Выбрать главу

Krótko przed południem, gdy Sharn z Biesem i Nukalaveem zrobili sobie krótki odpoczynek w prowizorycznym punkcie dowodzenia, dobrze zaopatrzonym w zdobyczne piwo, przybył zwiadowca Firvulag z ważnymi wiadomościami. Potężna Ayfa i jej Dziwożony Bojowe dokonały pomyślnego ataku przez wschodnią wyrwę w murach, a obecnie oblegały sektor wokół terenów kopalnianych. Ustaliły, że stopiona przez Klaudiusza strzałem z Włóczni skała zalała wejście do kopalni, główną rafinerię oraz osiedle robotników ludzkich i ramów. Nim zastygła, popłynęła na pewną odległość ulicami górnego miasta. Natomiast gmach administracji kopalnianej wraz z magazynem oczyszczonego baru stał nadal nie uszkodzony. Był całkowicie otoczony czarną, dymiącą lawą, w tej chwili pokrytą żużlową powłoką stygnącej skały, z wyjątkiem miejsc, gdzie jej pęknięcia ukazały rozgrzane do czerwoności wnętrze. W budynku jeszcze znajdowali się tańscy inżynierowie, wśród nich pierwszorzędny kreator. Ayfa i jej oddziały uzyskały te informacje, gdy niespodziewany strzał psychoenergii spopielił jedną z badających miejsce Dziwożon, a o włos minął Straszliwą Skathe. Ta wielkozęba wojowniczka z ociekającymi krwią pazurami zdołała stworzyć tarczę psychiczną, co pozwoliło pozostałym wycofać się w nieładzie poza zasięg gromów myślowych.

— W związku z tym, Wielki Kapitanie, Potężna Ayfa oczekuje obecnie na twoje propozycje.

Bies zarżał ironicznym śmiechem i wlał do pyska pół beczułki piwa.

— Aaaach… pomóżmy biednym panienkom uratować ich honor.

— Honor, ucho od śledzia! — syknął Nukalavee. — Jeśli siła kreacji pojedynczego Wroga naruszyła zdolności obronne Skathe, jest on nawet na odległość godnym przeciwnikiem każdego z nas. Wyczerpiemy naszą energię myślową samym tworzeniem zasłon i niewiele nam zostanie na atak.

— Nawet podejście jest najeżone niebezpieczeństwami — zauważył Sharn. — Powierzchnia stygnącej lawy, jak mówi ten zwiadowca, ’jest słaba i może się załamać pod ciężarem mocnego wojownika. Przecież wiecie, że nasze umysły nie są w stanie dość głęboko przeniknąć w skałę, by wzmocić powłokę. A zapadnięcie się w głąb leżącej pod nią magmy jest oczywistą zgubą. — Zwrócił się do karzełkowatego posłańca: — Pliktharn, jak szeroko rozlana jest lawa, przez którą trzeba by przejść?

— Przynajmniej na sto kroków olbrzyma, Wiel– ki Kapitanie. — Twarz Pliktharna przybrała poważny wyraz. — Mój ciężar powierzchnia uniesie z łatwością!

— Może wysłać mnie i Nukalavee, byśmy go chronili myślowo wraz z Ayfą i Skathe — zaproponował Bies. — We czwórkę będziemy mieli wystarczający zasięg.

— A co się stanie, gdy nasz dzielny mały braciszek osiągnie budynek? — zadrwił Nukalavee. — W jaki sposób zaatakuje Wroga poprzez nasze tarcze mentalne? Czwórkłowy, widać tak długo nosiłeś gadzią suknię, że twój rozsądek skurczył się, by pasować do rozmiarów złudnego mózgu!

— Wielki Kapitan Ayfa — odezwał się zwiadowca — dostrzegła, że tańscy inżynierowie żądają posiłków od Lorda Velteyna.

Sharn trzasnął wielką ręką w stół.

— Na migdałki Te! A gdy ją da, przetransportuje ich powietrzem wraz z barem i czym tam jeszcze! Tego nie możemy ryzykować. Nienawidzę, jak wszyscy diabli, taktyki Motłochu, ale tylko tym sposobem możemy to załatwić.

— Tylko spokojnie, chłopcy! — zawołała Ayfa. — Nie traćcie głowy w chwili, kiedy już tam prawie jesteście.

Homi, mały syngaleski wytapiacz, mocniej objął szyję Pliktharna. Gdy Firvulag zbliżył się pod osłonę budynku zarządu kopalni, skorupa lawy zaczęła się uginać. Tutaj płynęła grubszą warstwą, zachowując dłużej wysoką temperaturę, co oznaczało, że powłoka chłodniejszej skały może pęknąć i wciągnąć ich w każdej chwili w głąb magmy.

