Tak mało czasu, tak niewiele możliwości.
Może wspiąć się po górskiej ścianie?
To niemożliwe, jest tam zbyt stromo i skała zbyt gładka.
Może ukryć się za wodospadem? Nie, to niewykonalne. Woda jest przezroczysta i spada za blisko górskiej ściany.
Nigdzie ani jednego drzewa, na które można by się wdrapać. A biec wzdłuż gór i tam próbować szukać jakiegoś ratunku też nie mogła. Była taka zmęczona, nogi nie chciały jej już nieść. Z trudem utrzymywała ciało w pozycji pionowej.
Źródło. Miejsce, w którym strumień wypływa z góry?
O, nie, otwór jest bardzo ciasny. Nawet gdyby wsunęła głowę do otworu, to co jej to da? Po pierwsze, udusi się pod wodą, a po drugie, Les będzie widział jej ciało wystające na zewnątrz.
Ale czy rzeczywiście otwór jest zbyt ciasny? Wąski, to prawda, ale… Siska nie miała innego wyjścia.
Czepiając się palcami skały tak, że zdarła sobie paznokcie, pięła się pospiesznie w stronę źródełka. Teraz była widoczna z bardzo daleka. Przykucnęła przy otworze i wsunęła do niego rękę. Mech wokół był miękki, ustępował pod naciskiem jej dłoni.
A może?
Gdyby teraz…?
Jest przecież nieduża i drobna. Nie zastanawiając się więcej, wsunęła nogi do wąskiej szczeliny. Jęknęła, gdy zanurzyła stopy w zimnej wodzie. Choć może nie aż tak zimnej, jak się spodziewała. Dziewczyna przemieszczała się w głąb jak daleko mogła. Utopię się, myślała. Ale muszę spróbować. To moja jedyna szansa.
Najtrudniej było przecisnąć klatkę piersiową, ale nie mogła przecież tak zostać, leżąc na plecach, na pól ukryta w szczelinie. Musiała przepychać się dalej. Nie miała odwagi pomyśleć o tym, co będzie, gdyby chciała znowu wydostać się na zewnątrz. Jakaś ostra krawędź rozorała jej skórę wzdłuż mostka. Nie mogła temu zapobiec. Żeby tylko rana nie okazała się bardzo głęboka, myślała z twarzą wykrzywioną bólem.
Wreszcie zdołała wcisnąć klatkę piersiową do środka. Ramiona wsunęły się już lekko.
Co ja teraz zrobię? zastanawiała się, zdjęta paniką. Moje długie, czarne włosy znajdują się przecież na zewnątrz w strumieniu, ale nie mogę przechylić głowy, bo wtedy woda mnie zaleje.
On mnie widzi, on mnie widzi. On już wkrótce tutaj będzie. A ja go nawet nie słyszę, bo szum wody wszystko zagłusza.
Nogi Siski znajdowały się w boleśnie niewygodnej pozycji. Nurt opływał ją ze wszystkich stron, próbując ominąć przeszkodę, jaką stanowiło jej ciało. Ostra skalna krawędź raniła jej jedno biodro. Instynktownie poruszyła nogą i…
Mogła ją unieść! Wysoko! Spróbowała z drugą. Też poszło gładko.
We wnętrzu skały strumień wyżłobił szerokie koryto!
Nie wahając się dalej, Siska przeciskała się w głąb. Zachłysnęła się wodą, rozpaczliwie usiłowała złapać odrobinę powietrza. Umrę teraz, zaraz się uduszę, myślała z rozpaczą. Ale odwrotu nie było. Wpełzła już tak głęboko, że nikt z zewnątrz nie mógłby zobaczyć jej włosów. Sprawdziła zdrętwiałą ręką, czy wszystkie znajdują się w skalnej szczelinie. Szarpnęła kilkakrotnie gwałtownie całym ciałem, zaciskając wargi pogrążyła się pod wodą, przesunęła jeszcze bardziej i w końcu mogła unieść głowę. Otwór był znowu wolny i cała wezbrana woda została wyrzucona na zewnątrz z wielką siłą. Siska miała nadzieję, że Les nie zwróci na to uwagi.
Ona sama znajdowała się teraz ponad spienioną powierzchnią potoku. Znowu mogła oddychać. Och, jakie cudowne uczucie!
Mimo wszystko była wciąż tak przerażona, że nie miała odwagi pozwolić sobie na odpoczynek. Leżąc na plecach przepychała się głową do przodu, po chwili zdołała się przewrócić na brzuch i pełzła teraz dalej, wciąż w głąb góry, nie mogąc się pozbyć dręczącej świadomości, że wisi nad nią straszliwy ciężar potężnej skały. Z rzadka tylko miała odwagę zatrzymać się na moment w tej szalonej ucieczce. Wtedy siadała w wodzie i szlochając z rozpaczy nie potrafiła zdobyć się na żadną rozsądną myśl.
