Выбрать главу

Stein trzepnął swego nowego przyjaciela w plecy, aż Voorhees przytrzymał się krawędzi baru.

— Jazda, Ryszardzie. Bo pęknę na pół!

— Moę saras sasfoniś do faseta — powiedział z głupim uśmiechem gospodarz. — Idę o sakład, sze spotka fas w opesze.

Załatwili to wreszcie i na koniec Stein pilotował kapsułę z półprzytomnym Ryszardem i skrzynką Mouton Rotschild ’95 aż na Cours Lafayette śpiącego Lyonu, skąd umówiony człowiek poprowadził ich chyłkiem przez podziemny parking i labirynt krętych korytarzy na zaplecze opery do kostiumerni.

— Ten — powiedział wreszcie Ryszard i wskazał kostium palcem.

— So! Der fliegende Hollander! — odezwał się impresario. — Nigdy bym nie myślał, że polecisz właśnie na to, chłopie.

Pomógł Ryszardowi włożyć siedemnastowieczny strój składający się ze strojnego kubraka z poprzecinanymi rękawami oraz szerokiego koronkowego kołnierza, czarnych spodni, butów z szerokimi wywijanymi cholewami, czarnej peleryny i kapelusza z szerokimi kresami i czarnym piórem.

— Do licha, a to ci strój! — Stein walnął Ryszarda w plecy. — Fajny z ciebie pirat. Więc tym jesteś w głębi duszy, hę? Prawdziwa pieprzona Czarna Broda?

— Szszarny Wąf — sprostował Voorhees i zwalił się z nóg nieprzytomny.

Stein zapłacił impresario, poleciał z powrotem do ciemnej już restauracji, aby z wynajętej kapsuły przenieść bagaż Ryszarda, po czym już obaj pośpieszyli do „L’Auberge du Portail”. Gdy tam dotarli, ekskosmonauta wrócił do przytomności.

— Chlapnijmy sobie jeszcze — zaproponował Stein. — Spróbuj mojej odewi.

Ryszard łyknął czystego spirytusu.

— Bukiet niefielki… ale snaszna władza!

Dwóch hulaków w teatralnych kostiumach przeszło przez ogród różany i zaczęło walić w dębowe drzwi obuchem bojowego topora Steina.

Personel przyjął to bez zmrużenia powiek. Był przyzwyczajony do tego, że klienci pojawiają się w stanie mniejszego czy większego zamroczenia. Sześciu muskularnych dozorców zaopiekowało się Wikingiem i Czarnym Wąsem i za małą chwilkę obaj już chrapali w pachnącej lawendą pościeli.

12

Felicja Landry i doradca psychospołeczny przeszli przez wykładany kamiennymi płytami dziedziniec gospody i pergolę prowadzącą do biura, którego okna wychodziły na fontannę i kwietniki. Wnętrze pokoju urządzono na wzór piętnastowiecznej celi klasztornej. Na kamiennym kominku ozdobionym tarczą ze zmyślonym herbem stał między dwoma wilkami o psich łbach wazon z bukietem purpurowych mieczyków.

— Przybyłaś z tak daleka, Obywatelko Landry — powiedział radca. — Szkoda, że twoje zgłoszenie napotkało na takie trudności.

Odchylił się na oparcie rzeźbionego fotela. Miał ostry nos, na twarzy wieczny półuśmiech i czarne włosy w drobnych lokach, z jednym olśniewająco białym nad czołem. Jego spojrzenie zdradzało ostrożność. Zapoznał się z profilem Landry. Wyglądała dość potulnie w szaroniebieskiej sukni, wykręcając swe biedne paluszki z niepokoju.

— Widzisz, Felice — odezwał się znowu radca — jesteś naprawdę bardzo młoda na tak poważny krok. Powinnaś wiedzieć, że pierwsza opiekunka bramy czasowej — zrobił ruch głową w stronę olejnego portretu świątobliwej Madame, wiszącego nad kominkiem — ustaliła dla swych klientów minimalny wiek dwudziestu ośmiu lat. Oczywiście, możemy się dziś zgodzić, że ograniczenie nałożone przez Angelikę Guderian było arbitralne, oparte na przestarzałym tomistycznym pojęciu o dojrzałości psychicznej. Niemniej podstawowa zasada pozostaje całkowicie prawomocna. Dla decydowania o życiu i śmierci zasadniczym warunkiem jest całkowicie ukształtowana zdolność wydawania sądów. Przypuszczam, że jesteś o wiele dojrzalsza niż większość osób w twoim wieku, mimo to byłoby roztropnie poczekać jeszcze parę lat przed wyborem Wygnania. Stamtąd nie ma powrotu, Felicjo.

