Выбрать главу

Erich cieszył się, że jego Kamerad, stosownie urobiony, okazał się na tyle sprytny i odważny, że rozbroił bombę, którą on, Erich, też popisując się odwagą, uruchomił. Nie można mu było odmówić heroizmu, skoro celowo doprowadził do sytuacji, w której musieliśmy odnaleźć serwisanta albo się usmażyć. Nie umiałam mu przypisać, tak dla równowagi, żadnego wielkiego świństwa.

Co prawda, próbowałam. Trochę wcześniej zaszłam go od tyłu i spytałam:

„Jak się czuje mój przewrotny mały komendant? Zapomniał o swoim und so weiter?”. Kiedy się odwrócił, nastawiłam pazury i trzasnęłam go w twarz. Stąd moje podbite oko. Maud chciała przyłożyć mi elektroniczną pijawkę, wolałam jednak umoczyć chustkę w wodzie z lodem. Tak czy owak, Erich dorobił się blizn porównywalnych do tej Brucea. Nie tak głębokich, za to w liczbie czterech. Cieszyłam się na myśl, że może wda się infekcja, gdyż od wielkich poszukiwań nie umyłam rąk. Z drugiej strony, Ericha kręcą blizny.

Kiedy mnie znokautował, pomógł mi wstać Marek.

„Masz na to jakieś omnie?” — burknęłam.

„Na co?”

„Na wszystko, co nas spotyka” — odpowiedziałam z niechęcią.

Wydawało się, że zastanawia się nad odpowiedzią.

„Omnia mutantur, nihil interit” — stwierdził.

„Czyli?”.

„Wszystko się zmienia, nic nie ginie”.

Taka filozofia stanowiła cudowną przeciwwagę dla wiatru zmian. I była cholernie naiwna. Zastanawiałam się, czy Marek naprawdę w nią wierzy. Szkoda, że ja nie mogłam uwierzyć. Czasem wydaje mi się, że jest rzeczą frajerską starać się być przyzwoitym demonem, nawet dobrym mistrzem rozrywki. A potem tłumaczę sobie: Takie jest życie, Greto. Musisz lubić to, co masz.

Cóż, kiedy w życiu trafiają się ciasteczka, których nie sposób polubić…

Illy znowu musnął moją dłoń. Włos na końcu jego ramienia zjeżył się jak szczoteczka. Już-już miałam cofnąć rękę, gdy zauważyłam, że Lunaninowi po prostu doskwiera samotność. Wyczuliłam dłoń na miękkie jak puch słowa sierściomowy.

— Nie czujesz się samotna, moja miła Greto? — odczytałam.

Mówię wam, o mało nie padłam z wrażenia. Nagle rozumiałam sierściomowę, której przecież nie powinnam rozumieć, a do tego rozumiałam ją w swoim ojczystym języku, co już w ogóle nie mieściło się w głowie.

Przez chwilę nawet wydawało mi się, że Illy wypowiada się na głos, lecz szybko zrozumiałam, że tak nie jest. Podejrzewałam go jeszcze o telepatię, sądząc, że posłużył się sierściomową w charakterze hasła. Wnet jednak dotarła do mnie cała prawda: pisał po angielsku na mojej dłoni jak na klawiaturze swojej skrzeczącej puszki, a ponieważ umiałam obsługiwać tę puchę, mój umysł dokonał natychmiastowego tłumaczenia.

Świadomość tego trochę mnie zdeprymowała, ale byłam zbyt zmęczona, żeby dać się tremie. Rozparłam się wygodnie w kanapie i pozwoliłam myślom na swobodny przepływ. Zawsze to miło z kimś porozmawiać, choćby z lekką jak piórko ośmiornicą, a bez skrzeczenia przekaz Illy’ego nie wydawał się już komiczny. Tym bardziej, że treść stała się poważna.

