Выбрать главу

Niektórzy, jak Richter, ekwipowali się do podróży ze spartańskim pragmatyzmem. Inni chcieli zabierać ze sobą skarby jak na bezludną wyspę — całe biblioteki staromodnych drukowanych książek, instrumenty i nagrania muzyczne, skomplikowane arsenały i zapasy garderoby. Bardziej praktyczni gromadzili zwierzęta hodowlane, nasiona i narzędzia gospodarskie. Zbieracze i przyrodnicy przynosili swe wyposażenie zawodowe. Pisarze nadciągali uzbrojeni w gęsie pióra i gąsiory sepiowego atramentu — albo też najnowsze modele vocodrukarek, stosy arkuszy durofilmu i kopiarki do książek na płytkach odczytowych. Lekkomyślni lubowali się w smakołykach stałych i płynnych, i psychoaktywnych środkach chemicznych. Madame robiła, co można, by pomieścić te bagaże, biorąc pod uwagę fizyczne ograniczenia narzucone przez pojemność altany, wynoszącą z grubsza sześć metrów sześciennych. Usilnie nakłaniała podróżnych, żeby rozważyli możliwość tworzenia wspólnych zapasów, i niekiedy tak się zdarzało. (Cyganie, Amishe, rosyjscy starowiercy i Eskimosi okazali się szczególnie pomysłowi w tym zakresie. ) Ale w związku z maniackimi skłonnościami chrononautów, wielu wolało całkowitą niezależność od bliźnich, inni zaś odrzucali względy praktyczne na rzecz romantycznych ideałów lub ukochanych fetyszów.

Madame baczyła, aby każdy był zaopatrzony w minimalny zestaw wyposażenia ratującego życie; dodatkowe paki medykamentów przesyłano przez bramę regularnie. A dalej można było tylko ufać Opatrzności.

Przez prawie sześćdziesiąt pięć lat i dwa odmłodzenia Angelika Guderian osobiście nadzorowała psychospołeczne oceny swych klientów i ich ewentualne przesyłanie do pliocenu. Gdy jej nerwowa chciwość wcześniejszych lat została ostatecznie zagłuszona przez współczucie dla tych, którym służyła, opłaty za przejście stały się o wiele przystępniejsze, często nawet anulowane. Liczba chętnych do podróży wzrastała nieustannie, aż wreszcie utworzyła się długa lista oczekujących. Z początkiem XXII wieku ponad dziewięćdziesiąt tysięcy uciekinierów przekroczyło bramę czasową nie wiedząc, jaki los spotka ich po drugiej stronie.

W 2106 roku Madame Guderian we własnej osobie wkroczyła do plioceńskiego świata zwanego Wygnaniem — sama jedna, ubrana w odzież roboczą do prac ogrodowych; niosła zwykły plecak i pęk sadzonek swych ulubionych róż. Ponieważ zawsze gardziła standardowym angielskim Środowiska, uważając go za obrazę jej francuskiego dziedzictwa, tekst na pozostawionej przez nią kartce brzmiał:

Plusquil rien faul.

Niemniej przedstawiciele Państwa Ludzkości w Radzie Galaktycznej nie byli skłonni zaakceptować oceny Madam Guderian: „więcej niż trzeba”. Brama czasowa w oczywisty sposób zaspokajała potrzeby jako honorowe wyście dla niewygodnych odchyleńców. Zreorganizowana w sposób humanitary i nieco sprawniejsza procedura przejścia do pliocenu zyskała poparcie i z bramy nadal korzystano. Usługi jej nie były reklamowane, a skierowania nosiły dyskretnie profesjonalny charakter.

Rozpatrzono dylemat etyczny związany z udzielaniem pozwoleń na indywidualne przesiedlenia do pliocenu. Badania potwierdziły, że paradoks czasowy nie mógł wystąpić. Jeśli zaś idzie o losy podróżujących, to tak czy inaczej byli oni z góry skazani.

