Siska wiedziała ponadto, że ona sama stawiana jest znacznie wyżej niż jej nieszczęsne poprzedniczki. Ona była wielką nadzieją plemienia. Sam wódz wybrał ją na boginię w dniu, w którym się urodziła. Wybrał swoją córkę.
Tak, Siska była córką wodza. Była Księżniczką. Lud oczekiwał od niej bardzo wiele. Żywiono nadzieję, że nawet Światło pochyli się przed nią z respektem.
Nic takiego się jednak nie stało.
Mimo to zdawała sobie sprawę, że właśnie ona została lepiej przygotowana do swojego zadania niż wszystkie poprzednie dziewice, które złożono w ofierze. Opiekujące się nią kobiety też tak twierdziły. Siska uczyła się szybciej i łatwiej, umiała wyciągać własne wnioski z tego, co jej mówiono, i rozumiała prawo, a także wiedziała wiele o życiu plemienia w lesie.
Co się teraz stanie z jej ojcem? Siska na wspomnienie ojca zadrżała z przerażenia. Patrząc na swoje poranione stopy powlokła się dalej, przytrzymując się drzew. Paliły ją podeszwy, przywykłe do poruszania się po miękkiej podłodze chaty.
Co ludzie w osadzie zrobią z jej ojcem, skoro ona zdradziła i uciekła sprzed ofiarnego stosu?
Otrząsnęła się z ponurych myśli. Teraz nie miała na nie czasu. Ojciec z pewnością da sobie radę. Był bardziej władczy i silniejszy niż wszyscy inni razem wzięci. Przynajmniej na razie. Wkrótce jednak zrobi się stary i…
Ojca nie było w osadzie wtedy, kiedy miano ją składać w ofierze. Siska wiedziała, że bardzo kochał swoją córkę-dziewicę. Nie byłby w stanie patrzeć, jak płonie na stosie.
Może ze względu na ojca… Może ze względu na niego powinna wrócić?
Nie, nie, nigdy nie wróci, nigdy, nigdy.
Nagle drgnęła. W lesie rozległ się odgłos biegnących stóp. Ktoś, potykając się, wspinał się po zboczu.
Trzeba uciekać, ale dokąd? Akurat teraz stała na otwartej polanie, a przed sobą miała…
Tak… serce dziewczyny uderzyło szczególnie mocno. Za drzewami wznosiła się wysoka górska ściana, a po tej ścianie spływał strumyk. Widziała, że wydobywa się ze skały i przemienia w piękny, mały wodospad. Woda spadała z niezbyt dużej wysokości, nie było jej też wiele, ale tworzyła obraz niezwykłej urody. Siska nie miała jednak czasu dłużej go podziwiać, nie wiedziała, czy biec dalej, czy schronić się na drzewo. Nieliczne drzewa rosły tu w rozproszeniu, a poza tym miały wysokie pnie, pozbawione od dołu gałęzi. Nie byłaby w stanie wspiąć się po żadnym z nich. Głośne kroki samotnego mężczyzny zbliżały się coraz bardziej. Wkrótce ścigający znajdzie się na polanie i zobaczy ją. Gdzie, gdzie mogłaby się ukryć?
2
Niegdyś był najsilniejszym i najodważniejszym mężczyzną w osadzie. Sam nadal się za takiego uważał, choć inni myśleli coś dokładnie przeciwnego. Młodzi chłopcy przewyższali go teraz zarówno pod względem odwagi i siły, jak i urody, ale Les tego nie zauważał. Jego imię, Les, oznaczało las. I, oczywiście, znał bardzo dobrze ten las, przez który się teraz skradał.
Nie zauważał tylko, że to skradanie słychać z daleka. Les ścigał dziewicę. Poszedł inną drogą niż reszta mężczyzn, ponieważ nie chciał dzielić się z nimi zdobyczą.
Ostatnimi czasy powodziło mu się bardzo źle. Jego kobieta zrobiła się stara i brzydka, nie dawała mu już w łóżku żadnej radości. Kto chciałby dotykać takiej pomarszczonej i obwisłej skóry? W każdym razie nie on, nie Les, taki przystojny i urodziwy. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że on sam też jest pomarszczony i ma obwisłą skórę.
Prawo jednak zabraniało mu dotykać innych kobiet, a prawa Les przestrzegał.
Wszelkie naruszenia surowo karano.
Ale teraz bogini-dziewica, księżniczka, była zdobyczą dozwoloną przez prawo. Chciał znaleźć w jej ciele zaspokojenie po długich, nudnych miesiącach z żoną, a poza tym chciał odebrać jej cnotę, bo to zapowiedź wielkiego szczęścia dla dzielnego mężczyzny, który weźmie ją w posiadanie. A potem zabić. To jeszcze większe zwycięstwo. Dzięki temu uzyska wszystko, czego w tym życiu może zapragnąć.
