Instynkt samozachowawczy okazał się jednak silniejszy niż strach i uczucie osamotnienia. Co prawda płakała wielokrotnie przez sen, na ogół niewygodnie skulona w jakimś miejscu, gdzie zmęczona długą wędrówką mogła trochę odpocząć, ale nadzieja nigdy jej do końca nie opuszczała. Najgorsza była świadomość, że wszyscy w rodzinnej osadzie odwrócili się od niej. Goryczą napełniała ją również myśl o przyszłości. Czy w ogóle miała przed sobą jakąś przyszłość?
Jedyną pociechę dawało jej Światło.
Gdyby tylko nie było takie nieosiągalne!
Chyba jednak nie jest aż tak źle, może w końcu uda jej się do niego dotrzeć. Siska stwierdzała każdego dnia, że powoli, lecz nieustannie się do niego przybliża. Nie umiała sobie tylko wyobrazić, jak daleko od niego się znajduje.
Długo stała niezdecydowana nad śladami stóp, nie wiedząc, co począć. Jeśli pójdzie naprzód, będzie się przybliżać do tych trzech ludzi w dużych butach.
Niestety, nie miała wielkiego wyboru. Nieznajomi poszli jedyną dostępną drogą, w stronę doliny pomiędzy wysokimi skałami.
Siska oglądała się niepewnie za siebie z wyrazem bólu. Nie, wrócić nie może! To by była najokrutniejsza porażka. Musi tylko teraz zachować niesłychaną ostrożność, skoro nie jest już sama na tych górskich bezdrożach.
Próbowała zgadywać, kim są ludzie przed nią i co oni tutaj robią?
Do tej pory Siska widywała tylko od czasu do czasu jakieś małe gryzonie, które niczym błyskawice przemykały po ziemi i znikały w norkach. Wielkie ptaki, które krążyły nad jej rodzinną doliną, niekiedy ukazywały się również tutaj. Poza tym jednak nie dostrzegła nigdy żadnej łownej zwierzyny.
Co ci ludzie tu robią?
W pewnej chwili Siska znalazła się na wysokich skałach i wtedy odkryła coś nowego, niestety, niezbyt przyjemnego.
Ponury, mroczny łańcuch gór, które nazywała Górami Duchów, okazał się znacznie rozleglejszy, niż się spodziewała. Z lewej strony szczyty wznosiły się tak daleko, że ledwie mogła ogarnąć je wzrokiem, i nie wyglądały sympatycznie.
Zobaczyła jednak także coś innego. Trochę bardziej radosnego. Jej długa wędrówka w wymarłych górach miała się wkrótce skończyć. Siska widziała pod sobą dość płaską dolinę porośniętą srebrzystym lasem i jakimiś ciemniejszymi drzewami, których nie znała. Po drugiej stronie doliny dojrzała niezbyt wysokie wzgórza. I teraz nie było już żadnej wątpliwości: z tyłu za nimi znajdowało się Światło. Przestrzeń za wzgórzami spowijała cudowna jasność, która przepełniła serce Siski radosnym spokojem. Przed nią w dolinie panował jeszcze ów irytujący półmrok, który stopniowo, choć ledwie zauważalnie, z każdym dniem w miarę jak przybliżała się do celu, stawał się jaśniejszy. Ale za łańcuchem wzgórz… Tam, tam Siska musi koniecznie dotrzeć!
Co jednak spodziewała się tam znaleźć? Światło. Tak, oczywiście. Ale nikt przecież nie wiedział, jak ono wygląda ani skąd się bierze. Dreszcz lęku przeniknął ją od stóp do głów, lecz szybko się opanowała.
Zejście w dolinę zajęło jej sporo czasu. Kiedy jednak znalazła się nareszcie na dole w lesie, doznała cudownego uczucia, jakby wróciła do domu. Ciemne drzewa były dla niej czymś nowym, nie rosły na nich liście jak na drzewach srebrzystych, tylko długie kłujące ząbki czy raczej igiełki. Korę miały grubą i brązową, wcale niepodobną do kory drzew srebrzystych. Siska stwierdziła jednak, że nie byłoby trudno się na nie wdrapać.
Szukała roślin o wielkich liściach, ale niczego takiego nie znalazła.
