„Co ona zamierza?”
Anaiya najwyraźniej niczego nie zauważyła, ona jednak zawsze akceptowała ludzi, zarówno w tym, czym byli, jak i w tym, kim chcieli być. Moiraine wiecznie zdumiewało, że Anaiya tak dobrze sobie radzi w Białej Wieży, lecz te, które w swym postępowaniu kierowały się przebiegłością, najwyraźniej poczytywały jej otwartość, uczciwość i gotowość do akceptacji całego otoczenia za podstępny fortel. Były zupełnie zbite z pantałyku, gdy się okazywało, że Anaiya naprawdę mówi to, co myśli i myśli to, co mówi. Ponadto potrafiła zawsze dotrzeć do sedna każdej sprawy. I akceptowała to, co widziała. Pogodnym tonem kontynuowała przekazywanie wieści.
— Nowiny z Andoru są dobre i złe. Zamieszki uliczne w Caemlyn wygasły wraz z nadejściem wiosny, ale dużo się mówi, o wiele za dużo, obwiniając Królową, a także Tar Valon, o zbyt długą zimę. Morgase utrzymuje się na tronie z większym trudem niż w ubiegłym roku, ale nadal go utrzymuje i najpewniej nie straci, dopóki Gareth Bryne będzie Kapitanem-Generałem Gwardii Królewskiej. A lady Elayne, Dziedziczka Tronu i jej brat, lord Gawyn, przybyli bezpiecznie do Tar Valon, by rozpocząć nauki. W Białej Wieży obawiano się już, że ten obyczaj zostanie zerwany.
— To niemożliwe, dopóki w ciele Morgase kryje się choć jedno tchnienie — powiedziała Moiraine.
Liandrin drgnęła nieznacznie, jakby właśnie się obudziła.
— Módl się, by nadal miała to tchnienie. Świtę towarzyszącą Dziedziczce Tronu ścigali do samej rzeki Erinin Synowie Światłości. Do samych mostów Tar Valon. Ich rzesze nadal obozują pod murami Caemlyn, czyhając na każdą możliwość siania niezgody, a w samym Caemlyn wielu jest takich, którzy bacznie nadstawiają uszu.
— Być może najwyższy to czas, by Morgase nareszcie nauczyła się trochę uważać — westchnęła Anaiya. — Świat z każdym dniem staje się coraz bardziej niebezpieczny, nawet dla królowej. A może szczególnie dla królowej. Zawsze była uparta. Pamiętam, jak przybyła do Tar Valon jako młoda dziewczyna. Nie posiadała zdolności, by móc zostać prawdziwą siostrą i to napełniało ją wielką goryczą. Czasami wydaje mi się, że wywiera nacisk na córkę właśnie z tego powodu, niepomna, czego chce dziewczyna.
Moiraine parsknęła lekceważąco.
— Elayne urodziła się z iskrą, tu nie było co wybierać. Morgase nie mogła ryzykować, by dziewczyna umarła z braku wyszkolenia, nawet gdyby wszyscy Synowie Światłości z całej Amadicii mieli rozbić obozowiska pod Caemlyn. Rozkazałaby Garethowi Bryne’owi i Gwardii Królewskiej przemocą wyciąć drogę do Tar Valon, a Gareth Bryne zrobiłby to nawet w pojedynkę, gdyby musiał.
„Ale i tak musi zachować bliższe dane o potencjale dziewczyny w tajemnicy. Czy lud Andoru świadomie zaakceptowałby Elayne na Lwim Tronie, w następstwie Morgase, gdyby się o tym dowiedział? Nie królową, szkoloną zgodnie z obyczajem w Tar Valon, lecz prawdziwą Aes Sedai?”
Wszelkie zapiski historyczne wspominały o zaledwie garstce królowych, które miały prawo do tytułu Aes Sedai, i tych kilka, które dopuściły, by o tym wiedziano, żałowały potem przez całe życie. Poczuła lekki smutek. Zanosiło się na zbyt wiele wydarzeń, by obdarzać wsparciem, lub nawet tylko zainteresowaniem, jeden kraj i jeden tron.
— Co jeszcze, Anaiyo?
— Musisz wiedzieć, że w Illian ogłoszono Wielkie Polowanie na Róg, po raz pierwszy od czterystu lat. Mieszkańcy Illian twierdzą, że zbliża się Ostateczny Bój — Anaiya zadrżała przelotnie, ale mówiła dalej, nie przerywając — i że należy znaleźć Róg Valere przed ostateczną bitwą z Cieniem. Już ciągną tam ludzie ze wszystkich krain, każdy chce stać się częścią legendy, każdy pragnie znaleźć Róg. Murandy i Altara stąpają, rzecz jasna, na palcach, uważając, że to wszystko stanowi parawan jakichś działań przeciwko nim. Pewnie właśnie dzięki temu mieszkańcy Murandy złapali swojego fałszywego Smoka tak szybko. W każdym razie bardowie będą mogli dodać wiele nowych opowieści do swoich cykli. Oby Światłość sprawiła, żeby to były tylko opowieści.
