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy doznałam tego niemiłego uczucia, doszłam do przekonania, że było to po tym, jak Erich wskoczył na bombę i wspomniał o poezji. Ale pewności nie mam. Kto wie, czy serwisant nie został introwertowany wcześniej, kiedy obejrzałam się na duchy dziewczyn. I tak bym niczego nie zauważyła. Czysty obłęd!

Wierzcie mi, czułam ten twardniejący cement każdym kawałeczkiem ciała. Wspomniałam słowa Bruce’a, gdy roztaczał przed nami upojną wizję wszechświata bez wielkiej zmiany. Gorszego scenariusza chyba nie można sobie wyobrazić. Jadłam, ale nie byłam pewna, czy warto uzupełniać siły.

— Czy serwisant ma wskaźnik introwersji? Hej, Siddy!

— Święci pańscy! Sikoreczko, przez miłość do mnie, ciszej! Jakaś słabość mnie zmogła niespodzianie, jakbym bekę reńskiego wina osuszył i w niej się ułożył do spania. I owszem, modraszku. Winien mrugać krótkimi błyskami, jako piszą w instrukcji. Czemu pytasz?

— Z ciekawości. Boże, Siddy, czego bym nie dała za jeden marny powiew wiatru zmian…

— Nie za wcześnie tak mówić? — warknął. Musiałam wzbudzać litość, bo objął mnie ramieniem i szepnął ochryple: — Nie trać ducha, słodziutka. Lubo cierpieć nam przyszło, śmiertelna zmiana nas nie dotknie.

— Że co?

Nie chciałam wałęsać się bez celu jak inni, mogłoby to się dla mnie źle skończyć. Wobec tego, żeby nie zbzikować, odgrzebałam podstawowe pytanie: kto i co zrobił z serwisantem?

W czasie poszukiwań roztrząsano rozmaite, czasem dość szalone hipotezy dotyczące zniknięcia serwisanta czy chociażby jego introwersji. Znak przewagi technologicznej Węży, ocierającej się wręcz o czary. Interwencja sztabu generalnego Pająków, pragnących przekształcić Miejsce w bunkier, prawdopodobnie w odpowiedzi na utratę Ekspresu, przeprowadzona w takim pośpiechu, że nie wysłali nawet ostrzeżenia. Ingerencja Dawnych Kosmitów — zagadkowych, hipotetycznych istot, które rzekomo z powodzeniem zapobiegły rozprzestrzenieniu się wojny zmian w daleką przyszłość, poza epokę, skąd pochodzi SiedemCe… jeżeli, oczywiście, tej wojny nie toczą właśnie Dawni Kosmici.

W każdym razie, pośród tych gdybań i domniemań, jakoś nikt nie szukał winowajcy w naszej paczce — czy delikwent miałby być szpiegiem Węży, czy funkcjonariuszem policji politycznej Pająków, czy (ciągnąc domysły Bruce’a) wysłannikiem tajnego komitetu na rzecz zmiany świata i bezpieczeństwa publicznego, czy też członkiem rewolucyjnego podziemia, czy wreszcie człowiekiem działającym na własny rachunek. Podobnie jak nikt od chwili zniknięcia serwisanta nie proponował, byśmy się podzielili na zwolenników i przeciwników Brucea.

вернуться

73

Z Makbeta Szekspira (tłum. M. Słomczyński).