– Serdeczne gratulacje! – zawołała sąsiadka. – Czy to będzie pierwszy wnuk? Nie, nie, prawda, przecież państwo mają już dorosłe wnuki.
– Tak, oboje założyli już rodziny. Zarówno nasza Wnuczka Taran, jak i Mariatta, żona Villemanna, niebawem urodzą nam prawnuki. Niesamowite, jak my się rozmnażamy! Poza tym Mariatta ma już przecież dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, Gretę i Jonasa. Naprawdę, rodzina rozwija się wspaniale. Musimy o tym opowiedzieć Móriemu i Dolgowi, którzy jutro do nas dołączą.
Sąsiedzi zaczęli nagle pospiesznie sprzątać ze stołu. Nie wiedzieli wprawdzie, co się dzieje z czarnoksiężnikiem i jego synem, obiecali jednak, że nie będą na ten temat z jego rodziną rozmawiać. Przede wszystkim ze względu na Tiril, ale też przez wzgląd na pozostałych.
Theresa i Erling uszczęśliwieni wrócili do domu urządzonego już zgodnie z ich własnym smakiem. Zachowali nowoczesne wyposażenie głównej części domu, postarali się natomiast, by boczne skrzydło przypominało w jakimś stopniu Theresenhof. Stolarze pomogli im stworzyć właściwą atmosferę. Z dawnego świata przynieść mogli jedynie nieliczne drobiazgi. Theresa zadbała jednak, by każdy zabrał parę rzeczy. Tyle, ile zdołał unieść. Te przedmioty miały zarówno wartość emocjonalną, jak i ekonomiczną.
Erling „przeszmuglował” też gałązkę austriackiej winorośli Schloss Theresenhof, jak zwykł nazywać ten gatunek trochę dla żartu, ale również z odrobiną powagi. Mieli więc zamiar w nowej ojczyźnie uprawiać winorośl. Pomagali im w tym Leonard i Daniellle, a sąsiedzi obserwowali ich wysiłki z radością, ponieważ wino w Zachodnich Łąkach rzeczywiście potrzebowało uszlachetnienia.
Theresa wiedziała, że Taran i Uriel w dalszym ciągu szukają dla siebie jakiegoś sensownego zajęcia. Natomiast Villemann i Mariatta wpadli na zupełnie nieoczekiwany pomysł, zajęli się mianowicie hodowlą psów. Nero został głównym reproduktorem. Okazało się bowiem, że przed nimi w Królestwie Światła znajdowały się już trzy suki. Ich właściciele z zachwytem przyjęli wiadomość, że oto pojawił się również wspaniały samiec.
Początkowo Villemann protestował: „Nie, nie, Nero jest za stary na takie rzeczy, a poza tym on w ogóle nie ma pojęcia, o co chodzi z sukami”. Tiril go jednak przekonała. Pamiętała ten dzień sprzed niemal dwudziestu pięciu lat, kiedy to Nero zniknął na jakiejś samotnej wędrówce na obrzeżach Christianii. Teraz Tiril obiecała Villemannowi pomóc w pracy przy szczeniakach, ponieważ właściciele suk nie mieli czasu zająć się malcami.
– No dobrze, mamo, skoro nam pomożesz… – rzekł w końcu Villemann zrezygnowany.
Tiril była przejęta przynajmniej tak samo jak Greta i Jonas.
Nero sprawił się znakomicie. Wciąż jeszcze zachował wspaniałą potencję. Pierwszego miotu oczekiwano już za kilkanaście dni i wszyscy bardzo się na to cieszyli. Tak więc i Nero zaczynał się rozmnażać. Niecodzienne zadanie jak dla niego.
Faktem, że tworzą oto nową mieszankę rasową, nikt się specjalnie nie przejmował. W całym Królestwie Światła opowiadano sobie anegdoty, „stworzymy nową odmianę”, obiecywali zachwyceni właściciele suk. Sam Nero reprezentował rasę dość wątpliwą, należałoby raczej powiedzieć, że łączy w sobie wiele wspaniałych ras. Suki na szczęście były spore, uniknięto więc poważniejszych problemów. Jedna miała chyba wśród przodków dużego pudla, druga była psem myśliwskim, trzecia natomiast, silnie zbudowana, pochodziła z równie nieokreślonej rasy jak Nero, chociaż innej maści i zupełnie do Nera niepodobna. Wszyscy cieszyli się, że małe nie będą zbyt blisko spokrewnione z psami myśliwskimi, ponieważ w tutejszych lasach żyły piękne jelenie i wiele innej zwierzyny.