— Być może nie takie opowieści, jakich się spodziewają — stwierdziła Moiraine.
Jej twarz pozostała spokojna, nawet gdy Liandrin obrzuciła ją przenikliwym spojrzeniem.
— Tak przypuszczam — powiedziała pogodnie Anaiya. — Opowieści, jakich się spodziewają najmniej, będą dokładnie pasowały do cykli. A poza tym mam do zaoferowania tylko same plotki. Lud Morza jest czymś poruszony, ich statki śmigają od portu do portu, ledwie się zatrzymując. Siostry z wysp mówią, że Coramoor, ich Wybrany, nadchodzi, ale nic więcej nie chcą dodać. Wiesz, jak pilnie Atha’an Miere strzegą tajemnic Coramoora przed obcymi i pod tym względem nasze siostry swoim myśleniem przypominają bardziej Lud Morza niż Aes Sedai. Aielowie też wyraźnie się burzą, również nikt nie wie, dlaczego. Nikt nigdy nie wie, o co chodzi Aielom. Na szczęście brak oznak, by znowu chcieli przekroczyć Grzbiet Świata, Światłości dzięki. — Westchnęła i pokręciła głową. — Czego ja bym nie dała, by mieć choć jedną siostrę wywodzącą się z Aielów. Tylko jedną. Za mało o nich wiemy.
Moiraine roześmiała się.
— Czasami mam wrażenie, że ty należysz do Brązowych Ajah, Anaiyo.
— Równina Almoth — powiedziała Liandrin, sama wyraźnie zdziwiona, że coś jej się wymknęło z ust.
— To już prawdziwa plotka, siostro — odparła Anaiya. — Garść pogłosek posłyszanych tuż przed naszym wyjazdem z Tar Valon. Rzekomo na Równinie Almoth, a być może i na Głowie Tomana toczą się walki. Jak powiadam, rzekomo. Te pogłoski nie są pewne. To plotki o plotkach. Wyjechałyśmy, zanim dowiedziano się czegoś więcej.
— To by pewnie dotyczyło Tarabonu i Arad Doman — powiedziała Moiraine i potrząsnęła głową. — Kłócili się o Równinę Almoth od blisko trzystu lat, ale nigdy nie doszło do otwartej walki.
Spojrzała na Liandrin, od Aes Sedai oczekiwało się, że będą wyzbywały się więzów lojalności wobec swych dawnych krajów i władców, mało która jednak wypełniała do końca ten nakaz. Trudno było nie interesować się losami własnej ojczyzny.
— Czemu teraz mieliby...?
— Dość tej próżnej gadaniny — wtrąciła gniewnie kobieta o włosach barwy miodu. — Zasiadająca na Tronie Amyrlin czeka na ciebie, Moiraine.
Trzema szybkimi krokami wyprzedziła pozostałe i zamaszystym ruchem otworzyła wysokie, dwuczęściowe drzwi.
— Z tobą Amyrlin nie będzie strzępiła języka.
Mimo woli dotykając mieszka u pasa, Moiraine minęła Liandrin, skinieniem głowy dziękując jej za przytrzymanie drzwi. Nawet się nie uśmiechnęła na widok błysku gniewu na twarzy Liandrin.
„Co knuje ta paskudna dziewczyna?”
Posadzki w przedsionku pokrywało kilka warstw jaskrawych dywanów, sam pokój urządzono ze smakiem, wstawiając doń kilka krzeseł, wyściełanych ław i niewielkich stolików, z surowego lub tylko wypolerowanego drewna. Przy wysokich otworach strzelniczych wisiały brokatowe kotary, dzięki czemu bardziej przypominały okna. Na kominkach nie płonął ogień, dzień był ciepły i chłód Shienaru miał nadejść nie wcześniej jak po zmroku.
Zastała tam zaledwie kilka Aes Sedai ze świty Amyrlin. Verin Mathwin i Serafelle, z Brązowych Ajah, nawet nie podniosły głów, gdy Moiraine weszła do środka. Serafelle czytała zachłannie jakąś starą księgę, oprawioną w zniszczoną i spłowiałą skórę, ostrożnie przewracając porwane stronice, natomiast pulchna Verin siedziała na skrzyżowanych nogach pod oknem strzelniczym, trzymała mały kwiatek pod światło i precyzyjną dłonią wprowadzała notatki oraz szkice do książki wspartej na kolanie. Obok niej na podłodze stał otwarty kałamarz, na podołku miała cały stos kwiatów. Brązowe siostry rzadko interesowały się czymś więcej niż poszukiwaniem wiedzy. Moiraine zastanawiała się czasami, czy one w ogóle wiedzą, co się dzieje na świecie, lub choćby nawet tuż przed ich nosem.