— Nie wiem, czy któraś z nich zna tę twoją starą sztuczkę — powiedziała, lekko dotykając błękitnego kamyka zdobiącego czoło Moiraine — ale większość z nas ciągle jeszcze używa różnych sztuczek zapamiętanych z dzieciństwa. W każdym razie nikt już nie usłyszy, o czym teraz rozmawiamy.
Nagle objęła Moiraine ramionami, ciepłym uściskiem wieloletniej przyjaźni. Moiraine odwzajemniła uścisk równie ciepło.
— Jesteś jedyną, Moiraine, przy której pamiętam, kim byłam. Nawet Leane zawsze się zachowuje tak, jakbym się stała wcieleniem stuły i laski, również wtedy, gdy zostajemy same, jakbyśmy nigdy nie chichotały z czegoś jako nowicjuszki. Czasami żałuję, że już nie jesteśmy nowicjuszkami, ty i ja. Nadal tak niewinne, by móc uważać, że wszystko jest urzeczywistnieniem opowieści barda, nadal dostatecznie niewinne, by móc myśleć, że znajdziemy sobie mężczyzn, którzy mieli być książętami, przystojnymi, silnymi i delikatnymi, pamiętasz? Którzy wytrzymają życie z kobietą obdarzoną mocami Aes Sedai. Nadal tak niewinne, by móc marzyć o szczęśliwym zakończeniu opowieści barda, o życiu, jakie wiodą inne kobiety, tylko opromienionym większymi darami niż u nich.
— Jesteśmy Aes Sedai, Siuan. Mamy obowiązki. Nawet jeśli ty i ja nie urodziłyśmy się ze zdolnością do przenoszenia Mocy, to czy oddałabyś to za dom i męża, nawet gdyby to miał być książę? Nie wierzę. To marzenie wieśniaczki. Nawet Zielone nie mają takich pomysłów.
Zasiadająca na Tronie odsunęła się od niej.
— Nie, nie wyrzekłabym się tego. Prawie nigdy. Bywają jednak chwile, kiedy zazdroszczę wieśniaczkom. W tej chwili nieomal im zazdroszczę. Moiraine, jeśli ktokolwiek, choćby nawet Leane, odkryje, co planujemy, zostaniemy ujarzmione. I nie powiem, by czyniąc to, postępowały źle.
5
Cień w Shienarze
Ujarzmione! Słowo jakby zadrżało w powietrzu, nieomal dostrzegalnie. W przypadku mężczyzny zdolnego do przenoszenia Mocy, którego należy powstrzymać, zanim obłęd zmusi go do niszczenia wszystkiego co go otacza, nazywa się to poskramianiem, lecz w przypadku Aes Sedai zwano to ujarzmieniem. Ujarzmione! Na zawsze niezdolne do kontrolowania przepływu Jedynej Mocy. Zdolne do wyczuwania saidaru, żeńskiej połowy Prawdziwego Źródła, lecz bez możliwości dotykania go. Pamiętające o tym, co przepadło na zawsze. Robiono to tak rzadko, że od każdej nowicjuszki wymagano, by znała imiona wszystkich Aes Sedai, które ujarzmiono od czasu Pęknięcia Świata i żadna nie umiała o nich myśleć bez drżenia. Kobiety znosiły ujarzmienie nie lepiej niż poskromieni mężczyźni.
Moiraine od samego początku wiedziała, na jakie ryzyko się naraża i zdawała sobie sprawę, że jest ono konieczne. Co wcale nie znaczyło, że przyjemnie było żyć z taką myślą. Zmrużyła oczy, tylko płonąca w nich iskra zdradzała gniew i niepokój.
— Leane poszłaby za tobą do zboczy Shayol Ghul, Siuan i do Otchłani Przeznaczenia. Nie możesz twierdzić, że zdradziłaby ciebie.
— Nie. Ale czy ona uznałaby to za zdradę? Czy to zdrada zdradzić zdrajczynię? Nigdy się nad tym nie zastanawiałaś?
— Nigdy. Robimy to, co zrobić trzeba, Siuan. Obydwie wiedziałyśmy o tym od blisko dwudziestu lat. Koło obraca się tak jak chce, a my zostałyśmy wybrane do tego przez Wzór. Jesteśmy częścią Proroctw, a Proroctwa muszą się spełnić. Muszą!
— Proroctwa muszą się spełnić. Nauczano nas, że tak będzie i być musi, a jednak to spełnienie jest zdradą wszystkiego, czego nas uczono. Niektórzy powiedzieliby, że wszystkiego na straży czego stoimy.
Rozcierając ramiona, Amyrlin podeszła do wąskiej szczeliny, by wyjrzeć na leżący poniżej ogród. Dotknęła zasłon.
