Выбрать главу

Cóż, przykład zdroworozsądkowego myślenia: zapomnieć o różnicy zdań w obliczu niebezpieczeństwa… aczkolwiek ja miałam własny pogląd na sprawę.

Kto chciałby uciec tak bardzo, że byłby gotów dokonać sabotażu, zerwać wszelki kontakt z kosmosem i wziąć na siebie wielką odpowiedzialność (bo mogliśmy już nigdy nie skomunikować się z kosmosem)?

Pomijając wydarzenia po przybyciu Brucea mąciwody, najmocniejszy motyw miałby Doktorek. Wiedział, że Sid nie może kryć go w nieskończoność, a kary Pająków za niedopełnienie obowiązków są o wiele straszniejsze niż pluton egzekucyjny, o czym łaskawie przypomniał Erich. Jednakże Doktorek leżał półprzytomny przed barem od momentu, kiedy Bruce wskoczył na górę, choć nie miałam go stale na oku.

A Beau? Beau powiedział, że nudzi się w Miejscu. I powiedział to w chwili, kiedy nikomu nie były żarty w głowie. Nie zamykałby się tu na wieki, nie wspominając o tym, że razem z nim zostałby Bruce smalący cholewki do dziewczyny, na którą sam miał chrapkę.

Sid — jak nikt inny, kogo znam — kocha świat wraz z jego przemianami, aż po najmniejszą jego cząstkę, szczególnie ludzi. Jest jak dziecko, które z wybałuszonymi oczami sięga po wszystko w zasięgu ręki i chce to włożyć do buzi. Niemożliwe, żeby ryzykował utratę łączności z kosmosem.

Maud, Kaby, Marek i dwaj nieziemcy. Nie miałam pojęcia, jakimi motywami mogliby się kierować, wszelako SiedemCe, pochodzący z niewyobrażalnie odległej przyszłości, wykazywał niezdrowe zainteresowanie Dawnymi Kosmitami, natomiast między Kretenką a Rzymianinem narodziło się coś, dzięki czemu mogliby się czuć dobrze we wspólnym więzieniu.

Trzymaj się faktów, Greto, napomniałam się w duchu.

Pozostawał więc Erich, Bruce, Lili i ja.

Erich. No, to już był jakiś trop. Mały komendant ma nerwy kojota i odwagę rozjuszonego kocura. Gdyby wpadł na pomysł, że rozstrzygnie batalię z Bruce’em na swoją korzyść, jeśli będą razem w zamknięciu, nie namyślałby się długo. Nim jednak zatańczył na bombie, nękał Brucea z tłumu. Pomimo tego między jednym a drugim nękaniem miał dość czasu, żeby cofnąć się cichcem, introwertować serwisanta i… Ha, tu właśnie zaczynały się schody!

Gdybym to ja miała być złoczyńcą, za całe wytłumaczenie starczyłaby moja głupota.

Motywy Brucea wydawały się oczywiste, zwłaszcza zaś śmiertelne (czy raczej nieśmiertelne?) ryzyko, jakie wziął na siebie, stając na czele buntu. Doprawdy szkoda, że tak długo przemawiał na oczach wszystkich. Gdyby serwisant został introwertowany, zanim Bruce wskoczył na bar, zauważylibyśmy mruganie niebieskiej lampki. W każdym razie ja bym zauważyła, kiedy obejrzałam się na duchy dziewczyn. Jeżeli, ma się rozumieć, urządzenie działało tak, jak mówił Sid, a przecież swoją wiedzę czerpał nie z doświadczenia, tylko z podręcznika. Psiakość!

Bruce jednak nie musiał szukać dla siebie dogodnej sposobności, o czym na poczekaniu zapewniliby mnie, jestem pewna, wszyscy faceci obecni w Miejscu, ponieważ usłużna Lili miała aż nadto czasu, żeby go wyręczyć. Jeśli o mnie chodzi, to podchodziłam z rezerwą do teorii, że kobieta jest bezwolnym narzędziem w rękach mężczyzny, którego kocha do szaleństwa, muszę jednak przyznać, że w tym przypadku taka teoria mogłaby mieć rację bytu. I jakoś nie wysuwałam zastrzeżeń, kiedy w trakcie poszukiwań serwisanta, na zasadzie niepisanej umowy, postanowiliśmy ponownie sprawdzić zakątki, gdzie Lili i Bruce niczego nie znaleźli.

Tak więc po odhaczeniu nas wszystkich brałam pod uwagę już tylko tajemniczego nieznajomego, który wtargnął przez wrota (jak tego dokonał, nie używając serwisanta?) lub wyskoczył z jakiejś chytrej kryjówki, lub też wylazł bezpośrednio z pustki. Wiem, że ta ostatnia opcja nie wchodzi w grę (nic nie może się wyłonić z niczego), lecz gdyby człowiek szukał w myślach czegoś stworzonego wyłącznie po to, by mogło się z tego wygramolić jakieś draństwo, znalazłby właśnie pustkę: mętną, zbałwanioną jak tuman mgły, błotniście szarą…

Zaraz, moment! — eksplodowałam w duchu. Tak trzymać, Greto! Że też od razu na to nie wpadłaś!

