Выбрать главу

— Musiałem się gdzieś ukryć i byłem zmęczony — powiedział i szybko dodał: — Nie wszedłem tu tak po prostu. To Egwene zaprosiła mnie do komnat kobiecych.

Nynaeve opuściła robótkę i obdarzyła go rozbawionym uśmiechem. Była piękną kobietą. W domu tego nigdy nie zauważał; o Wiedzącej po prostu tak się nie myślało.

— Światłości dopomóż. Rand, ty z każdym dniem coraz bardziej upodabniasz się do mieszkańców Shienaru. Zaproszony do komnat kobiecych, słyszane rzeczy! — Parsknęła. — Lada chwila zaczniesz mówić o swoim honorze i zaczniesz prosić, by pokój miał w łasce twój miecz.

Miał nadzieję, że dzięki mętnemu światłu ona nie dostrzeże rumieńca na jego twarzy. Nynaeve zmierzyła wzrokiem rękojeść miecza, wystającą z podłużnego tobołka ułożonego obok niego na podłodze. Wiedział, że ona nie aprobuje tego miecza, w ogóle żadnego miecza, ale przynajmniej przestała o tym gadać.

— Egwene powiedziała mi, dlaczego musisz się ukrywać. Nie martw się. Będziemy cię ukrywały przed Zasiadającą albo przed obojętnie którą Aes Sedai, jeśli tego chcesz.

Spojrzała mu w oczy i zaraz odwróciła wzrok, ale zdążył jeszcze dostrzec jej zakłopotanie. Jej zwątpienie.

„Zgadza się, potrafię przenosić Moc. Mężczyzna władający Jedyną Mocą! Powinnaś pomóc Aes Sedai, by mnie upolowały i poskromiły.”

Spochmurniał. Wygładził skórzany kaftan, który znalazła dla niego Egwene i obrócił się tak, by móc usiąść oparty o ścianę.

— Gdy tylko będzie można, ukryję się w jakimś wozie, albo wymknę się z twierdzy. Nie będziecie musiały długo mnie ukrywać.

Nynaeve nie odpowiedziała, na powrót zajęta swoją robótką, gniewnym okrzykiem potraktowała zagubione oczko.

— Gdzie jest Egwene?

Ułożyła robótkę na kolanach.

— Nie wiem, czemu się dziś za to zabrałam. Z jakiegoś powodu nie potrafię liczyć oczek. Poszła zobaczyć się z Padanem Fainem. Jej zdaniem widok znajomych twarzy może mu pomóc.

— Z pewnością nie moja twarz. Powinna trzymać się z dala od niego. Jest niebezpieczny.

— Ona chce mu pomóc — spokojnie odparła Nynaeve. — Pamiętaj, że uczyła się na moją pomocnicę, a do zadań Wiedzącej nie należy wyłącznie przepowiadanie pogody. Zalicza się do nich także uzdrawianie. Egwene bardzo chce uzdrawiać, pragnie tego z całej duszy. A gdyby Padan Fain był rzeczywiście taki niebezpieczny, wówczas Moiraine coś by powiedziała.

Wybuchnął śmiechem.

— Nie pytałyście jej o to. Egwene przyznała się do tego, a już sobie wyobrażam ciebie, jak prosisz o pozwolenie na cokolwiek.

Uniesiona brew Nynaeve starła uśmiech z jego twarzy. Nie miał jednak ochoty przepraszać. Znajdowali się daleko od domu i nie rozumiał, jak ona chce być dalej Wiedzącą z Pola Emonda, skoro wybiera się do Tar Valon.

— Już zaczęły mnie szukać? Egwene nie jest pewna, czy w ogóle przybędą, ale Lan powiada, że Zasiadająca na Tronie Amyrlin przybyła tu z mego powodu, a ja liczę się z jego zdaniem.

Nynaeve przez chwilę nie odpowiadała, tylko bawiła się kłębkami włóczki.

— Nie jestem pewna — powiedziała w końcu. — Niedawno temu zajrzała tu jedna ze służących. Żeby pościelić łóżko, twierdziła. Jakby Egwene miała już iść spać, mimo uczty wydawanej dziś wieczorem na cześć Zasiadającej. Odesłałam ją, nie widziała cię.

— W pokojach mężczyzn nikt nikomu nie ścieli łóżek.

Obdarzyła go nieruchomym spojrzeniem, takim, od którego jeszcze rok temu zacząłby się jąkać. Potrząsnął głową.

— Nie szukałyby mnie przy pomocy służących, Nynaeve.

— Gdy trochę wcześniej przeszłam się do spiżarni na kubek mleka, po korytarzach kręciło się o wiele za dużo kobiet. Te, które usługują przy uczcie, powinny były już się przebrać, a inne albo powinny były im pomagać, albo też usługiwać, albo... — Zmarszczyła z niepokojem czoło. — Z powodu wizyty Amyrlin wszyscy mają pełne ręce roboty. A tamte nie kręciły się po pokojach kobiecych tak zwyczajnie. Widziałam samą lady Amalisę, wychodzącą ze spichlerza obok spiżarni, twarz miała całą pokrytą kurzem.

