– No, no – rzekł Armas cicho, a Jaskari i Oko Nocy kiwali głowami.
Berengaria szepnęła: „Jaki on śliczny!” A Elena? Elena po prostu głośno westchnęła i wpatrywała się w przybysza szeroko otwartymi oczyma.
Tsi-Tsungga nie do końca pojmował jej reakcję.
On sam nie bardzo wiedział, jak teraz wygląda, ponieważ w ruinach twierdzy nie miał lustra. Był wyższy niż jego pobratymcy, z tego zdawał sobie sprawę, i miał znacznie niż oni szersze barki. Zielone, brązowo nakrapiane ciało stało się bardzo zwinne i wytrzymałe, mogło znieść nieprawdopodobny wysiłek, ale Tsi-Tsungga pojęcia nie miał, jak bardzo jego twarz zyskała na dojrzałości. Wszystkie linie były jakby troszkę przesadnie wyrzeźbione. Miał wysokie kości policzkowe, owalne, połyskujące zielenią oczy, ostry podbródek, jeszcze bardziej spiczaste uszy, pięknie wygięte łuki brwi, kształtny nos i usta niczym u fauna.
Nic dziwnego, że obdarzone fantazją dziewczęta tak reagowały na jego widok!
Zdziwienie trwało krótką chwilę, po czym wszyscy zaczęli się głośno i radośnie witać. Tsi-Tsungga zapomniał, że jest obrażony. Teraz zresztą wiedział już, że to zakaz dorosłych rozdzielił go z gromadką przyjaciół.
Nie wspomniał jednak ani słowem o tamtym dniu, kiedy opuścił rodzinną dolinę i wybrał się w długą drogę do stolicy. Wypatrywał tam młodych, którzy kiedyś odwiedzili go w zrujnowanej osadzie, ale żadnego z nich nigdzie nie dostrzegł. Nie miał natomiast odwagi wejść do miasta. Droga powrotna była bardzo trudna, okazała się bowiem drogą do samotności. Został odrzucony przez wszystkich, najpierw przez swoich współplemieńców, a inni też go nie chcieli.
Teraz jednak wróciły dobre czasy. Jori powiedział, że Tsi-Tsungga będzie mógł zostać w ich części kraju. To być może trochę lekkomyślna obietnica, żadne z nich bowiem nie wiedziało, co Lemurowie i Obcy powiedzą na taką przeprowadzkę. Tyle jednak zakazów złamali dzisiejszej nocy, że jeden drobiazg więcej nie robił różnicy.
„Phi!” jak to zwykł był mawiać Jori.
Teraz syn Taran wyjaśnił przyjaciołom, że jego wyprawa poniosła fiasko.
– A zatem znajdujemy się w punkcie wyjścia – rzekł Jaskari przygnębiony. – Mała Siska zeszła z drzewa i siedzi na brzegu strumienia skulona, bliska utraty wszelkiej nadziei i odwagi, my zaś przedyskutowaliśmy już wszystkie możliwości, do kogo moglibyśmy się zwrócić z prośbą o otwarcie muru, myśleliśmy o Cieniu, ale on jest tylko Lemurem, myśleliśmy też o duchach Móriego, lecz nie wiadomo, gdzie się one podziewają, nie możemy spytać o to nikogo z dorosłych, bo musielibyśmy wyjaśnić, dlaczego nas to interesuje i…
– Może byś czasami przerwał, choćby dla zaczerpnięcia powietrza – zaproponowała Elena. – Za takie zdanie w szkole dostałbyś dwóję.
Jori uniósł dłoń.
– Uciszcie się. Mam szalony pomysł!
Zanim ktokolwiek zdążył zawołać jak zwykle: „Nie, nie, znamy twoje pomysły”, Jori wyciągnął drugą rękę, którą dotychczas chował za plecami.
– Mój pistolet? – zawołał Armas. – Dlaczego go wziąłeś?
– Dlatego, że przeczytałem instrukcję, zobacz sam!
Armas, odbierając swój urodzinowy prezent, powiedział cicho:
– Cieszę się, że wam się nie udało, Jori. Miałem okropne wyrzuty sumienia, a ojciec nigdy by nam nie wybaczył, gdybyśmy bez pozwolenia wzięli szafir. Cieszę się natomiast, że przyprowadziłeś ze sobą Tsi-Tsunggę.
Tsi-Tsungga, który promiennym wzrokiem obserwował Berengarię, jak chodzi tam i z powrotem, tuląc w objęciach Czika, z policzkiem dotykającym miękkiego futra wiewiórki, kiwał radośnie głową, słuchając tego, co mówi Armas. Na krótką chwilę znowu wszyscy zwrócili uwagę na tę istotę, która kiedyś uratowała im życie.
