— Skoro pieczęcie już pękają... Być może w ogóle już nie mamy czasu.
— Trochę go jeszcze zostało. Ale to może wystarczyć. Musi wystarczyć.
Amyrlin dotknęła potrzaskanej pieczęci, a w jej głosie zabrzmiało napięcie, jakby zmuszała się do mówienia.
— Widzisz, widziałam tego chłopca na dziedzińcu podczas ceremonii powitania. Dostrzeganie ta’veren to jeden z moich Talentów. Rzadki to talent w dzisiejszych czasach, występuje jeszcze rzadziej niż ta’veren, i z pewnością mało przydatny. Wysoki młodzieniec, całkiem przystojny. Niewiele się różni od innych młodych ludzi, których można spotkać na ulicach dowolnego miasta. — Urwała dla zaczerpnięcia oddechu. — Moiraine, on płonął jak słońce. Rzadko obawiam się o własne życie, jednakże jego widok przepełnił mnie lękiem aż po czubki palców u stóp. Miałam ochotę przypaść do ziemi i zaskomleć. Ledwie potrafiłam coś powiedzieć. Agelmar myślał, że jestem na niego zagniewana, bo tak mało się odzywałam. Ten młody człowiek... To ten, którego szukałyśmy przez te całe dwadzieścia lat.
W jej głosie słyszało się ślad pytania. Moiraine postanowiła odpowiedzieć.
— To ten.
— Jesteś pewna? Czy on...? Czy on... potrafi przenosić Jedyną Moc?
Jej usta napinały się przy wymawianiu tych słów i Moiraine również poczuła napięcie, jakiś skurcz w ciele, chłodny ścisk serca. Niemniej jednak twarz jej pozostała niewzruszona.
— Potrafi.
Mężczyzna korzystający z Jedynej Mocy. O czymś takim żadna Aes Sedai nie potrafiła myśleć bez strachu. Czegoś takiego bał się cały świat.
„I ja to wypuszczę w świat.”
— Rand al’Thor objawi się światu jako Smok Odrodzony.
Zasiadająca na Tronie Amyrlin wzdrygnęła się.
— Rand al’Thor. Brzmienie tego nazwiska nie wydaje się budzić strachu i sprawiać, by świat stawał w ogniu. — Znowu zadrżała i energicznie roztarła ramiona, lecz wtem jej oczy rozbłysły światłem nagłej myśli. — Jeśli to właśnie on, być może rzeczywiście starczy nam czasu. Ale czy jest bezpieczny? Towarzyszą mu dwie Czerwone siostry, ponadto nie mogę już odpowiadać za Zielone i Żółte. Niech mnie Światłość spali, nie odpowiadam za żadną z nich, nie tylko w tej sprawie. Nawet Verin i Serafelle rzuciłyby się na niego, podobnie jak na szkarłatną żmiję w dziecięcym pokoju.
— Na razie jest bezpieczny.
Zasiadająca czekała na dalsze słowa. Milczenie jednak przeciągnęło się do tego stopnia, że było jasne, iż ich nie usłyszy. W końcu Siuan powiedziała:
— Powiadasz, że nasz dawny plan jest bezużyteczny. Co zatem proponujesz?
— Celowo pozwoliłam mu myśleć, że już się nim nie interesuję, tak by mógł się udać tam, gdzie zechce, nie zważając na mnie. — Podniosła ręce, gdy Zasiadająca otworzyła usta. — To było konieczne, Siuan. Rand al’Thor wychował się w Dwu Rzekach, gdzie w żyłach każdego płynie uparta krew Manetheren, a w porównaniu z nią jego krew przypomina skałę wobec gliny. Trzeba obchodzić się z nim ostrożnie, bo inaczej popędzi w każdym kierunku, z wyjątkiem tego, który my obierzemy.
— W takim razie musimy się z nim obchodzić jak z nowo narodzonym niemowlęciem. Otulimy go w powijaki i będziemy się bawić palcami jego stóp, jeśli twoim zdaniem tego nam potrzeba. Ale jaki jest bezpośredni cel?
— Jego dwaj przyjaciele, Matrim Cauthon i Perrin Aybara, dojrzeli już do zobaczenia świata, zanim na powrót zatoną w tej głuszy, jaką są Dwie Rzeki. O ile w ogóle tam wrócą, oni też są ta’veren, mimo że w mniejszym stopniu niż on. Każę im zawieźć Róg Valere do Illian. — Zawahała się i zmarszczyła brew. — Z Matem jest... pewien problem. On ma przy sobie sztylet z Shadar Logoth.
— Shadar Logoth! Światłości, czemu w ogóle pozwoliłaś im znaleźć się blisko tego miejsca. Każdy kamień tego miasta jest skażony. Bezpiecznie nie można stamtąd wynieść najmniejszego kamyczka. Światłości, dopomóż nam, gdyby Mordeth dotknął tego chłopca... — Zasiadająca mówiła takim głosem, jakby się dławiła. — Gdyby do tego doszło, świat zostałby skazany na zatracenie.
