Выбрать главу

— Panny włóczni — mruknął Ingtar. — Nigdy bym nie pomyślał, że zrezygnują, jak już zaciągnęły woale na twarz. Z pewnością nie po to, by zamienić kilka słów. — Popatrzył na Randa i jego dwóch przyjaciół. — Powinniście kiedyś zobaczyć szarżę czerwonych tarcz albo kamiennych psów. Równie łatwo zatrzymać lawinę.

— One nie naruszają paktu, gdy już się go im przypomni — odparła Erith z uśmiechem. — Przybyły po wyśpiewane drzewo. — Do jej głosu wkradła się nuta dumy. — W Stedding Tsofu mamy dwóch drzewnych pieśniarzy. W dzisiejszych czasach rzadko się ich spotyka. Słyszałam, że w Stedding Shangtai mieszka jeden młody drzewny pieśniarz, bardzo utalentowany, my za to mamy dwóch.

Loial zaczerwienił się, na co ona zdawała się nie zwracać uwagi.

— Jeśli zechcecie pójść ze mną, pokażę wam miejsce, w którym możecie zaczekać, dopóki starsi nie przemówią.

Gdy ruszyli w ślad za nią, Perrin mruknął półgłosem:

— Wyśpiewane drzewo, na moją lewą stopę! Te kobiety szukają tu Tego, Który Nadchodzi Ze Świtem.

Z kolei Mat dodał uszczypliwie:

— One szukają ciebie, Rand.

— Mnie! Co za bzdura. Na jakiej podstawie sądzisz...

Urwał, gdy Erith sprowadziła ich po stopniach do porośniętego kobiercem dzikich kwiatów domu, prawdopodobnie przeznaczonego dla goszczących w stedding ludzi. Jeśli nawet tak było, zbyt duże meble nie zapewniały wygody, pięty człowieka, który usiadł na krzesłach, dyndały nad podłogą, blat stołu znajdował się wyżej niż pas Randa. Do kominka, który wyglądał tak, jakby wykuła go w kamieniu woda nie zaś dłoń, Hurin przynajmniej mógłby wejść całkiem wyprostowany. Erith spojrzała na Loiala, dzieląc z nim swoje wątpliwości, on jednak zbył jej zatroskanie machnięciem ręki i zaniósł jedno z krzeseł do kąta najmniej widocznego od strony drzwi.

Zaraz po wyjściu Erith Rand odciągnął Mata i Perrina na bok.

— Dlaczego mówisz, że one szukają mnie? Po co? Z jakiego powodu? Popatrzyły na mnie i poszły sobie.

— Patrzyły na ciebie w taki sposób — powiedział Mat, szczerząc się od ucha do ucha — jakbyś od miesiąca nie brał kąpieli, tylko polewał się środkiem dezynfekującym dla owiec. — Jego uśmiech zblakł. — Ale możliwe, że naprawdę cię szukają. Spotkaliśmy już wcześniej jednego Aiela.

Rand wysłuchał z rosnącym zdziwieniem relacji ze spotkania na Sztylecie Zabójcy Rodu. Głównie opowiadał Mat, a Perrin co jakiś czas wnosił poprawki, gdy tamten za bardzo upiększał. Mat z wyjątkowym dramatyzmem ukazał, jak niebezpieczny był ten Aiel i jak owo spotkanie omal nie zakończyło się walką.

— A ponieważ jesteś jedynym znanym nam Aielem — zakończył — to, no cóż, mogło chodzić o ciebie. Ingtar powiada, że Aielowie nie mieszkają poza granicami Pustkowia, więc to ty musisz nim być.

— Moim zdaniem to wcale nie jest zabawne, Mat — warknął Rand. — Nie jestem Aielem.

„Amyrlin powiedziała, że jesteś Aielem. Ingtar też tak sądzi. A Tam powiedział... Był chory, majaczył w gorączce”.

Myślał, że ma jakieś korzenie, a Aes Sedai mu je podcięły, a razem z nimi zrobił to również Tam, tyle że Tam był wtedy zanadto chory, by wiedzieć, co mówi. Wykarczowały go, by wiatr mógł nim targać, a potem ofiarowały coś nowego, do czego mógł przylgnąć. Fałszywy Smok. Aiel. Do takich korzeni przyznać się nie mógł. Nigdy się do nich nie przyzna.

— Być może jestem znikąd. Ale Dwie Rzeki to jedyny dom, jaki znam.

— Ja nic takiego nie powiedziałem — zaprotestował Mat. — To tylko... Niech sczeznę, Ingtar mówi, że jesteś Aielem. Masema też tak sądzi. Urien by mógł być twoim kuzynem, a gdyby Rhian włożyła jakąś suknię i powiedziała, że jest twoją ciotką, to sam byś w to uwierzył. Och, już dobrze. Nie patrz tak na mnie, Perrin. Skoro on chce mówić, że nie jest Aielem, to niech tak robi. Co zresztą za różnica?