Teraz chodziło o życie Siski. Trzeba przejść na drugą stronę muru.
– Zastanawiam się, co robią nasi rodzice – mruknęła Elena. – Czas pracy zaczął się już dawno i wszyscy z pewnością się pobudzili, na pewno się o nas martwią.
– Tak – przyznał Jaskari z poczuciem winy. – Ale nie możemy zostawić tej dziewczyny własnemu losowi.
– Nie możemy też posłać nikogo do domu, by uspokoić rodziców. W takim razie bowiem musielibyśmy wytłumaczyć, co robiliśmy w nocy. Uff! Nie skończy się to dobrze dla naszej dzielnej szóstki.
– Która niedługo przekształci się w ósemkę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze. No i jak, Armas?
– Rzeczywiście, chyba masz rację. Czy mógłbym na czymś wypróbować pistolet?
Rozejrzeli się wokół. Nikt nie chciał niszczyć pięknej roślinności.
– A dlaczego nie na murze? – zapytał Oko Nocy spokojnie.
To chyba rzeczywiście najlepszy pomysł. Armas poprosił wszystkich, by odsunęli się na bok, zaś Berengaria przekazała Sisce, iż powinna zostać na brzegu strumienia. Nie wolno jej podchodzić bliżej, dopóki nie zawołają. Widzieli, że drobna postać skuliła się na swoim miejscu.
Armas skierował pistolet na mur.
– Powinienem? – zapytał z nerwowym uśmiechem.
– Zamknij oczy i strzelaj – zachichotał Jori.
– Tylko ty możesz powiedzieć coś takiego – prychnął Armas.
Wskazującym palcem powoli nacisnął spust.
Długa, piękna wiązka oślepiająco niebieskich promieni trafiła w mur dokładnie w tym miejscu, w którym się spodziewali. Armas przez chwilę trzymał pistolet bez ruchu, po czym wolniutko przesunął wiązkę w dół.
– Powstała szczelina – szepnęła Elena. – Głęboka szczelina, i to na wylot!
Wszyscy odetchnęli.
Armas wolniutko przesuwał promienie w dół. Kiedy dotarł do ziemi, skierował pistolet ponownie w górę do punktu wyjścia i zaczął wolno kreślić łuk po drugiej stronie.
– To wygląda jak drzwi – szepnęła Berengaria z podziwem. – Teraz trzeba je tylko popchnąć i będzie można przejść na drugą stronę.
– Powinieneś również wyciąć próg – rzekł Oko Nocy rzeczowo.
O tym Armas nie pomyślał. Okazało się jednak, że mur wchodzi daleko w głąb ziemi. Tsi-Tsungga zdążył to odkryć, już dawno, położył się tuż przy ścianie z uchem przy ziemi i „nasłuchiwał”, dokładnie tak samo jak Oko Nocy nasłuchiwał przy strumieniu. Ci dwaj zresztą porozumieli się natychmiast, obaj bowiem byli ludźmi natury. Jeśli oczywiście Tsi-Tsunggę można nazywać człowiekiem, co jest, niestety, wątpliwe. Teraz siedział przy samym murze i powtarzał: „Głęboko, głęboko! Bardzo głęboko!”
Armas dokończył dzieła, przecinając mur na poziomie ziemi.
Dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak bardzo gruby jest ten mur. Armas przeciął go z jednej strony nieco ukośnie i było oczywiste, że nie da się go tutaj przesunąć. Trzeba było więc powtórzyć czynność i wyciąć próg dokładnie nad ziemią. Pozostali chłopcy bardzo chcieli mieć takie same pistolety, wiedzieli jednak, że to narzędzie przeznaczone jest wyłącznie dla Obcych.
W końcu wyglądało na to, że drzwi są wycięte jak trzeba i wystarczy je po prostu otworzyć. Pomagali wszyscy. Z ciężkim sapaniem wspólnymi siłami pchnęli mocno wycięty fragment, który wysunął się i z łoskotem upadł po tamtej stronie na ziemię.
Wszyscy oddychali wolno, patrząc w zdumieniu na swoje dzieło.
Armas gładził czule swój pistolet.
– Czarodziejska różdżka – powiedział z uśmiechem.
– Tak, techniczne zdolności Obcych i Madragów coraz bardziej zaczynają przypominać czary – stwierdził Jaskari. – Pomyślcie tylko o tym aparacie, który dostałem w prezencie. Ale teraz najważniejsza jest Siska. Chodźcie, trzeba ją przeprowadzić przez otwór.
– Ale jakim sposobem zdołamy… – zaczęła Elena, kiedy ruszyli w stronę otworu. Zakończyła onieśmielona tak cicho, że nikt jej nie usłyszał: -…Wstawić drzwi na miejsce i załatać mur?