9

Przez całą drogę powrotną na Ziemię z Brevonsu Mirikon, Bryan Grenfell planował, jak to zrobi. Zadzwoni do Mercy z kosmodromu Unst zaraz po przejściu przez odkażanie i przypomni jej, że obiecała popłynąć z nim żaglówką. W piątek wieczorem spotkają się w Cannes, co da mu dość czasu, by przekazać materiały z konferencji w CS. A. w Londynie i wziąć odpowiednią odzież i łódź z mieszkania. Na najbliższe trzy dni zapowiadano piękną pogodę, będą więc mogli pożeglować na Korsykę, albo nawet Sardynię. W świetle księżyca w jakiejś odludnej zatoczce nad morzem Śródziemnym, przy cichej muzyce, będzie ją miał. — Mówi wasz kapitan. Za pięć minut wracamy do normalnej przestrzeni nad planetą Ziemia. Podczas lotu przez powierzchnie da się odczuć chwilowa niewygoda, która może być uciążliwa dla wrażliwych osób. Proszę się nie wahać z wezwaniem obsługi, jeśli potrzebny będzie państwu środek uspokajający i proszę pamiętać, że wasze zadowolenie jest dla nas podstawową wytyczną. Dziękuję za podróż w Zjednoczeniu. — Grenfell pochylił się do komunikatora. Glendessary i Evian.

Gdy napój się ukazał, Grenfell wypił go jednym haustem, przymknął oczy i zaczął myśleć o Mercy. Te smutne oczy koloru morza, otoczone ciemnymi rzęsami. Włosy czerwone jak drewno cedrowe, kontrastujące z jej bladymi szczupłymi policzkami. Jej ciało, prawie tak wiotkie, jak u dziecka, ale wytworne w długiej jasnozielonej sukni z powiewającymi ciemniejszymi wstążkami. Słyszał jej głos, śpiewny i dźwięczny. Przypomniał sobie, jak szli razem wieczorem przez jabłoniowy sad po średniowiecznej paradzie.

— Nie ma nic takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia, Bryan. Jest tylko seks od pierwszego wejrzenia. Więc jeśli moje kościste wdzięki cię podniecają, możemy ze sobą spać, bo jesteś miłym człowiekiem, a ja potrzebuję pociechy. Ale nie mów o miłości.

Pomimo tego mówił. Nie umiał się powstrzymać. Zdając sobie sprawę, jakie to nielogiczne, obserwując siebie z zewnątrz ze smutnym obiektywizmem, nie był zdolny zapanować nad sytuacją. Wiedział, że kocha Mercy właśnie od pierwszego wejrzenia. Ostrożnie starał się jej to wyjaśnić w taki sposób, by nie wyjść na kompletnego osła. Roześmiała się tylko i pociągnęła go na zasłaną kwietnymi płatkami trawę. Zachwycili się swoją namiętnością, lecz nie przyniosło mu to prawdziwego wyzwolenia. Dziewczyna opanowała go zupełnie. Albo będzie dzielił z nią życie na zawsze, albo odejdzie w rozpaczy.

Zaledwie jeden dzień z nią spędzony! Jeden dzień I musiał odlecieć na ważne zebranie na jednej z poltrojańskich planet. Mercy chciała, by pozostał, proponowała wakacje pod żaglami, ale on, mający obowiązki, musiał odłożyć ich spotkanie. Idiota!

Mogła go przecież potrzebować. Jak mógł zostawić ją samą?

Zaledwie jeden dzień…

Stary przyjaciel Bryana, Gaston Deschamps, przypadkiem spotkany w paryskiej restauracji, zaprosił go, by dla zabicia kilku pustych godzin obejrzał „Fete d’Auvergne”. Gaston, reżyser parady, nazwał ją zabawnym ćwiczeniem z etnologii stosowanej. I tak było… aż do spotkania.

— Teraz powrócimy do owych fascynujących dni dantan — oświadczył Gaston, gdy zakończyła się wycieczka po wiosce i zamku. Reżyser poprowadził go do wysokiej wieży, otworzył drzwi do pokoju ze skomplikowanymi urządzeniami sterowniczymi… i tam siedziała ona.

— Przedstawiam ci moją cudowną współpracowniczkę i koleżankę, drugiego reżysera „Fete”, najbardziej średniowieczną panią wśród żyjących obecnie w Środowisku Galaktycznym… Mademoiselle Mercedes Lamballe!

Spojrzała na niego znad konsolety i uśmiechnęła się.

I w tym momencie poczuł, że serce zabiło mu mocniej…

— Mówi wasz kapitan. Powracamy do normalnej przestrzeni nad planetą Ziemią. Procedura zajmie tylko dwie sekundy, prosimy więc o wyrozumiałość podczas krótkiego okresu małej niewygody.

Zung.

Rwanie zęba młotkiem w kciuk łupnięcie w łokieć. Zung.

— Dziękuję za cierpliwość panie, panowie i szanowni pasażerowie innych płci. Na Ziemi lądujemy dokładnie o godzinie 1500 średniego czasu planetarnego, na kosmodromie Unst położonym na jednej z piękniejszych Wysp Szetlandzkich.