Выбрать главу

— Oczywiście, Erith — zgodziła się Verin. — Ingtarze, zajmiesz się tym?

Ingtar wydał rozkazy Uno, stanęło na tym, że on i Hurin będą jedynymi Shienaranami, których Erith zawiedzie w głąb stedding.

Podobnie jak pozostali Rand szedł pieszo, prowadząc za sobą konia, podniósł oczy, gdy zbliżył się doń Loial, który bezustannie oglądał się na Erith idącą przodem obok Verin i Ingtara. Za nimi szedł Hurin, który wodził dokoła zdumionym wzrokiem, jakkolwiek Rand nie bardzo wiedział, co właściwie tak zdumiewa węszyciela. Loial pochylił się, by szepnąć:

— Czyż ona nie jest piękna, Rand? Jej głos brzmi jak śpiew.

Mat uśmiechnął się szyderczo, gdy jednak Loial spojrzał na niego pytającym wzrokiem, powiedział:

— Bardzo piękna, Loialu. Zdziebko za wysoka jak na mój gust, chyba rozumiesz, ale bez wątpienia bardzo piękna.

Loial niepewnie zmarszczył czoło, ale pokiwał głową.

— O tak, bardzo. — Twarz mu się rozjaśniła. — Naprawdę cudownie jest wrócić do stedding. Co wcale nie znaczy, że pokonuje mnie tęsknota, rozumiecie?

— Tęsknota? — powtorzył Perrin. — Nie rozumiem, Loialu.

— Nas, ogirów, łączy ze stedding więź, Perrinie. Podobno przed Pęknięciem Świata mogliśmy udawać się, dokąd nam się żywnie chciało, na tak długo, jak sobie życzyliśmy, tak samo jak wy, ludzie, ale po Pęknięciu to jednak się zmieniło. Ogirowie rozproszyli się po całym świecie jak inni ludzie i już nie potrafili odnaleźć żadnego stedding. Wszystko uległo przemieszczeniu, wszystko padło ofiarą zmian. Góry, rzeki, nawet morza.

— O Pęknięciu wie każdy — powiedział niecierpliwie Mat. — Co ma z nim wspólnego ta... ta tęsknota?

— To podczas tułaczki, gdy zagubieni błąkaliśmy się, po raz pierwszy opadła nas tęsknota. Pragnienie, by raz jeszcze zaznać stedding, by ponownie poczuć dom. Wielu od niej umarło. — Loial ze smutkiem pokręcił głową. — Więcej umarło, niźli zostało wśród żywych. Gdy wreszcie zaczęliśmy na powrót odnajdywać stedding, po jednym co czas jakiś, w latach Przymierza Dziesięciu Narodów, zdawało się, że nareszcie pokonaliśmy tęsknotę, ona jednak nas zmieniła, zasiała w nas swoje ziarna. Teraz, gdy jakiś ogir zbyt długo przebywa po zewnętrznej stronie, tęsknota odzywa się na nowo, ogir taki zaczyna marnieć, a jeśli nie wróci, umiera.

— Czy nie powinieneś zostać tu na jakiś czas? — spytał z niepokojem Rand. — Nie ma potrzeby, byś jadąc z nami miał się z nią rozminąć.

— Rozpoznam ją, gdy nadejdzie. — Loial zaśmiał się. — O wiele wcześniej, nim zdąży nabrać takiej siły, by okazać się dla mnie zgubna w skutkach. No przecież! Dalar spędziła dziesięć lat wśród ludu morza, na oczy nie widząc stedding, a jednak wróciła do domu cała i zdrowa.

Zza drzew wyłoniła się kobieta-ogir, zatrzymała się na chwilę, by zamienić słowo z Erith i Verin. Zmierzyła Ingtara spojrzeniem od stóp do głów i jakby przestała się nim interesować — on widząc to, zamrugał. Obejrzała sobie jeszcze Loiala, przelotnie ogarnęła wzrokiem Hurina i trójkę z Pola Emonda, po czym wróciła do lasu. Loial wyraźnie starał się ukryć za cielskiem swojego konia.

— A poza tym — dodał, ostrożnie zerkając w jej stronę zza siodła — życie w stedding się przykrzy w porównaniu z wędrówką w towarzystwie trzech ta’veren.

— Znowu zaczynasz o tym gadać — fuknął Mat, więc Loial poprawił się szybko:

— Trzech przyjaciół w takim razie. Mam nadzieję, że jesteście moimi przyjaciółmi.

— Ja na pewno — zapewnił go Rand, a Perrin skinął głową.

Mat roześmiał się.

— Jak mógłbym się nie przyjaźnić z kimś, kto tak fatalnie gra w kości?

Wyrzucił ręce w górę, gdy Rand i Perrin zgromili go wzrokiem.

