Zawahałam się, ale przecież musiałam zobaczyć, co się dzieje z drugiej strony, choćby przyszło mi za to słono zapłacić. Miałam świadomość, że jeśli formalności będą się przedłużać, lord Pająk odczuje żar eksplodującej bomby atomowej.
Przeszłam przez ekran w towarzystwie Lili.
Żołnierze zatrzymali się kilka kroków przed nami. Wytężałam wzrok, przygotowana na każdy widok, sposobiąc się do dygnięcia czy czegokolwiek, bez wyjątku, co będzie ode mnie wymagane.
Miałam kłopoty z namierzeniem bestii. Zauważyłam, że niektórym też się nie powiodło. Doktorek zataczał się jak idiota wokół sofy sterowniczej, za którą w głębi stali Bruce, Beau, SiedemCe i Maud. Zastanawiałam się, czy nie mamy do czynienia z niewidzialnym monstrum. Cóż to za trudność dla szefostwa opracować tak proste sztuczki jak niewidzialność.
Nagle pobiegłam wzrokiem w lewo, dokąd też wszyscy, nawet Doktorek z mętnymi oczami, prędzej czy później kierowali spojrzenie: na sekcję wrót. Nie było tam jednak żadnego potwora, samych wrót też nie, a jedynie Siddy z serwisantem w ręku; szczerzył zęby jak wtedy, gdy groził mi gilgotaniem, tyle że teraz było w tym więcej diabelskiej satysfakcji.
— Mości państwo, ani kroku dalej! — krzyknął z wesołym błyskiem w oczach. — Bo jak amen w pacierzu, przygniotę was wszystkich do ziemi. Prędzej dopilnuję, żeby Miejsce rozleciało się w drobny mak, nim dam sobie wydrzeć ten przyrząd.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy: Ten Siddy, choinka, jest świetnym aktorem! Cóż z tego, że nie pobierał nauk od nikogo po Burbage’u[99]? Dowodziło to tylko wielkości Burbage’a.
Sid wpoił w nas przeświadczenie, że przybyły prawdziwe Pająki, mało tego, wcześniej przekonał nas, że na granicy z magazynem siła ciążenia jest o wiele silniejsza niż w rzeczywistości. Wyprowadził w pole żołnierzy, łącznie z moim butnym, przebojowym małym komendantem. Na długo zapamiętam, z jak dużym wyczuciem chwili Sid wyciągnął rękę i bez oglądania się pstryknął palcami. Niesamowite!
— Beauregard! — zawołał teraz. — Podejdź do większego serwisanta i połącz się ze sztabem. Jeno nie waż mi się przechodzić przez sekcję wrót, racz przejść przez odświeżacz. Nie zaufam w tej sekcji żadnemu demonowi, póki tego i owego sobie nie wyjaśnimy i spraw nie zamkniemy.
— Siddy, jesteś cudowny! — stwierdziłam, ruszając w jego stronę. — Zaledwie rozpracowałam serwisanta, rozejrzałam się i spostrzegłam twe słodkie oblicze…
— Ty dokąd, podstępna ladacznico?! Ta stópka z krasnym paznokietkiem ani na włos niech się do mnie nie zbliża, królowo forteli, przeoryszo oszustwa! — ryczał. — Tobie najmniej ufam! Zaiste nie wiem, czemuś skryła serwisanta, aliści całą prawdę wyjawisz, inaczej flaki ci wypruję!
Najwyraźniej należało mu się parę słów wyjaśnienia.
Doktorek, chyba rozeźlony tym, że Sid mi wygraża, zadarł głowę i wydobył z gardła przeraźliwe wycie syberyjskiego wilka, które pierońsko dobrze naśladuje. Sid gniewnie machnął ręką, na co ten się uciszył z promiennym uśmiechem. Przynajmniej wiedziałam już, kto jest odpowiedzialny za wściekłe wycie Pająka, które Sid albo wymusił, albo — co pewniejsze — dostał w prezencie od bogów i wykorzystał w swoim przedstawieniu.
Beau łukiem zbliżył się do Ericha, a ten bez szemrania wepchnął mu w ręce większego serwisanta. Czwórka żołnierzy miała minorowe nastroje po przegraniu tej wielkiej batalii.
W galerii sztuki Beau zepchnął jakieś klamoty z szerokiego taboretu i szybko, acz ostrożnie, ustawił na nim serwisanta. Potem od razu przykucnął, porwał za słuchawki i rozpoczął strojenie. Wprawa, z jaką zabrał się do rzeczy, sprawiła, że raz-dwa zapomniałam o swoim genialnym pomyśle z inwersją. W moich myślach niepodzielnie panowała okuta brązem skrzynia z bombą.
Zastanawiałam się, czy nie zaproponować, żeby poddano ją inwersji, ale powiedziałam do siebie: Oj, Greto, jaki ty im dyplom pokażesz? Zresztą, nie było czasu na wypróbowywanie dwóch sposobów.
