Выбрать главу

– O, nie, tylko znowu nie to – jęknęła Taran.

– Owszem, znowu to – odparł Strażnik, a w jego głosie zdawał się brzmieć śmiech.

Wkrótce potem wszyscy spali znowu tym samym hipnotycznym snem co przedtem. Villemann jednym ramieniem obejmował Mariattę, a drugim Gretę. Erling i Theresa trzymali się za ręce, Fionella natomiast obgryzała paznokcie i zastanawiała się, czy znowu nie będzie musiała pójść na stronę.

Na szczęście zasnęła, zanim zdążyła coś postanowić.

Ostatnia myśl Tiril była następująca: Teraz Móri i Dolg powinni tutaj być. Dlaczego oni się tak spóźniają?

Taran formułowała swoje myśli znacznie mniej subtelnie: Cholerni Strażnicy, czy oni zawsze muszą nas usypiać, kiedy zaczyna być interesująco? Jestem już znużona tą przeklętą ciemnością, jeśli to ma być nasza przyszłość, to ja chcę wracać.

Droga powrotna była jednak przed nimi zamknięta.

7

Taran obudził głośny szczebiot ptaków. Ich radosna pieśń rozpaliła w niej niezwykłą chęć życia, rzadko bywała w tak znakomitym humorze.

Zanim zdążyła otworzyć oczy, dotarły już do niej inne wrażenia. Dłonie głaskały miękką, chłodną pościel. Skóra wyczuwała delikatne ciepło i Taran, owa szalona, a momentami agresywna Taran czuła się niezwykle życzliwie usposobiona do świata. Pragnęła dobra dla wszystkich, choć przecież nie była to dominująca cecha jej charakteru.

Otworzyła oczy, a to, co zobaczyła, było jej całkowicie obce. Taran przywykła do podróży i nocowania w różnych miejscach, to jednak, co widziała teraz, nie mogło się równać z niczym. Nie widziała nad sobą ciemnobrunatnego sufitu gospody, nie widziała zniszczonych, poczerniałych ścian. Wszystko było lśniące i przyjazne. Człowiek opromieniał się na sam widok tego pomieszczenia.

Sufit miał kształt kopuły zdobionej piękną, jasną mozaiką. W suficie znajdowały się również otwory okienne. Od centrum kopuły rozchodziły się na przemian pasy mozaiki oraz okiennych przezroczystych szyb. Im dalej od centrum, tym były szersze. Wyglądało to niczym piękny kwiat.

Światło po tamtej stronie było ciepłe i zarazem łagodne. Miało stłumiony kolor starego złota. Pokój wyglądał niezwykle pięknie, umeblowany został wygodnie, wszystko w jasnych kolorach, tak że chcąc nie chcąc człowieka ogarniał pogodny nastrój.

Na krawędzi łóżka, odwrócony do niej plecami, siedział Uriel. Miał na sobie pastelową koszulę z krótkimi rękawami, której Taran nigdy przedtem nie widziała.

– Uriel, mój kochany – powiedziała. – Sprawiasz wrażenie równie zaskoczonego jak ja. Gdzie my jesteśmy?

– Nie wiem, Taran. Właśnie przed chwilą się obudziłem i niczego nie pojmuję.

Ujęła jego dłoń, a głos drżał jej lekko, kiedy mówiła:

– Najważniejsze, że jesteśmy razem, muszę jednak przyznać, że to wszystko trochę mnie przeraża.

– Tu jest bardzo pięknie – rzekł Uriel niepewnie. – Złowieszczo pięknie.

Rozległ się cichuteńki dźwięk dzwonka.

– To u drzwi – szepnęła Taran gorączkowo. – Jak ja wyglądam? O Boże, ratunku! Co ja mam na sobie?

Ubrana była w koszulkę tego samego koloru i uszytą z tego samego miękkiego, jedwabistego materiału, co koszula Uriela, jej ubranie jednak, ozdobione haftem i delikatną koronką, miało nieco bardziej kobiecy charakter. Ciemne loki Taran jeszcze pogłębiały urodę stroju.

– Prezentuję się nieźle – stwierdziła. – Proszę wejść.

Mimo to desperacko ściskała rękę Uriela i podciągnęła kołdrę wysoko pod brodę.

Drzwi w ścianie rozsunęły się i do pokoju wszedł Strażnik Słońca, a zatem jeden z owych tajemniczych Obcych.

Taran wsparła się na łokciu.

– Powiedz mi… – zaczęła niepewnie z przepraszającym uśmiechem. – Wiesz, nigdy sobie nie wyobrażałam, że mogłabym trafić do nieba, ale… Czy my umarliśmy?