— No już dobrze. Lubię cię, Loial. Jesteś moim przyjacielem. Tylko już więcej nie... Aaach! Czasami być przy tobie jest równie paskudnie jak w towarzystwie Randa. — Jego głos ścichł, przechodząc w mamrotanie. — Przynajmniej tutaj, w stedding, jesteśmy bezpieczni.

Rand skrzywił się. Wiedział, o czym mówi Mat.

„Tutaj, w stedding, nie mogę przenosić Mocy”.

Perrin uszczypnął Mata w ramię, czego pożałował na widok krzywego uśmiechu na jego wynędzniałej twarzy.

Jako pierwsza do świadomości Randa dotarła muzyka, skoczna melodia wygrywana na niewidzialnych skrzypcach i fletach, która napływała spomiędzy drzew, a także chóralne śpiewy i śmiech dudniących głosów.

Oczyśćmy pole, z ziemią gołą zrównajmy je, Oby żaden krzak ni pniak nie ostał tu się. Tutaj nasz znój, tutaj nasz trud, Tu kiedyś wielkich drzew wyrośnie bór.

Nieomal w tym samym momencie uświadomił sobie, że ogromny kształt, który widzi między drzewami, to także drzewo, o pręgowanym, rozłożystym pniu, grubości bez wątpienia dwudziestu kroków. Oniemiały, wędrował oczyma w górę, mijając warstwę gęstych gałęzi, ku konarom rozkładającym się niczym kapelusz gigantycznego grzyba na wysokości dobrych stu stóp ponad ziemią. A za tym drzewem rosły jeszcze wyższe.

— Niech sczeznę — wykrztusił Mat. — Z jednego takiego moglibyście zbudować dziesięć domów. Pięćdziesiąt domów.

— Ściąć Wielkie Drzewo? — Loial wyraźnie się zgorszył, a nawet bardziej niż trochę rozgniewał. Uszy mu zesztywniały i znieruchomiały, końcówki długich brwi sięgnęły policzków. — Nie ścinamy Wielkich Drzew, zanim nie umrą, a nie umierają prawie nigdy. Niewiele ocalało po Pęknięciu, niemniej kilka z tych największych posadzono jeszcze w Wieku Legend.

— Przepraszam — bąknął Mat. — Ja tylko chciałem powiedzieć, jakie one są duże. Nie zrobię nic złego waszym drzewom.

Loial pokiwał głową, wyraźnie udobruchany.

Pojawiało się coraz więcej ogirów, wędrowali wśród drzew. Sprawiali wrażenie całkowicie pochłoniętych swymi zajęciami — mimo że wszyscy popatrywali na przybyszów, a nawet obdarzali ich przyjaznym skinieniem głowy albo nieznacznym ukłonem, żaden się nie zatrzymał, ani nie zagadał. Ruchy mieli osobliwe, łączące rozwagę z nieomal dziecięcym, beztroskim rozigraniem. Wiedzieli i lubili to, kim, czym i gdzie są, wyglądali na pogodzonych z sobą i wszystkim, co ich otaczało. Rand poczuł, że im zazdrości.

Niewielu ogirów przewyższało wzrostem Loiala, nietrudno jednak było wyłowić wśród nich starszych wiekiem: wszyscy jak jeden mąż nosili wąsy tej samej długości co obwisłe brwi, a także małe bródki. Młodsi byli jednakowo gładko ogoleni, podobnie jak Loial. Sporo mężczyzn nie miało na sobie nic prócz koszul, ci nieśli szpadle i oskardy lub piły i wiadra ze smołą; pozostali ubrani byli w proste kaftany, zapinane po szyję i rozkloszowane nad kolanami na podobieństwo krótkich spódniczek. Kobiety wyraźnie żywiły upodobanie do haftowanych kwiatów, niejedna też miała kwiaty wpięte we włosy. U młodszych hafty ograniczały się do płaszczy, starsze nosiły również haftowane suknie, kilka zaś niewiast o siwych włosach paradowało w girlandach od karku aż po sam kraj. Grupka złożona z kobiet, w większości młodych dziewcząt, szczególną uwagą zdawała się darzyć Loiala, ten szedł z wzrokiem wbitym w przestrzeń, w miarę pokonywanej drogi coraz zawzięciej strzygąc uszami.

Rand przeraził się na widok ogira, który wyłonił się jakby spod ziemi, z jednego z porośniętych trawą i kwiatami kopców, stojących między drzewami. Po chwili dostrzegł w tych kopcach okna, a w jednym również kobietę, która wyraźnie zagniatała ciasto i pojął, że patrzy na domy ogirów. Ramy okien były kamienne, lecz nie dość że wyglądem przypominały twory natury, to zdawało się, iż wiatr i woda rzeźbiły je przez wiele pokoleń. .