Perrin potrząsnął głową.

Kilka młodych ogir przyniosło wodę i ręczniki, by mogli umyć twarze i ręce; przyniosły też ser, owoce i cynowe puchary, trochę za wielkie, więc mało poręczne. Pojawiły się również kobiety, w sukniach całych pokrytych haftami. Przychodziły jedna po drugiej, w sumie dwanaście, by pytać, czy ich gościom jest wygodnie, czy czegoś im nie potrzeba. Tuż przed wyjściem każda kierowała uwagę na Loiala. Udzielał odpowiedzi z szacunkiem, Rand jednak nigdy przedtem nie słyszał, by ogir używał tak niewielu słów, przyciskając do piersi oprawną w drewno księgę, wielkości do niego proporcjonalnej, jakby to była tarcza, a po ich wyjściu kulił się na krześle, przesłaniając ową księgą twarz. W tym domu książki były jedyną rzeczą nie dostosowaną wielkością do ludzi.

— Powąchaj tylko to powietrze, lordzie Rand — powiedział Hurin, z uśmiechem napełniając płuca. Jego stopy zwisały z krzesła przystawionego do stołu, majtał nimi jak mały chłopiec. — Dotąd nigdy mi nie przyszło do głowy, jak paskudnie cuchnie większość miejsc, tu natomiast... Lordzie Rand, tu bodajże nigdy nikogo nie zabito. Nawet nie zraniono, chyba że przypadkiem.

— Uważa się, że stedding są bezpieczne dla wszystkich — odparł Rand. Obserwował Loiala. — W każdym razie to właśnie mówią opowieści.

Przełknął ostatni kęs białego sera i podszedł do ogira. Mat mu towarzyszył, z kielichem w dłoni.

— Co się dzieje, Loial? — spytał Rand. — Odkąd tu przyjechaliśmy, jesteś zdenerwowany jak kot na wybiegu dla psów.

— To nic takiego — odrzekł Loial, kątem oka niespokojnie popatrując w stronę drzwi.

— Boisz się, że oni wykryją, żeś wyjechał ze Stedding Shangtai bez zezwolenia starszych?

Loial rozejrzał się dokoła zdziczałym wzrokiem, kępki na jego uszach zawibrowały.

— Nie mów tego — wysyczał. — Nie tam, gdzie każdy to może usłyszeć. Gdyby się dowiedzieli... — Opadł na oparcie z ciężkim westchnieniem, przenosząc wzrok z Randa na Mata. — Nie wiem, jak to robią ludzie, ale wśród ogirów... Gdy jakaś dziewczyna spotyka chłopca, który jej się podoba, to udaje się do swej matki. Albo czasami to matka zauważa kogoś, jej zdaniem, odpowiedniego. W każdym razie, jeśli oboje wyrażą zgodę, matka dziewczyny udaje się do matki chłopca i potem chłopiec dowiaduje się tylko, że małżeństwo zostało już do końca zaaranżowane.

— Czy on nie ma nic do powiedzenia? — spytał z niedowierzaniem Mat.

— Nic. Kobiety zawsze powtarzają, że gdyby tę sprawę pozostawiono w naszych rękach, to dokonywalibyśmy żywota jako wieczni oblubieńcy drzew. — Loial poprawił się na krześle, krzywiąc twarz. — Połowę związków małżeńskich zawierają u nas mieszkańcy różnych stedding, całe grupy młodych ogirów wędrują od stedding do stedding, by móc oglądać i samemu stawać się przedmiotem oględzin. Jeśli się dowiedzą, że znalazłem się na zewnątrz bez zezwolenia, wówczas starsi z nieomal całkowitą pewnością postanowią, że potrzeba mi żony, abym się ustatkował. Nim się połapię, poślą wiadomość do Stedding Shangtai, do mojej matki, a ona tu przyjedzie i ożeni mnie, nie otrzepawszy nawet pyłu z podróży. Zawsze powtarzała, że jestem nierozważny nad miarę i że potrzebuję żony. Myślę, że szukała jej dla mnie, gdy wyjeżdżałem. Jakąkolwiek by dla mnie żonę wybrała... cóż, żadna żona nigdy mi nie pozwoli ponownie wyjść na zewnątrz, dopóki siwizna nie przyprószy mej brody. Żony zawsze powtarzają, że mężczyzny nie powinno się wypuszczać na zewnątrz, dopóki nie ustatkuje się dostatecznie, by potrafił utrzymać się w ryzach.