Tak więc w nowym świecie przybysze czuli się znakomicie.
Wkrótce Taran urodziła syna, któremu dano na imię Jori.
– Ty chyba nie masz dobrze w głowie, Taran. Jori to przecz imię dla dziewczynki – zwrócił jej uwagę Villemann.
– Na tamtym świecie, w Norwegii, może – odparła Taran. – Ale teraz jesteśmy tutaj i nie przejmuję się tym, co zostało za nami. Chciałam uczcić w ten sposób Móriego, czy ty tego nie rozumiesz? Zresztą norweskie imię dla dziewczynki brzmi Jorid albo Jofrid, a to absolutnie nie to samo.
Villemann skinął głową, ale nie dał za wygraną.
– Ja nie wiem, pod jakim względem imię Jori przypomina Móri – stwierdził. – Jori wymawia się J o r i, natomiast imię naszego ojca wymawiamy M ó ł r i.
– Zrobiłeś się okropnie pedantyczny – syknęła Taran urażona.
Villemann złagodniał i roześmiał się.
– Ale poza tym zostałem wujkiem wspaniałego małego chłopaczka. Hej, Jori, powiedz „Villemann”. Potrafisz? Villemann.
– Ty głuptasie – zachichotała Taran, tuląc malca, który uśmiechał się radośnie do wuja.
Villemann również został ojcem jasnowłosego chłopczyka, któremu dano na imię Jaskari, na pamiątkę ukochanego dziadka Mariatty. Wymawiało się to z akcentem na pierwszą sylabę i brzmiało jak najprawdziwsze imię fińskie. „Mój Boże” – wzdychała Taran. – „Można sądzić, że Jaskari to pierwsze dziecko na świecie. Villemann chodzi dumny niczym paw. Pokazuje chłopca wszystkim, i ludziom, i psom, i wiewiórkom, które spotyka na spacerze. Ale rzeczywiście, chłopak jest wspaniały. Prawie tak samo urodziwy jak Jori. Prawie”.
Danielle urodziła córeczkę, i dała jej imię Elena, na pamiątkę Erlinga, który czul się tym niebywale zaszczycony. „Wybacz mi, mamo" – mówiła Danielle do Theresy. – „Wybacz, ale mamy w rodzinie już tak wiele imion zaczynających się na»T«, więc nie mogliśmy ochrzcić naszej dziewczynki po tobie. Przepraszam cię, kochana mamo”.
„Znakomicie to rozumiem – uśmiechnęła się Theres, z dnia na dzień młodsza. – Nie mogłaś wybrać lepszego imienia, twój ojciec jest uszczęśliwiony”.
Przyszły też wiadomości od młodej Fionelli. Osiedliła się ona na terytorium północnym, ponieważ zamieszkała razem ze Strażnikiem Góry, należącym do Obcych. Zwykłym ludziom nie wolno było tam jeździć, mogli natomiast przesyłać informacje. Teraz bardzo przejęta i uszczęśliwiona Fionella donosiła, że urodziła synka, bardzo pięknego i naprawdę wyjątkowego chłopczyka, który przyniósł na świat niezwykłe umiejętności, choć matka nie mogła pojąć, po kim je odziedziczył. Z wdzięczności dla Mariatty, w której domu spotkała swego ukochanego, nadała synkowi jedyne fińskie imię, jakie znała, mianowicie Armas.
Wszyscy napisali do Fionelli długi list z gratulacjami i wyrazili nadzieję, że wkrótce będą się mogli spotkać, żeby podziwiać nawzajem swoje dzieci.
Nieco gorzej miały się sprawy Rafaela i Amalie. Dziewczyna była już w takim wieku, że pojawiły się problemy z donoszeniem ciąży. Dopiero po trzech nieudanych próbach urodziła maleńką ciemnowłosą „księżniczkę”, którą nazwano Berengaria. Romantyczne imię, to prawda, ale czegoś takiego właśnie można się było spodziewać po Rafaelu. Dziewczynka była dużo młodsza od innych dzieci w rodzinie, które przyszły na świat niemal równocześnie.
Nero także został ojcem licznej gromady wspaniałych szczeniąt.
Rzeczywiście, rodzina się rozrastała.
I wszyscy czuli się znakomicie.
Były, rzecz jasna, różne problemy, które ich niepokoiły, zwłaszcza gdy zaczynali się nad nimi zastanawiać.