Выбрать главу

— Selene, ja nie jestem... to znaczy, błagam, nazywaj mnie Rand. — Znowu poczuł, jak pieką go uszy.

„Światłości, nic się złego nie stanie, jeśli ona będzie mnie uważała za lorda. Niech sczeznę, to przecież nic złego”.

— Jak sobie życzysz... Rand.

Pod wpływem jej uśmiechu poczuł ścisk w gardle.

— Czy pomożesz mi?

— Naturalnie, że pomogę.

„Niech sczeznę, jaka ona piękna. I patrzy na mnie tak, jakbym był bohaterem z opowieści”.

Potrząsnął głową, żeby się pozbyć głupich myśli.

— Najpierw jednak musimy odszukać ludzi, których ścigamy. Będę się starał chronić cię przed niebezpieczeństwem, ale naprawdę musimy ich znaleźć. Lepiej dla ciebie, jeśli pojedziesz z nami, niż gdybyś została sama.

Milczała przez chwilę, z nieodgadnionym wyrazem na gładkiej twarzy. Rand nie miał pojęcia, o czym myśli, z wyjątkiem tego, że wyraźnie znowu mu się przyglądała.

— Obowiązkowy z ciebie człowiek — powiedziała wreszcie. Na jej wargach zapełgał nieznaczny uśmiech. — To mi się podoba. Tak. Kim są ci niegodziwcy, których ścigacie?

— Sprzymierzeńcy Ciemności i trolloki, moja pani — wybuchnął Hurin. Wykonał w jej stronę niezdarny ukłon z siodła. — Dokonali mordu w twierdzy Fal Dara i ukradli Róg Valere, moja pani, lecz lord Rand go odzyska.

Rand spojrzał ponurym wzrokiem na węszyciela, Hurin uśmiechnął się blado.

„To tyle, jeśli chodzi o zachowanie tajemnicy”.

Przypuszczał, że tutaj to nie miało znaczenia, gdy jednak powrócą już do swego świata...

— Selene, nie wolno ci nikomu opowiadać o Rogu. Jeśli to się rozniesie, zaraz zacznie nam deptać po piętach setka ludzi, którzy będą chcieli go pozyskać dla siebie.

— Nie, do tego nigdy nie dojdzie — odparła Selene — by Róg miał wpaść w niepowołane ręce. Róg Valere. Nawet wam nie powiem, jak często śniłam, że go dotykam, że trzymam go w swych dłoniach. Musisz mi obiecać, jak już go będziesz miał, że pozwolisz mi go dotknąć.

— Muszę go najpierw odnaleźć, zanim będę mógł to uczynić. Lepiej ruszajmy już. — Rand podał Selene rękę, by pomóc jej wsiąść na konia, Hurin zaś zsiadł, żeby przytrzymać strzemiono. — Cokolwiek to było, co właśnie zabiłem... grolm?... może ich być więcej w okolicy.

Ścisnęła go mocno, miała zadziwiająco silne dłonie, a skóra w dotyku była jak... Jedwab? Coś jeszcze bardziej miękkiego, gładkiego. Rand zadrżał.

— One zawsze tu są — oświadczyła Selene.

Wysoka biała klacz drgnęła nerwowo i obnażyła zęby na widok Rudego, jednakże Selene uspokoiła ją jednym, delikatnym pociągnięciem wodzy.

Rand przełożył łuk na plecy i dosiadł Rudego.

„Światłości, jak to możliwe, by ktoś miał tak miękką skórę?”

— Hurin, którędy wiedzie trop? Hurin? Hurin!

Węszyciel wzdrygnął się i ruszył z miejsca, wpatrzony w Selene.

— Tak, lordzie Rand. Ach tak... trop. Na południe, mój panie. Ciągle na południe.

— No to jedźmy.

Rand obejrzał się niespokojnie na szarozielone cielsko grolma leżące w strumieniu. Łatwiej było wierzyć, że to oni są jedynymi żywymi istotami w tym świecie.

— Podejmij trop, Hurin.

Selene z początku jechała obok Randa, rozmawiając o tym i o tamtym; zadawała mu różne pytania i tytułowała lordem. Kilkanaście razy próbował jej powiedzieć, że nie jest żadnym lordem tylko pasterzem i za każdym razem, gdy na nią spojrzał, nie potracił wydusić z siebie tych słów. Taka dama jak ona z pewnością nie rozmawiałaby w taki sposób z pasterzem, był tego pewien, nawet z takim, który uratował jej życie.

— Staniesz się sławnym człowiekiem, gdy już znajdziesz Róg Valere — powiedziała mu. — Bohaterem legend. Człowiek, który zagra na Rogu będzie twórcą swej własnej legendy.