— Tu, w komnatach kobiet wiesza się draperie, by złagodzić te ponure wnętrza, sadzi się też piękne ogrody, jednakże nie znajdziesz w tym miejscu niczego, co by nie służyło walce, śmierci i zabijaniu — mówiła dalej tym samym, melancholijnym tonem. — Tylko dwa razy od czasu Pęknięcia Świata pozbawiono Amyrlin jej stuły i laski.
— Tetsuan, która zdradziła Manetheren z zazdrości o moce Elisande, i Bonwhin, która usiłowała wykorzystać Artura Hawkinga jako marionetkę władającą światem, obie omal nie zniszczyły Tar Valon.
Amyrlin nie przestawała przypatrywać się ogrodowi.
— Obydwie Czerwone i zastąpiły je Zasiadające z Błękitnych. Wcale nie chcę być tą trzecią, która utraci stułę i laskę, Moiraine. W twoim przypadku, rzecz jasna, skończyłoby się to ujarzmieniem i wyrzuceniem poza Błyszczące Mury.
— Przede wszystkim Elaida nigdy nie wygra ze mną tak łatwo. — Moiraine wpatrywała się z napięciem w plecy przyjaciółki.
„Światłości, co ją napadło? Nigdy przedtem taka nie była. Gdzie się podziała jej siła, jej zapał?”
— Ale nie dojdzie do tego, Siuan.
Druga kobieta odezwała się w taki sposób, jakby niczego nie usłyszała.
— W moim przypadku byłoby inaczej. Nawet pomimo ujarzmienia, obalonej Amyrlin nie wolno się błąkać na wolności. Mogłaby zostać uznana za męczennicę, stać się przyczyną wystąpień opozycji. Tetsuan i Bonwhin zatrzymano w Białej Wieży jako służące. Zwykłe pomywaczki, które można było pokazywać innym jako ostrzeżenie, jaki los może spotkać najpotężniejsze. Nikt nie będzie spiskował z powodu kobiety, która od świtu do nocy zmywa podłogi i garnki. Owszem, można się nad nią litować, ale nie można brać jej poważnie w rachubę.
Moiraine wsparła pięści o stół, jej oczy płonęły.
— Spójrz na mnie, Siuan. Spójrz na mnie! Chcesz powiedzieć, że się poddajesz, po tych wszystkich latach, po tym, czego dokonałyśmy? Poddać się i pozwolić światu, by dalej tak trwał? I to wszystko z obawy, by nie stać się kimś, kto pilnuje czystości garnków!
Włożyła w ten okrzyk całą pogardę, na jaką umiała się zdobyć i poczuła ulgę, gdy przyjaciółka zwróciła się twarzą ku niej. Nadal była w niej siła, stłumiona, ale była. Oczy barwy czystego błękitu, podobnie jak jej oczy, gorzały gniewem.
— Pamiętam, która piszczała głośniej, gdy nas podnoszono z nowicjuszek. Wiodłaś wygodne życie w Cairhien, Moiraine. Nie przypominało to pracy na łodzi rybackiej. — Nagle Siuan głośno uderzyła o stół. — Nie, nie proponuję, żeby się poddać, ale też nie chcę patrzeć bezsilnie, jak wszystko wyślizguje się z rąk! Jesteś źródłem większości kłopotów, jakie mam z Komnatą. Nawet Zielone dziwią się, dlaczego nie wezwałam cię do Wieży i nie udzieliłam pouczenia. Połowa towarzyszących mi sióstr jest zdania, że powinno się ciebie oddać Czerwonym, a jeśli do tego dojdzie, pożałujesz, żeś nie jest już nowicjuszką, którą nie czeka nic gorszego prócz przemienienia. Światłości! Gdyby któraś z nich pamiętała, że przyjaźniłyśmy się jako nowicjuszki, znalazłabym się tam obok ciebie.
— Miałyśmy plan! Plan, Moiraine! Znaleźć chłopca i sprowadzić go do Tar Valon, gdzie mogłybyśmy go kryć, chronić i dawać mu wskazówki. Od twojego wyjazdu z Wieży, dostałam od ciebie tylko dwie wiadomości. Dwie! Mam wrażenie, że próbuję wodzić Palcami Smoka w ciemności. Jedna wiadomość mówiła, że wyjeżdżacie do Dwu Rzek, że udajecie się do wioski o nazwie Pole Emonda. Już niedługo, pomyślałam, chłopiec zostanie odnaleziony i ona niebawem udzieli mu pomocy. Potem wiadomość z Caemlyn, że wyjeżdżacie do Shienaru, do Fal Dara, a nie do Tar Valon. Fal Dara! Stamtąd do Ugoru jest tak blisko, że nieomal można go dotknąć. Fal Dara, na które trolloki i Myrddraale napadają nieomal co dnia. Blisko dwadzieścia lat planowania i poszukiwań, a ty praktycznie ciskasz te nasze plany pod stopy Czarnego. Czyżbyś popadła w obłęd?
Gdy wreszcie udało jej się ożywić swą rozmówczynię, Moiraine przybrała maskę spokoju. Spokoju i jednocześnie niezachwianego uporu.