Erich wreszcie uczynił coś, czego od niego oczekiwałam. Nawet się nie przejmowałam, jak zniosą to moje nerwy. Zerknął na przywoływacz i oświadczył:
— Zostało dziewięć minut, jeżeli czas w Miejscu jest zsynchronizowany z czasem w kosmosie.
Beau, obojętny jak skała, pracował nad ustawieniami tak zwinnie, że nie widziałam ruchu jego palców.
Bruce, znajdujący się w głębi Miejsca, zrobił kilka kroków w naszą stronę. SiedemCe i Maud też drgnęli w ślad za nim. Przypomniało mi się, że Bruce jest jednym ze świrów, którzy zakodowali sobie, że wysadzą Miejsce.
— Sidney! — zawołał i ciągnął, kiedy ten zwrócił na niego uwagę: — Pamiętaj, Sidney, że obaj przyjechaliśmy do Londynu z Peterhouse.
Nie rozumiałam tego. Wtem Bruce spojrzał na Ericha z szatańsko wyzywającą miną, a potem popatrzył na Lili, jakby chciał ją prosić o wybaczenie. Nie mogłam nic wyczytać z jej twarzy; miała ciemne sińce na szyi i opuchnięty policzek.
Bruce po raz wtóry posłał Erichowi wyzywające spojrzenie, po czym obrócił się, szarpnął za nadgarstek Wenusjanina i podstawił mu nogę. Półkonie chyba nie celują w walce wręcz, a satyr — jak i ja — miał pełne prawo poczuć się zaskoczony. Zatoczył się na Maud i oboje grzmotnęli o ziemię w gąszczu włochatych nóg i szaroniebieskiej sukni. Bruce pomknął do skrzyni z bombą.
— Zatrzymaj go, Sid! — krzyczeliśmy jeden przez drugiego. — Zmiażdż go!
Też się przyłączyłam, nagle zrozumiawszy, za co przepraszał Lili. Zamierzał detonować bombę i wszystkich pozabijać, parszywiec zaślepiony miłością!
Sid od dawna miał go na oku. Teraz przysunął dłoń do mniejszego serwisanta, lecz nie dotykał pokręteł, tylko patrzył i czekał.
Czarci nadali! — pomyślałam. Czyżby Siddy też się pisał na śmierć? Zbrzydło mu życie?
Bruce kucnął i majstrował przy skrzyni, której pokrywa rozgorzała, jakby zapalono nad nią jupitery. Na próżno wmawiałam sobie, że jeśli wystrzeli kula ognia, niczego nie zauważę: wciąż miałam wątpliwości. SiedemCe i Maud pozbierali się w końcu i ruszyli do Bruce’a, a reszta krzyczała na Sida. Tylko Erich przyglądał mu się w milczeniu, z uśmiechem na twarzy. Sid nadal powstrzymywał się od działania.
Sytuacja była nie do zniesienia, aż poczułam, jak drobne arterie pękają w moim mózgu niczym sznurek petard, jak rwie się staruszka aorta i jak w pikawie — jakby tego było mało — wypadają z zawiasów zastawki.
Cóż, pomyślałam, przynajmniej już wiem, jak wygląda umieranie z powodu nadciśnienia i choroby serca. Uśmiechnęłam się, zadowolona, że wykiwałam bombę, gdy nagle Bruce zerwał się na równe nogi i odskoczył od skrzyni.
— Gotowe! — oświadczył wesoło. — Zabezpieczona jak Bank Anglii.
SiedemCe i Maud zatrzymali się tak blisko, że omal go nie staranowali.
Ejże! — powiedziałam do siebie. Weź się w garść! Atak serca miałby skutek natychmiastowy.
Zanim ktokolwiek zabrał głos, odezwał się Beau. Odwrócił się od większego serwisanta i zdjął jedną słuchawkę.
— Połączyłem się ze sztabem — rzekł ostro. — Poinstruowali mnie, jak rozbroić bombę. Powiedziałem im tylko, że powinniśmy to wiedzieć na wszelki wypadek. Cóżeś zrobił, mój panie!? — krzyknął do Bruce’a.
— Poniżej zamka są w rządku cztery anchy. Pierwszy od lewej przekręcasz w prawo ćwierć obrotu. Drugi: ćwierć obrotu w lewo. To samo czwarty. Trzeciego nie ruszasz.
— Zgadza się — potwierdził Beau.
Nie mogłam znieść przedłużającej się ciszy. Wychodzi na to, że najkrócej ze wszystkich potrafiłam w milczeniu cieszyć się zwycięstwem. Odbudowanymi arteriami przekazałam komórkom mózgu trochę pożywienia i wrzasnęłam:
99
Richard Burbage (1568–1619) — angielski aktor i współwłaściciel teatru, występował w trupie aktorskiej razem z Williamem Szekspirem.