Выбрать главу

– Tak, i my jesteśmy w stanie ją zrozumieć, tylko że ona nie rozumie, co do niej mówimy. Musi poszukać sobie jakiejś kryjówki i schować się, ale nie potrafimy jej tego wytłumaczyć.

– Dzieci kochane, to przecież da się bardzo prosto załatwić. Wciąż pracujemy nad sposobami rozumienia obcych języków. Proszę. Oko Nocy, weź ten aparacik, dziewczynka zrozumie, co mówisz, nawet jeśli sama nie będzie miała aparatu.

Wszyscy stali bez słowa, zdumieni nowym wynalazkiem. Oko Nocy przyjął aparat z uprzejmym podziękowaniem.

– Czy ona jest teraz sama? – zapytał jeden z Madragow.

– Nie – odparł Jaskari – syn Villemanna oraz Elena, cóka Danielle, dotrzymują jej towarzystwa. Niczego więcej nie mogą dla niej zrobić.

– Ach, rodzina czarnoksiężnika – rzekł jeden z Madrgów wzruszony. – Bardzo za nimi tęsknimy.

– W takim razie prosimy w odwiedziny – zawołał Jori spontanicznie. – Nasi rodzice wciąż tyle o was opowiadają!

– Odwiedzimy was chętnie, tylko zakończymy tę sprawę tutaj. Teraz jednak musimy iść, już i tak jesteśmy spóźnieni, a wy powinniście zmykać z tego lasu, zanim ktoś was dostrzeże.

– Tak – obiecał Armas. – I dziękujemy za pomoc. Czy wy mieszkacie tutaj?

– Tutaj pracujemy – odpowiedzieli uprzejmie. – Żegnajcie na razie. Jakby co, to myśmy was nie widzieli.

Armas stał jeszcze przez chwilę i patrzył w ślad za Madragami, podczas gdy jego przyjaciele pobiegli już w stronę muru.

Rzeczywiście w państwie mojego ojca znajduje się wiele niezwykłych rzeczy, myślał chłopiec. Niemal każdego dnia znajduję coś nowego. Co właściwie kryje ten las?

A przecież jeszcze nie widziałem najdalej na północ położonych części kraju, tych leżących na północ od rejonu, w którym sam mieszkam. Nawet mnie nie wolno w tamtą stronę spoglądać, a co dopiero moim przyjaciołom.

Trzeba biec do muru.

19

BERENGARIA

Ze zgrozą spoglądali w stronę muru. Elena i Jaskari próbowali podtrzymywać odwagę w dziewczynce najwyraźniej bez powodzenia. Nawoływania prześladowców rozlegały się teraz okropnie blisko.

– Możemy tylko mieć nadzieję, że oni jej nie znajdą, przecież nie muszą wybiec z lasu akurat tutaj – westchnął Jaskari.

Armas powiedział coś, co sprawiło, że włosy na głowach jego przyjaciół stanęły dęba.

– Oni kierują się węchem, są niczym zwierzęta, tropią wzdłuż strumienia, oczywiście, że ją znajdą.

Oko Nocy pokazał im swój nowy aparacik. Wszyscy odetchnęli z ulgą. W wielkim pośpiechu Jori opowiedział o spotkaniu z Madragami, po czym wszyscy podeszli do muru.

– Pozwól, że ja to zrobię – poprosiła Berengaria.

Spojrzeli na nią zaskoczeni. To niepodobne do tej rozchichotanej, kłótliwej dziewczynki. Teraz miała łzy w oczach, a dłoń, w której ściskała aparacik, drżała.

Bez słowa pozwolili jej podjąć próbę nawiązania kontaktu z nieznajomą. Ze zdumieniem stwierdzili, że obie są do siebie podobne, choć oczywiście twarzy tamtej obcej dokładnie nie widzieli. Była też chudsza niż Berengaria, szczerze mówiąc była wycieńczona, jakby przez długi czas odżywiała się jedynie wodą.

Zdawało się, że Berengaria nawiązała z nią kontakt, zanim jeszcze zdążyła posłużyć się aparacikiem. Działo się tak pewnie dzięki temu, że obie dziewczynki były w tym samym wieku, ale po części pewnie też dlatego, że mała po tamtej stronie z ulgą przyjmowała do wiadomości spotkanie z normalnymi ludźmi. Niestety, sprawa zaczynała się trochę komplikować. Dziewczynka nie chciała odejść od muru, nie chciała zrozumieć, że to dla niej jedyny ratunek.

Wtedy Berengaria zaczęła się posługiwać nowym aparatem i wszyscy zebrani patrzyli zdumieni, jaka rozsądna jest ich najmłodsza przyjaciółka.

Początkowo nieznajoma dziewczynka była wyraźnie przerażona tym, że musi się komunikować w taki dziwny sposób. Kiedy jednak uświadomiła sobie, że rozumie słowa Berengarii, zaczęła słuchać bardzo uważnie.