— Ale tak się nie stało, Siuan. Robimy to, co nam nakazuje konieczność, a to właśnie było konieczne. Dokonałam tyle, że Mat nie jest w stanie zarazić innych, ale wszedł w posiadanie tego sztyletu o wiele wcześniej, niż się dowiedziałam. Więź wciąż istnieje. Myślałam, że trzeba go będzie zabrać do Tar Valon, ale w obecności tylu sióstr będzie go można uzdrowić tutaj. Przynajmniej dopóki jest tu parę takich, którym ufasz, że nie widują się ze Sprzymierzeńcami Ciemności. Wystarczymy ty, ja i jeszcze dwie inne, użyjemy mojego angrealu.
— Jedną z nich może być Leane, poszukam jeszcze drugiej. — Nagle Zasiadająca na Tronie Amyrlin uśmiechnęła się krzywo. — Komnata chce, byś oddała angreal, Moiraine. Mało już ich zostało, a ciebie uważa się teraz za... niewiarygodną.
Moiraine uśmiechnęła się, lecz bez udziału oczu.
— Zanim skończę, zaczną myśleć o mnie jeszcze gorsze rzeczy. Mat rzuci się na możliwość zostania częścią legendy o Rogu, Perrina nie powinno być trudno przekonać. Jemu potrzebne jest coś, co go oderwie od jego własnych kłopotów. Rand wie, czym jest, w każdym razie częściowo, trochę, i naturalnie boi się tego. Chciałby odejść gdzieś, samotnie, gdzie nikomu nie wyrządzi krzywdy. Powiada, że już nigdy nie wykorzysta Mocy, ale boi się, że nie będzie umiał nad tym zapanować.
— To całkiem możliwe. Łatwiej przestać pić wodę.
— Dokładnie. A poza tym on chce się uwolnić od Aes Sedai. — Wargi Moiraine rozsunęły się w nieznacznym, mało radosnym uśmiechu. — Jeśli dostanie szansę odłączenia się od Aes Sedai i przebywania dłużej z przyjaciółmi, z pewnością zareaguje równie ochoczo jak Mat.
— Ale przecież on nie może odłączyć się od Aes Sedai. Musisz wybrać się razem z nim w tę podróż. Nie możemy go teraz stracić, Moiraine.
— Nie mogę podróżować razem z nim.
„Z Fal Dara do Illian wiedzie droga daleka, ale on odbył już nieomal równie długą podróż.”
— Trzeba go spuścić ze smyczy na jakiś czas. Nie ma na to rady. Kazałam spalić wszystkie ich stare ubrania. Za wiele już było okazji, by jakiś strzępek odzieży wpadł w niepowołane ręce. Oczyszczę ich przed wyjazdem, nawet się nie zorientują, że to robię. Dzięki temu nie będzie szansy, że ktoś ich wyśledzi, a jedyne pozostałe źródło zagrożenia jest zamknięte w tutejszych lochach.
Przywódczyni Aes Sedai, która już miała skinąć z aprobatą, obdarzyła ją pytającym spojrzeniem, Moiraine nie przestała jednak kontynuować wątku.
— Dołożę wszelkich starań, by podróżowali jak najbezpieczniej, Siuan. A gdy Rand będzie mnie potrzebował w Illian, ja tam będę i dopatrzę, by to on wręczył Róg Radzie Dziewięciu i Zgromadzeniu. Przypilnuję wszystkiego w Illian. Siuan, ludzie stamtąd pójdą za Smokiem, albo nawet za samym Ba’alzamonem, byleby tylko przyniósł im Róg Valere, podobnie postąpi większość zgromadzonych na Polowaniu. Prawdziwy Smok Odrodzony nie będzie musiał zwoływać swych wyznawców, zanim ruszą przeciwko niemu narody. Już od samego początku będzie go otaczał cały naród i wspierać będzie armia.
Amyrlin opadła z powrotem na swoje krzesło, ale natychmiast pochyliła się do przodu. Wyraźnie miotała się między zmęczeniem a nadzieją.
— Tylko czy on będzie chciał się ogłosić? Jeśli on się boi... Światłość wie, że powinien, Moiraine, ale mężczyźni, którzy mienią się Smokiem, pragną władzy. Jeśli on nie...
— Dysponuję środkami, dzięki którym nazwą go Smokiem, czy on tego chce, czy nie. A nawet jeśli z jakiegoś powodu zawiodę, sam Wzór dopilnuje, by nazwano go Smokiem, czy on tego chce, czy nie. Pamiętaj, on jest ta’veren, Siuan. Nie ma większej kontroli nad swoim losem niż knot świecy nad płomieniem.