Teraz kiedy korony drzew zasłaniały jej widok i tłumiły Światło, trudniej było posuwać się we właściwym kierunku. Ostatnie, co zdołała zobaczyć, zanim zeszła do lasu, to z pewnością Góry Duchów. Tak przerażająco bliskie i straszliwie wysokie, pogrążone w głębokim mroku. Zostawiła je teraz na lewo od siebie. W lesie już ich jednak nie widziała. Miała tylko dojmującą świadomość, że istnieją i że za nimi panują absolutne ciemności.
Na razie straciła z oczu ślady ludzkich stóp i nie żałowała tego. Dlatego z tym większym zaskoczeniem stwierdziła nagle, że stoi na jakiejś ścieżce.
Nie, to niemożliwe, myślała, nie jestem jeszcze przygotowana na spotkanie z ludźmi. Muszę najpierw czymś okryć swoje ciało. Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tych obcych stworzeniach, zanim one mnie zobaczą.
Poza tym spotkanie z ludźmi nie jest moim celem. Oni będą jedynie przeszkodą w drodze do Światła.
Ciekawość jednak zwyciężyła, Siska ruszyła ścieżką. Powtarzała sobie, że czyni tak dlatego, bo prowadzi ona we właściwym kierunku, ku Światłu.
Ścieżkę, którą szła, przecinały inne szlaki. Wkrótce zobaczyła szeroką drogę, ale tamtędy nie odważyła się pójść, prawdopodobnie bowiem droga wiodła do jakiejś osady. Siska nie chciała jeszcze znaleźć się tak blisko ludzi. Co prawda była potwornie głodna, ale to uczucie towarzyszyło jej od dawna i zdążyła się do niego przyzwyczaić. Poza tym w lesie znajdowała sporo korzonków i innych jadalnych roślin. Nigdy zresztą nie jadła zbyt dużo. Głębokie rany wciąż jeszcze bolały dotkliwie, ale przykładała do nich chłodny mech, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Miała nadzieję, że potrafi wyleczyć się sama.
Tak więc Siska przecięła szeroką drogę i poszła dalej ku łańcuchowi wzniesień, za którymi znajdowało się Światło.
Wkrótce gwałtownie przystanęła.
Nie była w tym lesie sama. Usłyszała coś… Chociaż odgłosy były niewyraźne, pośpiesznie wspięła się na jedno z tych kłujących drzew. Pojękiwała cicho, kiedy ostre igły drażniły jej rany, ale wspinała się najwyżej jak mogła tak, by nie zobaczono jej z ziemi, lecz by ona sama miała widok między gałęziami.
To, co zobaczyła, sprawiło, że omal nie krzyknęła. Wyglądało to jak jakaś dziwna zabawa. Siska nigdy nie miała prawa do zabawy, zawsze musiała siedzieć w swojej chacie i tylko z daleka obserwowała, jak inne dzieci biegają po osadzie radosne, roześmiane, czasem płaczące, kiedy któreś się uderzyło. Mogły jednak być razem, mogły mieć kolegów, ona nie miała nikogo, ona była święta, musiała zachowywać się z godnością. Niejednokrotnie mała dziewczynka znosiła to z trudem. Ta strona życia, zabawy, radość, budziła w niej największą tęsknotę w czasach, gdy traktowano ją jak boginię
Teraz siedziała wygodnie i miała przed sobą otwarty widok na sporą część lasu.
Znowu usłyszała głosy. Głosy męskie, podniecone, choć przytłumione. Słyszała też kroki, które zbliżały się do jej drzewa. Wyglądało nawet na to, że kierują się wprost na to właśnie drzewo… Chyba jej… nie widzieli. A może to ona jest zwierzyną, na którą polują?
I wtedy ich zobaczyła, wiele postaci, które szły szybko, prawie biegły pomiędzy drzewami.
Serce Siski waliło tak mocno, że bała się, iż tamci usłyszą.
Byli wyżsi niż mężczyźni w jej rodzinnej osadzie i… jasnowłosi! Wytrzeszczyła ze zdumienia oczy, kiedy sobie to uświadomiła. Nigdy przedtem nie widziała czegoś podobnego. Nie rozumiała też, co ci ludzie mówią, ale najwyraźniej im się spieszyło. Biegli dokądś w jakiejś bardzo ważnej sprawie. Byli zajęci. Wszyscy mieli bardzo dziwne ubrania, w różnych kolorach, i nosili broń. Krótkie szpady, tak to przynajmniej wyglądało. Jakie to wszystko niezwykłe!