Margit Sandemo
Wielkie Wrota
Saga o Królestwie Światła 1
Z norweskiego przełożyła: Anna Marciniakówna
Nie dowierzaj wszystkiemu, co czytasz!
Pozwól jednak swojej wyobraźni w to wierzyć!
Wyobraźnia prowadzi własne życie
równoległe do twojego, realnego.
Wyobraźnia może poszerzyć
granice twojego świata.
„Wielkie Wrota” to pierwsza książka w trzeciej i ostatniej części wielotomowej trylogii.
Część pierwsza nosi tytuł „Saga o Ludziach Lodu”, druga to „Saga o Czarnoksiężniku”. Każdą z tych serii można czytać niezależnie od innych.
CZĘŚĆ PIERWSZA
1
Bębny umilkły. Jedyne, co było jeszcze słychać, to suche, przytłumione trzaski pochodni, zatkniętych półkolem w ziemię płaskowyżu.
Dziewczyna siedziała wyprostowana. Mała, drobna i kompletnie naga na zbyt dla niej wielkim tronie.
Duży otwarty plac otoczony był lasem. Srebrzyste liście połyskiwały matowo w półmroku. Nad osadą zaległa złowieszcza cisza.
Pozbawione wyrazu oczy dziewczyny ukrywały śmiertelny strach, który ogarniał ją zawsze, ilekroć spojrzała na swoich zgromadzonych poddanych.
Jej czas się dopełnił. Wiedziała o tym. Wiedziała też, że nie udało jej się wykonać zadania.
Przez dziesięć lat była dla swojego ludu boginią-dziewicą. Działo się tak od chwili, gdy skończyła cztery lata i gdy oni zamordowali jej poprzedniczkę.
Teraz przyszła kolej na nią, ponieważ Światło nie wróciło w ciągu tych dziesięciu lat, kiedy im panowała. Wprawdzie wciąż jeszcze była dziewicą, tak jak wymagało tego prawo, lecz przestała już być dzieckiem. Jej ciało nadal zachowało szczupłość małej dziewczynki, ale piersi zaczynały się wyraźnie zarysowywać. Na razie leciuteńko, ledwo zauważalnie, wystarczająco jednak, by mężczyźni mogli jej pożądać, a ich grzeszne myśli unicestwiały obraz czystości i niewinności, niezbędnej, by Światło wróciło do tego ich pustego i mrocznego świata.
Miała na imię Siska, a jej przodkowie należeli do scytyjskiego plemienia, pochodzącego z bezkresnych stepów Rosji i Środkowej Azji.
Przybyli tutaj dawno temu, być może nawet stało się to przed dwoma tysiącami lat. Włosy dziewczyny nadal pozostały czarne i lśniące tak jak u jej przodków. Wyrosły teraz długie, ukrywały całe jej drobne ramiona i plecy. Oczy miała lodowato szare, osadzone pod czarnymi niczym węgiel brwiami. Usta kusząco czerwone, ponieważ one również zaczynały dojrzewać.
Mężczyźni to zauważali. Siska obserwowała, jak ich zgłodniałe oczy błądzą po jej ciele, tak samo jak błądziły dziesięć lat temu po ciele poprzedniej bogini-dziewicy, kiedy miano składać ją w ofierze. Patrzyła teraz na młodych, silnych wojowników i małych chłopców, niewiele starszych od niej, a także dojrzałych mężczyzn spoglądających na nią pożądliwie. I starców, śliniących się na jej widok.
Niczym dzikie zwierzęta krążyli wokół jej tronu, zrobionego ze świętego giętego drewna. Teraz stanowiła dozwoloną prawem zdobycz. Wiedzieli o tym i pilnowali nawzajem jeden drugiego. Każdy chciał być pierwszy, bowiem odebranie jej dziewictwa oznaczało wielkie szczęście. Chociaż następni też mieliby z jej boskości wiele pożytku. A kiedy już ją posiądą, jeden po drugim, wtedy będą ją mogli złożyć w ofierze. To cena, którą Siska musi zapłacić za przywilej, jakim ją obdarzono, za to, że niemal przez całe swoje życie była ich boginią. Za to, że nosili ją na rękach, oddawali jej wszystko, co mieli najlepszego, wszystko, z wyjątkiem wolności i przyszłości. Mieszkała w najokazalszej chacie, otoczona usługującymi jej kobietami, przyjmowała w ofierze owoce i najdelikatniejsze pokarmy. Najstarsze kobiety plemienia uczyły ją tak, by mogła się stać wszystkowiedzącą wyrocznią.