Choć Les sam przed sobą się do tego nie przyznawał, to jednak najbardziej podniecała go myśl, że zaraz znowu posiądzie młodą, piękną kobietę. Że będzie mógł wedrzeć się w jej kruche ciało, które ledwo zaczęło się rozwijać. A księżniczka była piękna. Żadna inna nie miała takich długich, gęstych i czarnych włosów jak ona, żadna nie kusiła takimi soczystymi wargami. Widywał ją wielokrotnie ostatnimi czasy. Często chodził prosić o radę w sprawach, co do których nie miał najmniejszych wątpliwości. Chodził tam tylko po to, by znowu poczuć, jak soki życiowe zaczynają w nim krążyć. To on zwrócił uwagę plemienia, że bogini jest już bardziej kobietą niż dzieckiem. To on przyspieszył wydarzenia.
Szczerze mówiąc, Les był zadowolony, że bogini udało się uciec. Dzięki temu stanie się jego zdobyczą. Tylko jego. Wiedział bardzo dobrze, że tłoczący się wokół tronu młodzi mężczyźni próbowali go odepchnąć na bok i że im się to udawało, co przyznawał z niechęcią. Mógłby mieć problemy, żeby dostać to, co mu się sprawiedliwie należało.
Teraz miał ją tylko dla siebie. Dostrzegał ślady małych bosych stóp wszędzie tam, gdzie ziemia była miękka. Tylko on wiedział, w którą stronę bogini pobiegła. Byłby skończonym głupcem, gdyby pokazał ślady innym.
Czuł rozkoszne mrowienie pod skórą. Nowa kobieta, dziewica-bogini, księżniczka!
Teraz dziewczyna już mu się nie wymknie, nie ma najmniejszej szansy.
Świetnie wiedział, że biegnie ku górom. A tam wpadnie we własną pułapkę.
Odwrócił głowę, by się przekonać, że jest sam ze swoją zdobyczą. I rzeczywiście, nigdzie żywej duszy. Tamci głupcy pognali w przeciwnym kierunku.
Na chwilę przystanął, żeby odetchnąć. Młodsi mężczyźni twierdzili, że on nie biega już tak lekko jak niegdyś. Cóż za głupstwa! Był równie niedościgły jak zawsze. Teraz jednak zasapał się trochę, ponieważ przebył znacznie dłuższą drogę niż tamci. Oni by też sapali, gdyby musieli biec tak daleko, i to pod górę. Dużo bardziej by sapali.
Stał i patrzył za siebie. W dali poza osadą wznosiły się złe góry. Ogromne szczyty celowały w niebo, długi łańcuch zamieszkany przez groźne duchy. Wielokrotnie słyszał głuche zawodzenia, kiedy wszyscy w osadzie już spali.
Czy ci głupi młodsi mężczyźni nie rozumieją, że Sisce nigdy by nie przyszło do głowy uciekać właśnie w tamtą stronę? Do gór, którymi władają duchy?
Tylko on miał dość rozumu, by przewidzieć, dokąd ona się skieruje. Ku Światłu.
Les podjął pościg. Teraz spoza drzew widział wyraźnie górską ścianę. Siska znalazła się w pułapce.
Kroki przybliżały się. Rozbieganym wzrokiem dziewczyna szukała jakiejś kryjówki. Oczywiście mogła schować się za pniem któregoś drzewa, ale na jak długo? Na pewno bardzo szybko zostałaby znaleziona.
Raz czy drugi mignął jej między drzewami prześladowca. Wciąż jeszcze był bardzo daleko, ale potrafiła już rozpoznać jego charakterystyczny, skradający się krok. Zwłaszcza teraz kiedy biegł. Les, najokropniejszy z nich wszystkich. Siska przypominała sobie z obrzydzeniem jego pożądliwy wzrok, którym wodził po jej ciele, kiedy przychodził prosić o radę. Zadawał tak głupie pytania, że nawet dziecko potrafiłoby na nie odpowiedzieć. Zaczynał się starzeć. Miał zaokrąglony brzuch i kościste kolana. Zachował jednak jeszcze męskie siły. Tak przynajmniej twierdziły usługujące jej kobiety. Ale wiele pożytku już z niego nie będzie, dodawały i śmiały się przy tym nieprzyjemnie.
Siska wiedziała, co Les zamierza z nią zrobić, gdyby udało mu się ją pochwycić. Jego obrzydliwe ciało przyciśnie ją do ziemi, a twarde ręce będą ją szarpać pożądliwie. Była bliska histerii, kiedy rozpaczliwie poszukiwała drogi ucieczki.