– Wprost przeciwnie – roześmiał się. – Po prostu przekroczyliście granicę Czasu i staliście się nieśmiertelni. Będzie to trwało tak długo, jak zechcecie.

– Kto by nie chciał – mruknęła Taran, choć serce biło jej tak mocno, że aż sprawiało ból. – To jednak brzmi zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe.

– Ale gdzie jesteśmy? – zapytał znowu Uriel.

– Wkrótce się o tym dowiecie. W pokoju obok znajdują się wasze nowe ubrania. Te, w których przyszliście, są zbyt ciepłe. Wykorzystajcie ten dzień na zapoznanie się z otoczeniem. Jeśli będziecie głodni, to wszystko, czego sobie życzycie, znajdziecie w kuchni. To jest teraz wasz dom.

– Nie najgorszy – uśmiechnęła się Taran. – A co z innymi? Co z mamą, babcią i tak dalej?

– Oni też tutaj są. Wszyscy mieszkają we własnych domach. Niektórzy z waszych towarzyszy zostali ulokowani w innej części… kraju. Ale cała rodzina znajduje się tutaj. Będę na was czekał w hallu, bo chciałbym pokazać wam dom.

Uprzejmie skłonił głowę i wyszedł z pokoju.

Patrzyli po sobie trochę spłoszeni, a trochę wzruszeni.

– Chciałbym pokazać wam dom – powtórzył Uriel. – No, no, ale to brzmi!

– Jeśli reszta wygląda tak jak ten pokój, to nie ma się na co skarżyć – powiedziała Taran beztrosko, chociaż w głębi duszy wciąż była bardzo, bardzo niepewna. I przestraszona.

Cień i Strażnicy zapewniali, że po tamtej stronie Wrót będzie im dużo lepiej. Nawet się nie spodziewają, jak dobrze. Mimo to ani Taran, ani Uriel nie mieli odwagi im zaufać. Przez cały czas krążyła im w głowach myśl, że może to jakaś pułapka.

Znajdowali się na piętrze wewnątrz kopuły. Stąd wychodziło się do czegoś w rodzaju przedpokoju, gdzie znajdowały się ich ubrania. Taran zachwycona oglądała jedną sztukę po drugiej.

– Uriel, popatrz na tę bieliznę, jaka delikatna i cieniutka, a mięciutka jak nie wiem co! Po prostu ginie mi w dłoniach. Och, jakie to wspaniałe… Wiesz, będę chodzić tylko w tym.

– Wybij to sobie z głowy – oznajmił Uriel surowo, kiedy ubrała się w tę niemal przezroczystą delikatność. – Natychmiast włóż coś jeszcze!

Taran uśmiechnęła się do niego szeroko i posłuchała.

– Zrozum jednak, że to coś zupełnie innego niż moje własne grube majtki.

Teraz i on nie był już w stanie dłużej zachowywać powagi. Przez chwilę niczym dzieci podziwiali się nawzajem w swoich nowych ubraniach. Prostych, ale wspaniałych. Taran miała długą do pół łydki suknię o pięknie zdobionym brzegu. Uriel natomiast nieco bardziej męską bluzę, a do tego długie spodnie. Oboje nosili lekkie obuwie zrobione z czegoś, co wyglądało na giemzową skórkę, choć nie była to skóra zwierzęcia, lecz jakiś inny nie znany im materiał.

– Więc co będziemy robić teraz? – zapytała Taran, kiedy już nazachwycali się sobą nawzajem.

– Są tutaj tylko jedne drzwi – mruknął Uriel.

Taran powstrzymała go.

– Urielu, czy pamiętasz, co oni mówili o tym, że Wrota oczyszczają?

– Tak, i myślę, że mieli rację.

– No właśnie. Czuję się jakby odmieniona. Jakaś przesadnie dobra.

– Chyba to nie to – odparł jej mąż krótko. – Ale wiem, co masz na myśli. Życie tutaj wydaje się takie lekkie. Człowiek jest przepełniony życzliwością, bliski euforii.

– Tak, właśnie tak. Chciałoby się, by wszystkim ludziom było dobrze. Czuję się tak, jakbym nie miała żadnych wrogów.

Umilkła. Cień lęku przemknął po jej twarzy.

– Rozumiem – powiedział Uriel z powagą. – Nie wiemy tylko, jak długo potrwa ta rajska egzystencja. Nie wiemy nawet, gdzieśmy się znaleźli.

– Zanim się tego nie dowiem i zanim się nie przekonam, że nasi bliscy są tutaj z nami i też czują się dobrze, nie odważę się uwierzyć w to szczęście.