Nad niedobraną parą, Firvulaga i człowieka jadącego na nim na barana, błyszczała promienista półkula osłony mentalnej stworzonej połączonymi siłami Ayfy, Skathe, Biesa i Nukalavee. Czworo bohaterów i większość oddziału Dziwożon Bojowych była ukryta za solidnymi ścianami wypalonych domów, z dala od potoku lawy i dwieście metrów od zarządu kopalni. Pioruny energii rzucane przez otoczonego kreatora Tanu błyskały z okna górnego piętra i rozpadały się w siatkę błyskawic, gdy neutralizował je potencjał osłony. Wreszcie Pliktharn i Homi dotarli do niższego okna, wspięli się na nie i weszli do wewnątrz. Ayfa, która miała silny talent jasnosłyszenia, obserwowała przebieg dalszych wydarzeń.

— Trzech Wrogów wchodzi do komnaty, uzbrojonych w vitrodurowe kilofy geologiczne! Jeden z nich dysponuje znaczną siłą ujarzmiania. Stara się zmusić Pliktharna do opuszczenia osłony, ale to oczywiście nie może się udać. Miotacz piorunów mentalnych zbiera teraz siły do jednego potężnego pchnięcia ogniem bezpośrednim! Raczej stałej presji niż nagłej projekcji. Nasza osłona chwieje się! Przechodzi w kolory widma… Błękitny! Żółty! Na pewno się załamie!… Ale teraz ten z Motłochu ma naciągniętą kuszę i celuje w kreatora. Ach! Pocisk krwawego metalu przebił naszą słabnącą osłonę jak kotarę z deszczu! Wróg pada! Drugi strzał, trzeci… i wszyscy Wrogowie leżą bez życia!

Czworo bohaterów podskoczyło z radości, a Dziwożony Bojowe wydały triumfalny okrzyk wojenny. Wszystkie odczuły myślowo, nawet na taką odległość, jak gasł zdmuchnięty śmiercią pierwszy z tańskich umysłów, potem drugi.

Ale miotacz gromów myślowych pozostał silny i w chwili śmierci. Jego udręczona i wmocniona myśl zagrzmiała w eterze:

Bogini nas pomści. Przeklęci do końca świata niech będą ci, którzy uciekają się do krwawego metalu. Krwawy potop ich pochłonie.

W chwilę później jego dusza zgasła.

Człowiek z Motłochu imieniem Homi wyrwał z ciał Tanów trzy żelazne bełty do dalszego ich wykorzystania, ukazał się w oknie i pomachał ręką. Następnie wraz z Pliktharnem zabrał się do roboty przy parapecie okiennym; kuli i podważali ciężki blok wapienia, aż zaprawa puściła. Kamień roztrzaskał cienką warstwę zastygłej lawy pod oknem i spowodował wybuch dymu i płomieni. Nim świeże pęknięcie się zabliźniło, ujrzano, jak człowiek i Firvulag wrzucają małe pojemniki do studni ze stopionej skały, po czym wychodzą innym oknem i ostrożnie wracają drogą, którą przyszli.

Młoda dziewczyna ubrana w błyszczącą czerń biegła, jak się zdawało, bez zmęczenia, wąską ścieżką przez dżunglę Wogezów. Cienie gęstniały, a od strony wyżyn nadciągał chłodny wiatr. Żaby drzewne zaczynały swą pieśń wieczorną. Niedługo zbudzą się drapieżniki. Gdy noc zapadnie, zacznie grasować tyle wrogich stworzeń, że Felicja nie zdoła ich odepchnąć swą siłą ujarzmiania. Będzie zmuszona zatrzymać się i przeczekać do świtu.

— Spóźnię się! Rozejm zaczyna się o wschodzie słońca i wojna będzie skończona!

Ile już przeszła? Może dwie trzecie stu sześciu kilometrów dzielących Ukryte Źródła od zachódniego brzegu Renu. Tyle straciła rankiem czasu, nim ruszyła, a słońce zachodzi o szóstej zero zero…

— Niech diabli wezmą Ryszarda! Niech go diabli wezmą, że dał się zranić!

Powinna była się uprzeć, by ją zabrali na lataczu. Coś mogłaby zrobić. Pomóc staremu Klaudiuszowi nastawić Włócznię. Wzmocnić obronę mentalną Madame. Nawet odchylić piorun kulisty, który oślepił Ryszarda na jedno oko i spowodował uszkodzenie latacza przy lądowaniu.