Najwyraźniej byli przyzwyczajeni do poruszania się w lesie, ale… ich buty? To nie te buty zostawiły ślady, które widziała. Ci mężczyźni tutaj nosili ciężkie, ale miękkie, wysokie obuwie o grubych podeszwach, bez szwów na brzegach.
Musiało więc istnieć wiele różnych stworzeń w tym niezwykłym świecie, do którego trafiła.
Na tych mężczyzn na dole przyjemnie było patrzeć. Sprawiali jednak wrażenie dzikich i nieobliczalnych. Z pewnością byli niebezpieczni.
O, nie! Przystanęli teraz, by się naradzić. Zatrzymali się dokładnie pod drzewem Siski.
Dlaczego wybrała właśnie to największe i najbardziej samotne drzewo w lesie? Straszna myśl przemknęła jej przez głowę i sprawiła, że Siska zamarła: sądziła, że jest niewidoczna, ale teraz spojrzała w dół. Skoro ona miała taki otwarty widok, to z ziemi pewnie też nic jej nie przesłaniało. Jeśli tylko któryś z nich podniesie wzrok, natychmiast ją zobaczy.
Siska zwróciła uwagę, że jedną stopą opiera się mocno na grubej gałęzi i że na tej gałęzi pod jej podeszwą znajduje się mała odłamana gałązka. Jeśli poruszy nogą, choćby leciutko, gałązka natychmiast spadnie w dół i wyląduje na głowie któregoś z nich.
Od długiego siedzenia w bezruchu zdrętwiały jej łydki.
Tamci rozmawiali ze sobą podnieceni, coś pokazywali, jeden potrząsał bronią w tym kierunku, inny wskazywał ręką na pogrążony w półmroku las.
Siska miała wrażenie, że rozumie. Toczy się tu jakaś wojna między plemionami. Znała to z własnej doliny, gdzie często dochodziło do awantur z prymitywnym plemieniem mieszkającym w pobliżu.
Owi wysocy, jasnowłosi mężczyźni byli bardzo wzburzeni. Coś musiało się wydarzyć i teraz oni mieli się zemścić. Może to tamci trzej mężczyźni, których ślady widziała, dokonali przestępstwa, a ci ich ścigają?
Siska nie zamierzała się mieszać w sprawy obcych, ledwie miała odwagę oddychać. Za nic nie chciała, żeby odkryli jej obecność.
Jeszcze raz dotkliwie uświadomiła sobie swoją nagość, ale teraz w jakiś inny sposób. Mężczyźni pod drzewem byli bardzo przystojni, wzbudzali w niej pragnienia, jakich nigdy przedtem nie odczuwała. Od dawna zdawała sobie sprawę, że zaczyna być dojrzała do małżeństwa. Wiedziała jednak także, iż nigdy nie wyjdzie za mąż. Miała pozostać wieczną dziewicą, która musi umrzeć, bowiem nie spełniła pokładanych w niej nadziei.
W końcu ożywiona dyskusja pod drzewem dobiegła końca i mężczyźni oddalili się równie szybko, jak przyszli. Siska jednak siedziała na drzewie jeszcze długo. Złamana gałązka dawno spadła na dół, dopiero po jakimś czasie dziewczyna odważyła się zsunąć po pniu.
Schodzenie okazało się znacznie trudniejsze niż wspinanie w górę. Podrapała się boleśnie, łamała gałązki i zawodziła żałośnie. W końcu jednak znalazła się na ziemi przestraszona, że gdyby mężczyźni wrócili, nie będzie się miała gdzie schronić. Mogli się zresztą pojawić również inni.
Na szczęście nikt nie nadchodził. Siska mogła podjąć swoją przerwaną wędrówkę ku Światłu.
Zbliżał się czas snu. Półmrok panował wciąż ten sam, ale instynkt, który skłaniał ludzi do spania w określonym czasie, został głęboko zakorzeniony u wszystkich członków jej plemienia. Ponadto natura wykształciła w nich wspaniały wzrok i znakomity słuch, żeby mogli poruszać się w mroku. Wielu starszym ludziom z plemienia oczy błyszczały w ciemnościach, zwłaszcza w blasku płonącego ognia. Siska była na to za młoda, ale też bardzo dobrze widziała wszystkie szczegóły na niewiarygodnie dużą odległość.
Teraz majaczyły przed nią już ostatnie, stosunkowo niskie góry, przesłaniające Światło. Mimo że Siska czuła obezwładniające zmęczenie, chciała iść dalej. Chciała zobaczyć Światło jeszcze tego dnia czy też w ciągu tego czasu pracy, jak ona to określała.