Ale to się na nic nie zdało. Nie wypełniła swojego zadania. W dalszym ciągu nad lasem trwał mrok.
A teraz wszystko się skończyło. Kobiet nigdzie nie widać. Pochowały się.
Siska dygotała z przerażenia, ale starała się za wszelką cenę nie pokazać, co czuje. Przypominała sobie swoją poprzedniczkę. Ona sama miała wtedy co prawda zaledwie cztery lata, ale już wiedziała, że jest następną wybraną. Dlatego pozwolono jej siedzieć w ukryciu na drzewie, w pobliżu tronu. Teraz na tym drzewie siedzi z pewnością jej następczyni, choć z ziemi nikt jej nie widzi. Mała trzyletnia dziewczynka, wybrana w wyniku skomplikowanych zabiegów dokładnie tak samo, jak niegdyś została wybrana Siska.
Biedne dziecko! Ale prawdopodobnie ta mała wyobrażała sobie teraz to samo, co niegdyś Siska. Patrzyła na swoją poprzedniczkę na tronie i myślała: „Ech, co tam, ta jest przecież taka stara, ja mam przed sobą niemal cale życie i ja sprawię, że Światło powróci do naszego lasu. Ja naprawdę zostanę boginią mojego ludu”.
Nadzieje Siski jednak się nie spełniły. Teraz czas minął i nikt już nie udzieli jej prolongaty.
Tamtego dnia przed dziesięcioma laty nie bardzo rozumiała, co się dzieje z jej poprzedniczką, zapamiętała jednak wszystkie wydarzenia bardzo dokładnie. Wówczas także, podobnie jak teraz, mężczyźni jakby się przemienili w dzikie bestie, skradali się z gorączkowym sapaniem wokół tronu, strzegli nawzajem jeden drugiego, nie spuszczali z siebie rozpłomienionego wzroku tak, aby żaden nie podszedł za blisko do dziewicy, a potem z wyciem, które długo odbijało się echem w lesie, rzucili się wszyscy na nieszczęsną istotę. Z przerażeniem w oczach Siska patrzyła, jak ściągnęli ją z tronu, chociaż biedaczka rozpaczliwie trzymała się oparcia. Rzucili ją na ziemię, przepychali się nad nią, odtrącali jeden drugiego, tłoczyli się niby rój pszczół wokół swojej królowej. Drobne ciało dziewczyny całkiem zniknęło w ciżbie. Tylko jej rozpaczliwe krzyki niosły się daleko po lesie.
Krzyczała jednak tylko na początku. Potem umilkła. Mężczyźni jeden po drugim zaspokajali swoje żądze. Siska nie pojmowała, co oni robią. Widziała tylko dziwne ruchy i słyszała obrzydliwe jęki. Czuła się od tego chora i przerażona tak, że o mało nie spadla z drzewa.
Zamknęła oczy, zaciskała je mocno, bardzo mocno. Kiedy je znowu otworzyła, długo potem, gdy krzyki umilkły, zobaczyła, że dziewica leży na ziemi niczym porzucony łachman. Twarz miała białą, ciało zbroczone we krwi. Po chwili mężczyźni zabrali dziewczynę i ponieśli ją w kierunku ogniska, które tymczasem zostało rozpalone na wzniesieniu, w lesie za polanką. Teraz za plecami Siski znajdowało się takie samo. Wiedziała o tym dobrze. Tamtego dnia rozpalono mdły ogień, który miał przywabić do siebie Światło. Ale nic takiego się oczywiście nie stało. Jasno było tylko w kręgu płomieni.
Poza tym nad lasem panował zwykły mrok.
W rozpaczy Siska skierowała wzrok ku Światłu, które majaczyło daleko za górami. Ku Światłu, które nigdy nie docierało do ich lasu i do ich wymarłej doliny.
Określenie „wymarła dolina” jest oczywiście niesłuszne, ponieważ ludzie w niej mieszkali od dawna. Była to jednak uboga i nieurodzajna ziemia, pogrążona w wiecznym półmroku.
Dziewczyna drgnęła. Mężczyźni zaczynali podchodzić coraz bliżej. Większość z nich rozpięła pasy i pozbyła się ubrania. Siska mimo woli zacisnęła kolana. Teraz wiedziała już bardzo dobrze, co oni zamierzają z nią zrobić. To niemożliwe, to się nie może stać, pomyślała nagle. Dotychczas z rezygnacją poddawała się losowi, który ciążył nad jej młodym życiem. Teraz jednak obudził się w niej bunt. Nie chce. Za nic nie chce zostać potraktowana tak, jak jej poprzedniczka.