— Smutno ci, moja miła Greto, bo nigdy się nie dowiesz, co się dzieje z nami wszystkimi — rzekł. — Zawsze będziesz tylko cieniem, który walczy z cieniami i w przerwach próbuje je kochać między jedną bitwą a drugą. Pora, byś zrozumiała, że mimo wszelkich pozorów nie bierzemy udziału w wojnie, ale przechodzimy proces ewolucji, choć nie do końca takiej, o jakiej myśli Erich… W językach Ziemi jest na to słowo i jest teoria, która sprawdza się na wielu światach. Chodzi o cztery poziomy życia: rośliny, zwierzęta, ludzie, demony. Rośliny są spoiwem energii: nie przemieszczają się w czasoprzestrzeni, lecz chwytają energię i ją przetwarzają. Zwierzęta są spoiwem przestrzeni: przemieszczają się w niej. Ludzie (Ziemianie i nieziemcy, Lunanie i nie-Lunanie) są spoiwem czasu: posiadają pamięć. Demony są czwartym fundamentem ewolucji, spoiwem możliwości: potrafią uczynić wszystko, co mogłoby zaistnieć, częścią tego, co istnieje. Taką rolę pełnią w procesie ewolucji. Zmartwychwstanie jest jak przeistoczenie się gąsienicy w motyla. Byt trzeciego rzędu wychodzi z linii życia, swoistej poczwarki, żeby rozpocząć żywot w czterech wymiarach. Przeskok z rozerwanego kokonu niezmiennej rzeczywistości jest niczym przeskok pierwszego zwierzęcia, gdy przestawało być rośliną. Świat Zmian jest centralną osią, wokół której powstawały mity o nieśmiertelności… Każda ewolucja na pierwszy rzut oka przypomina wojnę: ośmionogów z jednonogami, ssaków z gadami. Występuje tu oczywista dialektyka: musi być teza (zwiemy ją Wężem) oraz antyteza (Pająk), zanim dojdziemy do ostatecznej syntezy, gdzie wszystkie możliwości zostaną w pełni zamknięte w jednym ostatecznym wszechświecie. Wojna zmian nie polega więc na ślepym niszczeniu. Pamiętaj, że wąż jest symbolem mądrości, a pająk oznacza cierpliwość. Jeden i drugi słusznie napełnia cię strachem, ponieważ wyższa egzystencja zawsze jest połączeniem szczęścia i grozy. Nie dziw się, moja miła Greto, głębokości mojej myśli i słowa. Bądź co bądź, miałem miliard lat na badanie Ziemi, jej mitów i języków… Kim są naprawdę Pająki i Węże, albo inaczej: kto był pierwszym spoiwem możliwości? Kim był Adam, moja miła Greto, a kim Kain? Kim były Ewa i Lilith[103]? Spajając możliwości, demony łączą świat ducha i materii. Istoty czwartego rzędu żyją wewnątrz wszechumysłu i poza nim, rozproszone po całym kosmosie. Nawet nasze Miejsce na swój sposób wyobraża gigantyczny mózg: podłoga jest czaszką, obrzeże pustki jest korą mózgową z substancją szarą, ba, nawet większy i mniejszy serwisant są odpowiednikami szyszynki i przysadki mózgowej, które w pewnej mierze wspierają cały układ nerwowy. Oto jak się sprawy mają, moja miła Greto.

Sierściomowa ustała. Końcówki wąsików zbiegły się w miękką podkładkę, na której napisałam palcem:

— Dzięki ci, długonogi.

Roztrząsając w myślach to, co powiedział mi Illy, spojrzałam na hulaj dusze przy fortepianie. Towarzystwo zaczynało się wykruszać; ten i ów nie miał już ochoty się bawić. Sid odszedł do sofy sterowniczej, gdzie szykował się do zestrojenia z Egiptem. Tuż za nim Marek i Kaby tryskali entuzjazmem, wyobrażając sobie, jak tysięczne szeregi konnych łuczników pochłonie chmura w kształcie grzyba. Uśmiechnęłam się na wspomnienie słów Illy ego. Widocznie musimy wygrać i przegrać wszystkie bitwy, stoczyć je w każdy możliwy sposób.

Mark właśnie włożył swój partyjski strój, marudząc żartobliwie:

— Znowu spodnie!

Paradował w kapeluszu, wyglądającym jak podbity futrem rożek do lodów, pobrzękując rękawami pancerza łuskowego. Machnął krótkim pałaszem z tarczką w kształcie serca, dając znak Erichowi i Brucebwi, żeby się pośpieszyli.

Kaby wybierała się na operację odziana w strój starej kobiety, pierwotnie przeznaczony dla Bensona-Cartera. Ucieszyła mnie myśl, że będzie musiała uginać się pod ciężarem ukrytej skrzyni.

Bruce i Erich jeszcze nie przyjmowali rozkazów Marka. Erich podszedł do Brucea i szepnął mu słówko, na co ten opuścił bar i razem zbliżyli się do fortepianu. Erich poklepał po ramieniu Beauego, który pokiwał głową, pośpiesznie zakończył „Limehouse Blues”[104] i rozpoczął następny kawałek, wolniejszy i nostalgiczny.

вернуться

103

Lilith — wg legendy hebrajskiej, pierwsza żona Adama, porzucona przez niego.

вернуться

104

„Limehouse Blues” — standard jazzowy, skomponowany w 1922.