Cokolwiek wyszło z pustki… albo inaczej: ktokolwiek potajemnie przyskoczył do serwisanta, z pewnością widział go Bruce. Przez cały czas patrzył nad naszymi głowami, więc bezapelacyjnie zauważył sprawcę.

Erich nie zauważyłby go nawet po wskoczeniu na bombę, bo z teatralną manierą zwrócił się twarzą do Bruce’a jako jego adwersarz i trybun ludu.

Co innego Bruce, chyba że tak go pochłonęła przemowa…

O nie, moja miła, demon zawsze popisuje się aktorstwem, niezależnie od tego, czy wierzy w to, co mówi. A nie narodził się jeszcze taki aktor, który nie wypatrzyłby na widowni delikwentów opuszczających salę, gdy wygłasza swój wielki monolog.

A zatem Bruce o wszystkim wiedział, co było potwierdzeniem jego wybitnych zdolności aktorskich. Tym bardziej, że nikomu nie przyszło do głowy to samo co mnie; nikt do niego nie podszedł, nikt go nie nagabywał.

Ja też nie podeszłam, to nie w moim stylu. Zresztą, nie poczuwałam się do obowiązku. Ogarnęła mnie też — niech mnie gęś kopnie! — jakaś piekielna niemoc.

A może, pomyślałam z nadzieją… może Miejsce jest piekłem? I zaraz dodałam: Dorośnij, Greto, bądź wreszcie niepokorną, nieposkromioną i niepobłażliwą dwudziestodziewięcio-latką.

11

Palba z hukiem narasta. Wtem, krzywo zgarbieni, Z karabinem, łopatą, bitewnym rozmachem, Ludzie lawą się garną wprost w ogień klujący, Sznury twarzy zszarzałych, obleczonych strachem. Wojsko z szańców wypada, przechodzi przez wały, Srogi czas już przyspiesza wskazówki zegarków.
Sassoon[74]
Rok 1917, front zachodni

— Proszę cię, Lili, nie.

— Muszę, kochana.

— Słodziutka, zbudź się! Zaliś drżąca?

Uchyliłam powieki i z uśmiechem okłamałam Siddyego. Z kurczowo splecionymi dłońmi patrzyłam, jak Bruce i Lili spierają się przy sofie sterowniczej. Marzyłam o wielkiej miłości, która by ulżyła mej niedoli, dała mi jaką taką namiastkę wiatru zmian.

Lili postawiła na swoim, sądząc po tym, jak odrzuciła w tył głowę, wysunęła się z ramion Brucea i obdarzyła go czułym, acz zwycięskim uśmiechem. Oddalił się na kilka kroków, przy czym, co mu się chwaliło, nie wzruszył ramionami pod naszym adresem jak stary mężulo. Choć znać było, że ledwo trzyma nerwy na wodzy i źle znosi introwersję — zresztą jak każdy z nas.

Lili położyła rękę na wezgłowiu sofy sterowniczej i z zaciśniętymi ustami powiodła po nas wzrokiem. Z włosami opiętymi szarą, jedwabną apaszką, ubrana w krótką, szarą sukienkę bez talii, wyglądała nie tyle na wyemancypowaną pannicę (to też), ale przede wszystkim na młodziutkiego podlotka… czemu jednak przeczył głęboko wycięty dekolt.

Jej spojrzenie zawahało się i spoczęło na mnie. Miałam paskudne przeczucie tego, co za chwilę nastąpi, bowiem kobiety zawsze wybierają mnie z widowni. Poza tym, tworzyłam z Sidem dwuosobową partię centrową na naszej raczkującej scenie politycznej.

Wzięła głęboki oddech i z hardo wysuniętym podbródkiem, z jeszcze wyraźniejszym brytyjskim akcentem od tego, jakim się zwykle posługuje, powiedziała:

— My, dziewczyny, wołałyśmy często: „Zamykajcie wrota!”, i oto wrota zamknięte jak ta lala!

Wiedziałam, że moje przypuszczenia się sprawdzą, i poczułam się dość niewyraźnie. Też kiedyś posmakowałam tej specyficznej miłości, kiedy wydaje się człowiekowi, że jest tą drugą osobą, kiedy próbuje żyć jej życiem, głosić jej przesłanie, a przy okazji, nawet nieświadomie, przywłaszczyć należne jej zaszczyty, co zwykle przynosi opłakane skutki. Pomimo tego, musiałam to przyznać, zaczęła udanie; w każdym razie nie można było odmówić jej słuszności:

вернуться

74

Z wiersza „Attack” Siegfrieda Sassoona.