— Nie chcę na nim grać, ani być częścią żadnej legendy.

Zapewne używała jakichś perfum, wyraźnie czuł otaczającą ją chmurę zapachu, jej obecność zdawała się wypełniać całą jego głowę. Wonne korzenie, ostre i słodkie, łaskotały nozdrza, powodowały, że musiał stale przełykać ślinę.

— Każdy mężczyzna chce być sławny. Mógłbyś się stać najsławniejszym człowiekiem wszystkich Wieków.

Za bardzo przypominało to słowa Moiraine. Smok Odrodzony niezawodnie musiałby się wyróżniać na tle wszystkich Wieków.

— Nie ja — zapewnił ją żarliwie. — Ja tylko... — wyobraził sobie pogardę, z jaką Selene przyjmie wyznanie, że jest tylko pasterzem, nie zaś lordem, jak dotychczas pozwalał jej wierzyć, i zmienił dalsze słowa — próbuję go odnaleźć. I dopomóc pewnemu przyjacielowi.

Milczała przez chwilę, po czym powiedziała:

— Skaleczyłeś się w rękę.

— To nic takiego. — Próbował schować zranioną dłoń za kaftan, od ściskania wodzy pulsowała bólem, ale nie zdążył.

Zaskoczony pozwolił, by ujęła jego rękę, potem mógł już tylko albo brutalnie ją wyrwać, albo dopuścić, by odwinęła chustkę. Dotyk miała chłodny i wprawny. Wnętrze dłoni obrzmiało wściekłą czerwienią, lecz odciśnięta w nim czapla nadal odznaczała się wyraźnym, jednóznacznym kształtem,

Dotknęła palcem piętna, ale nic nie powiedziała, nie zapytała nawet, skąd się wzięło.

— Ręka może zesztywnieć, jeśli jej nie zaleczysz. Mam przy sobie maść, która ci pomoże.

Z kieszeni płaszcza wyjęła małą fiolkę, otworzyła ją i zaczęła delikatnie wcierać maść w oparzone miejsce.

Z początku maść wydawała się przenikać skórę chłodem, potem rozlała ciepłem po całym ciele. A działała równie dobrze, jak czasami niektóre maści Nynaeve. Patrzył zdumiony, jak czerwień blednie, a opuchlizna schodzi pod gładzącymi je palcami.

— Niektórzy mężczyźni — powiedziała, nie podnosząc oczu znad jego dłoni — sami postanawiają szukać sławy, innych zaś zmuszają do tego okoliczności. Zawsze lepiej jest decydować samemu, niż zdawać się na przypadek. Człowiek przymuszany nigdy do końca nie będzie panem samego siebie. Niczym kukiełka tańczy na sznurkach tych, którzy go zmusili.

Rand wyswobodził rękę. Piętno wyglądało tak, jakby zostało odciśnięte przed tygodniem, albo dawniej jeszcze, i zdążyło się już całkowicie zagoić.

— O czym ty mówisz? — spytał porywczym tonem.

Uśmiechnęła się do niego i zawstydził się wybuchu.

— No jakże, o Rogu rzecz jasna — odparła spokojnie, chowając maść. Jej klacz, idąca tuż obok Rudego, była tak wysoka, że jej oczy znajdowały się niewiele niżej od oczu ogiera. — Jeśli odnajdziesz Róg, sławy nie unikniesz. Czy jednak zostanie ci ona narzucona, czy też sam po nią sięgniesz? Oto pytanie.

Naprężył dłoń. Mówiła zupełnie tak jak Moiraine.

— Czy jesteś Aes Sedai?

Selene uniosła brwi, spojrzała na niego i ciemne oczy zaiskrzyły się, głos miała jednak spokojny.

— Aes Sedai? Ja? Nie.

— Nie chciałem cię obrazić. Przepraszam.

— Obrazić mnie? Nie czuję się obrażona, ale nie jestem też żadną Aes Sedai. — Nawet z tym grymasem pogardy, wyginającym jej usta, wyglądała pięknie. — One kulą się ze strachu tam, gdzie w ich mniemaniu jest bezpiecznie, a wszak tyle mogłyby zdziałać. Służą, zamiast panować, pozwalają mężczyznom toczyć wojny, zamiast zaprowadzić porządek na świecie. Nie, nigdy nie nazywaj mnie Aes Sedai.

Uśmiechnęła się i położyła dłoń na jego ramieniu, żeby pokazać, iż się nie gniewa — musiał przełknąć ślinę, gdy poczuł jej dotyk — ale ulżyło mu, gdy pozwoliła swej klaczy zostać w tyle i zrównała się z Loialem. Hurin pokiwał głową w jej stronę, jakby od niepamiętnych czasów służył w rodzinie Selene.