– Niewiarygodni Madragowie – szepnął Jaskari z podziwem w głosie. – Szkoda, że jeszcze ich nie poznałem.

– Wszystko przed tobą – mruknął Jori. – Uważaj teraz, słuchaj, co mówi Berengaria.

Ich mała przyjaciółka przemawiała wolno i wyraźnie:

– Oni cię tropią, dlatego musisz wejść do strumyka. Idź kawałek wodą, a potem wyjdź na brzeg i wdrap się na to wysokie drzewo, tam… – Berengaria pokazywała ręką, a dziewczynka śledziła jej ruch wzrokiem. – Spróbuj jak najmniej dotykać ziemi, kiedy wyjdziesz z wody. Przemknij się na palcach i natychmiast wchodź na drzewo. I śpiesz się, myśliwi dopadną cię lada moment!

Słuchali jej słów z drżeniem. Skąd przyszło jej do głowy słowo „myśliwi?” Zdawali sobie jednak sprawę, że to najwłaściwsze określenie.

Dziewczynka po raz ostatni rozpaczliwie przycisnęła całe ciało do „szklanej” tafli muru, jakby uparcie prosiła, by jej nie opuszczali, po czym skinęła głową.

– Jak masz na imię? – zapytała Berengaria.

– Siska – odparła nieszczęsna dziewczynka. – Jestem księżniczką. I byłam boginią. Teraz już nie. Oni chcieli złożyć mnie w ofierze, ale im uciekłam. Później zaczęli mnie gonić tamci. Nieznajomi. Żegnajcie! I bardzo dziękuję! Nie zapominajcie o mnie! Tak bym chciała przyjść do was, do Wielkiego Światła. Czy będę mogła potem?

„Po czym?” pomyśleli wszyscy, zgnębieni.

– Tak, tak – obiecała Berengaria. – Ale teraz śpiesz się, śpiesz.

Nareszcie mała Siska zdołała oderwać się od przyciągającego ją z wielką siłą światła i pobiegła, jak jej kazała Berengaria, brzegiem strumienia. Widzieli, że macha im na pożegnanie, i widzieli, jak wspina się na gałęzie wielkiego drzewa. Po chwili zniknęła całkiem wśród listowia.

– Wysoko, Siska! Tak wysoko, jak tylko potrafisz! – wołała Berengaria.

Zaległa cisza, jedyne, co ją zakłócało, to podniecone wycia prześladowców Siski, zbliżających się nieuchronnie. Najwyraźniej było ich wielu, rozproszonych po całej okolicy.

– Idziemy – rzekła Elena.

– Ja chciałbym ich zobaczyć – zaprotestował Jori. Inni zresztą też podzielali jego ciekawość. Berengaria pragnęła dotrzymać obietnicy danej Sisce i zostać przy niej.

– Mieli ją złożyć w ofierze – rzekł Armas ze współczuciem. – Prawda, że i o tym wspomniała?

– Tak, chyba rzeczywiście jest tak, jak mówił jeden z Madragów. Ona przyszła tutaj z bardzo daleka.

– Może z tych pogrążonych w nieprzeniknionym mroku części Królestwa Ciemności, które kiedyś odwiedziłem – zastanawiał się Oko Nocy. – Jest taka blada, jakby nigdy jeszcze nie widziała światła.

Armas odnosił się sceptycznie do całej sprawy.

– Mój ojciec powiada, że istnieją różne odcienie mroku tam na zewnątrz. Myślę, że ona nie pochodzi z tych najciemniejszych, na to by wskazywało jej zachowanie. Ale też z pewnością nie wychowała się w jasnych okolicach poza murem.

– No właśnie. A co to za istoty ci, którzy ją prześladują? – zastanawiała się Berengaria. – Co to za bestie?

– Istnieje wiele odmian różnych stworzeń. Te, jak sądzę, należą do półzwierząt, przenikniętych żądzą mordu. Istnieją jednak również inne, o blond włosach, nie takie dzikie jak te tutaj.

– Musimy ją przeprowadzić na tę stronę muru – rzekła Berengaria w rozmarzeniu.

Armas westchnął:

– Oczywiście. Ale sama słyszałaś, mur może zostać otwarty jedynie przy pomocy siły magicznej.

– A my takiej nie posiadamy – westchnął Jori zgnębiony. – Nawet Madragowie nie mogą nam pomóc, powinniśmy mieć teraz przy sobie dziadka Móriego. Albo Dolga.

– Tak, ale w żadnym razie nie wolno nam o tym rozmawiać z Obcymi. Oni nigdy by się nie zgodzili na otwarcie muru – rzekł Jaskari. – Może Cień? Nie, jego nigdy jeszcze nie widziałem. Elfów zresztą także nie.