Les wyszedł na polankę pod wodospadem w tej samej chwili, gdy potężna kaskada wody została gwałtownie wyrzucona z otworu. Dlatego nie zwrócił uwagi na nic szczególnego. Po prostu myślał, że tak powinno być. Jeśli w ogóle cokolwiek myślał.
Zdumiony rozglądał się wokół. Jeszcze przed chwilą migała mu między drzewami sylwetka uciekającej dziewczyny, był tego absolutnie pewien. Siska musiała znajdować się gdzieś tutaj. Nigdzie jednak nie widział ani śladu człowieka.
Górska ściana tworzyła w tym miejscu niewielkie zagłębienie. Znakomita pułapka. Skała po obu stronach zamykała drogę ucieczki, ale Siski nie było. Nigdzie żadnej dziewicy do zdobycia.
Les nie używał słowa „gwałt”, ale właśnie tego rodzaju postępki miał na myśli.
Oszukany, pozbawiony pysznego kąska.
Gorączkowo przeszukiwał wzrokiem okolicę. Wypatrywał w koronach drzew. Nigdzie nic. Może za drzewami? Biegał szybko dookoła pni, żeby nie zdążyła mu umknąć.
A może wysoko, na górskiej ścianie. Niemożliwe. Nie jest przecież owadem.
A w strumieniu?
Za płytko.
Les wdrapał się na górę i zatrzymał koło małego wodospadu. Też nic.
Woda wygładziła wszystkie ślady ciała Siski na mchu. Otwór wyglądał znowu jak nie tknięta przez nikogo szczelina w skale. Lesowi nie przyszło do głowy, żeby starannie zbadać miejsce, skąd wypływała woda. Nikt przecież nie mógł się tam wcisnąć. Szczelina była beznadziejnie wąska i ciasna.
Pozostawała tylko jedna droga. Dziewczyna musiała pobiec wzdłuż skalnej ściany i skierować się na północ. Ku południowi bowiem droga była widoczna jak na dłoni.
Z rykiem wściekłości zdesperowany Les zeskoczył na ziemię i podjął przerwany pościg. Będzie ją miał jeszcze dzisiaj. Był tego absolutnie pewien.
Nikt nie zdoła oszukać Lesa, najdzielniejszego mężczyzny w osadzie.
3
Kiedy najgorszy gwałtowny atak płaczu minął, Siska poczuła, że przemarzła do szpiku kości. Wilgotny chłód ciągnący od wody i od skał przenikał ją na wylot. Zrozumiała, że zbyt długo nie może w tym miejscu zostać.
Czy powinna zawrócić tą samą drogą, którą przyszła, i wyjść znowu na zewnątrz w Srebrzystym Lesie?
Na myśl o tym wszystko się w niej burzyło. Jaka przyszłość czekała ją w osadzie? Straszna.
Z drugiej jednak strony tutaj, w ciemnym wnętrzu góry, też nie widziała szans na przeżycie.
Nie miała nic do stracenia. Zdecydowała się dokładniej zbadać głębię.
A zresztą, czy to naprawdę głębia? W gruncie rzeczy przecież posuwała się do przodu wzdłuż koryta potoku. W sposób naturalny woda spadała z góry i nie ulegało wątpliwości, że strumień bierze swój początek na wyższym poziomie.
Ale z zewnątrz widać było tylko ten uskok. Większa część strumienia musiała się znajdować w głębi góry.
Cóż, jak tylko długo się da, powinna brnąć przed siebie, żeby zobaczyć, jak to wygląda dalej.
Siska roześmiała się. Chociaż zabrzmiało to jak histeryczne stłumione łkanie. Jakichż to słów ona używa? Zobaczyć! Nie odróżniała przecież nic na wyciągnięcie ręki. Takich ciemności jak tutaj nigdy w życiu, nie widziała.
Stare kobiety w osadzie przekazały jej tradycje i legendy plemienia. Opowiadały jej o tym, że plemię przybyło z kraju, w którym czas dzielił się na ciemną noc i jasny dzień, w którym był zmierzch i brzask. Pochodzili z kraju o zielonych latach i płomiennie żółtych jesieniach oraz zimach z białym deszczem, który niczym kołdra kładł się na ziemi, i z wiosną, kiedy wszystko ponownie budziło się do życia. Legendy! Do zadań Siski należało opowiadanie ich nie dowierzającym młodym kobietom i mężczyznom, którzy śmiali się szyderczo.