Była straszliwie głodna, a rany bolały. Nogi uginały się pod nią ze zmęczenia, wlokła się jednak po stromym zboczu uparta, coraz bardziej zdecydowana w miarę zbliżania się do celu.
Ostatnie kroki były prawdziwą udręką. Obolałe płuca z trudem wciągały powietrze. Dziewczyna musiała co chwila odpoczywać, zawsze jednak wstawała i ruszała dalej.
Szczyty gór znajdowały się niemal w zasięgu ręki. Jeszcze tylko parę kroków i wtedy…
Siska stanęła i jak wyciosana w kamieniu, bez najmniejszego drgnienia, patrzyła i patrzyła na to, co znajdowało się po drugiej stronie gór. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Docierały do niej skądś jakieś niewyraźne dźwięki, nie była jednak w stanie oderwać wzroku od tego, co widzi, ani zacząć myśleć o niczym innym. Serce tłukło się w piersi dziko, otworzyła usta, próbowała zrozumieć, ale bez powodzenia.
Dźwięki za nią narastały. W końcu odwróciła się i stwierdziła, że stoi niczym posąg na tle nieba, samotna postać w wymarłym krajobrazie.
Została odkryta. Prawdopodobnie nie przez grupę wojowników, których widziała przedtem, ci bowiem zniknęli w przeciwnym kierunku. To była inna gromada, złożona z mężczyzn i kobiet, wykrzykujących coś podnieconymi głosami. Biegli za nią, za Siską, po porośniętym lasem zboczu.
Dziewczyna wiedziała, że znalazła się w pułapce. Co teraz? Wybrać ucieczkę w dół na nieznaną równinę, czy też czekać na spotkanie z tym tłumem, na spotkanie, które mogło oznaczać przyjaźń i opiekę, lecz równie dobrze wrogość i śmierć?
Stała przez chwilę niezdecydowana, po czym na łeb na szyję rzuciła się w dół ku dolinie, ku temu nieznanemu, niepojętemu, co nazywano Światłem.
Teraz jednak musimy opowiedzieć o tym, co wydarzyło się dwadzieścia lat przed ucieczką Siski.
CZĘŚĆ DRUGA
Dla tych, którzy nie czytali „Sagi o Ludziach Lodu” ani „Sagi o Czarnoksiężniku”, przedstawiamy krótkie streszczenie obu tamtych opowieści. Ważna jest zwłaszcza „Saga o Czarnoksiężniku”, której bieżąca historia jest kontynuacją. Ludzie Lodu żyli własnym życiem, choć i w ich losach znalazłoby się wiele nie rozwiązanych zagadek.
Mamy nadzieję, że wszystkie one zostaną teraz wyjaśnione.
PREHISTORIA
Streszczenie 47 tomów „Sagi o Ludziach Lodu” i 15 tomów „Sagi o Czarnoksiężniku”:
Dawno temu w pradawnych czasach, jeszcze przed erą Atlantydy, istniał na ziemi lud nazywany Lemurami. Z pomocą Obcych rozwinęli się oni z prymitywnych istot w wysoko postawiony lud. Ich państwo, Lemuria, w czasach największego rozkwitu obejmowało ogromne połaci ówczesnego świata. Z czasem jednak ograniczyło się do niewielkiego kontynentu w południowo-wschodniej części dzisiejszej Azji. Obecnie kontynent ten całkowicie pokrywa morze.
Największym skarbem Lemurów były trzy kamienie: Święte Słońce oraz niebieski szafir i czerwony farangil. Wszystkie one posiadały niezwykłą siłę, Słońce jednak było najpotężniejsze. Rozsiewało wokół siebie światło i miłość. Lemurowie otrzymali je od Obcych.
Kiedy w okresie wielkich katastrof Lemuria pogrążyła się morzu, ostatni jej mieszkańcy wyruszyli do świata Obcych. Musieli w tym celu przejść przez Wrota. Pozostawili jednak na ziemi Święte Słońce po to, by czworo Strażników szafiru i farangila mogło kiedyś podążyć za nimi. Wszystkie trzy kamienie zostały ukryte. Również Słońce i góra, w której znajdowały się Wrota, miały swoich Strażników. W ciągu pierwszej połowy XVIII wieku islandzki czarnoksiężnik Móri oraz jego norweska i austriacka rodzina walczyli przeciwko złemu zakonowi rycerskiemu, przeciwko Zakonowi Świętego Słońca. Powodem tej wojny było właśnie owo zaginione Słońce. Móri wiedział, że jeśli Słońce wpadnie w ręce zakonnych rycerzy, zostanie zanieczyszczone i zbrukane złem.