— To niedorzeczne. Czemu ona miałaby brać udział w poszukiwaniach? Albo w ogóle któraś z tutejszych kobiet, skoro już o tym mowa. Użyłyby żołnierzy lorda Agelmara i Strażników. I wszystkich Aes Sedai. Na pewno coś przygotowują w związku z ucztą. Niech sczeznę, jeśli wiem, na czym polega shienarańska uczta.

— Czasami zachowujesz się tak, jakbyś miał głowę pełną wełny, Rand. Mężczyźni, których spotkałam, też nie wiedzieli, co robią te kobiety. Słyszałam narzekania, że muszą wszystko robić sami. Wiem, że one nie mają powodu, żeby cię szukać. Żadna z Aes Sedai nie wydawała się zainteresowana. Ale Amalisa powinna się szykować do uczty, zamiast szargać swe suknie w spichlerzu. One czegoś szukały, czegoś bardzo ważnego. Nawet gdyby zaczęła się kąpać i przebierać tuż po tym, jak ją spotkałam, czasu zostało jej na to bardzo mało. A skoro już o tym mowa, to jeśli Egwene zaraz nie przyjdzie, będzie musiała wybierać między zmianą sukni a spóźnieniem się.

Dopiero teraz zauważył, że Nynaeve nie jest ubrana w zgrzebne, wełniane suknie z Dwu Rzek, do których przywykł. Miała na sobie suknię z jasnoniebieskiego jedwabiu, przy szyi i na rękawach haftowaną w przebiśniegi. W sercu każdego kwiatka kryła się mała perła, a jej pas przetykało srebro i spinała srebrna sprzączka obrzeżona perłami. Nigdy przedtem jej nie widział w takim stroju. Nawet świąteczny przyodziewek, który nosiła w domu, mu nie dorównywał.

— Wybierasz się na ucztę?

— Naturalnie. Nawet gdyby Moiraine nie powiedziała, że powinnam, to nigdy nie pozwoliłabym jej myśleć, że ja... Na chwilę w jej oczach rozjarzył się gniewny płomień i już wiedział, co chciała powiedzieć. Nynaeve nigdy by nie dopuściła, by ktoś sądził, że się boi, nawet jeśli tak rzeczywiście było. Na pewno nie Moiraine, a już szczególnie Lan. Miał nadzieję, że ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że wie o jej uczuciach do Strażnika.

Po chwili jej wzrok złagodniał, gdy padł na rękaw sukni.

— Dostałam to od lady Amalisy — powiedziała tak cicho, że zastanawiał się, czy przypadkiem nie do siebie. Pogładziła jedwab palcami, dotykając haftowanych kwiatów, uśmiechnięta, pogrążona w myślach.

— Na tobie wygląda bardzo pięknie, Nynaeve. W ogóle jesteś dziś bardzo piękna.

Skrzywił się, ledwie to powiedział. Wszystkie Wiedzące były bardzo przewrażliwione odnośnie do swego autorytetu, a Nynaeve jeszcze bardziej niż większość. Członkinie Koła Kobiet z Dwu Rzek zawsze patrzały jej przez ramię, bo była młoda, a może też z powodu jej urody i sławetnych sporów z Burmistrzem oraz Radą Wioski.

Gwałtownie oderwała dłoń od haftów i spojrzała na niego groźnie, marszcząc brwi. Natychmiast zaczął mówić, zamykając jej usta.

— Nie mogą wiecznie ryglować bram. A jak już je otworzą, wtedy zniknę i Aes Sedai już mnie nigdy nie znajdą. Perrin twierdzi, że są takie miejsca na Czarnych Wzgórzach i Stepach Caralain, gdzie całymi dniami nie spotkasz żywej duszy. Może... Może jakoś wymyślę, co zrobić z... — Zmieszany, wzruszył ramionami. Nie musiał tego mówić, nie jej. — Nawet jeśli nic nie wymyślę, nie będzie tam nikogo, kogo mógłbym skrzywdzić.

Nynaeve milczała przez chwilę, po czym wolno powiedziała:

— Nie jestem taka pewna, Rand. Moim zdaniem wcale się niczym nie różnisz od reszty wiejskich chłopców, jednak Moiraine upiera się, że ty jesteś ta’veren i że Koło jeszcze z tobą nie skończyło. Czarny najwyraźniej...

— Shai’tan nie żyje — powiedział ochryple i nagle wydawało się, że wnętrze pokoju zaczęło drgać. Chwycił się za skronie, przetaczające się pomiędzy nimi fale spowodowały zawroty głowy.