Jestem nieszkodliwa i przerażona, i malutka. Jestem w twojej mocy i tak bardzo potrzebuję od ciebie pomocy i będę taka wdzięczna. — Przestudiował pan mój profil, Radco Shonkwiler. Jestem wrakiem ludzkim.

— Tak, ale to można wyleczyć, Obywatelko! — Pochylił się do przodu i ujął jej chłodną dłoń. — Mamy tu na Ziemi o ileż lepsze warunki niż na twojej rodzinnej planecie. Akadia jest tak odległa! Trudno oczekiwać, by tamtejsi doradcy dysponowali najnowszymi technikami terapeutycznymi. Ale możesz pojechać do Wiednia, Nowego Jorku czy Wuhanu i najlepsi fachowcy na pewno będą w stanie naprostować twój mały problem niedopasowania społecznego i hiperagresji wynikającej z tego, że zazdrościsz mężczyznom. Zmiana osobowości będzie dotyczyła zupełnie nieznacznej cząstki. Gdy kuracja się skończy, będziesz jak nowa.

Wilgotne pokorne brązowe oczy dziewczyny zaczęły się napełniać łzami.

— Jestem pewna, Radco Shonkwiler, że chce pan dla mnie jak najlepiej. Ale niech pan postara się zrozumieć. — Zlituj się. pomóż, okaż współczucie, zniż się do pomocy dla wzruszającej malutkiej. Wolę zostać taka, jaka jestem. Dlatego odmówiłam poddania się leczeniu. Myśl, że ktoś mógłby manipulować moim umysłem… zmieniać go… napełnia mnie najokropniejszym lękiem. Nie potrafiłabym się na to zgodzić. Nie pozwolę na to.

Doradca oblizał wargi i nagle zorientował się, że głaszcze dziewczynę po ręce. Wzdrygnął się. cofnął dłoń i powiedział:

— No cóż, twoje problemy psychospołeczne w zwykłym trybie nie wykluczałyby przejścia na Wygnanie. Ale oprócz twej młodości jest jeszcze coś. Jak wiesz, Rada nie zezwala na przechodzenie na Wygnanie osobom mającym czynne uzdolnienia metapsychiczne. Są zbyt cenne dla Środowiska. Twoje testy wykazują, że posiadasz uśpione metafunkcje z niezwykle wysokimi potencjałami zniewalania cudzej woli, psychokinezy oraz pychokreacji. Bez wątpienia były one po części przyczyną twoich sukcesów w uprawianym przez ciebie zawodowo sporcie.

Zaprodukowała uśmiech żalu, po czym powoli opuściła głowę tak, że puszyste platynowe włosy opadły jej na twarz.

— Więc wszystko skończone. Teraz już mnie nie przyjmą.

— Właśnie — odpowiedział Shonkwiler. — Gdyby zaś twoje problemy psychospołeczne wyprostowano, mogłoby to umożliwić ludziom z Instytutu MP — podniesienie twoich utajonych możliwości do poziomu aktywnego. Pomyśl, co to znaczy! Stałabyś się członkiem elity Środowiska… osobą z ogromnymi wpływami… dosłownie zdolną wstrząsnąć światem. Jakąż szczytną karierę miałabyś przed sobą — poświęcenie się służbie dla wdzięcznej Galaktyki. Mogłabyś nawet ubiegać się o funkcję w Radzie!

— O. nigdy bym się nie ośmieliła o tym marzyć. To przerażające myśleć o tych wszystkich umysłach… Poza tym nie mogłabym nigdy zrzec się bycia sobą. Przecież musi być dla mnie jakiś sposób na przejście przez bramę czasu, nawet jeśli jestem na to zbyt młoda. Musi mi pan pomóc go znaleźć, Radco!

Zawahał się.

— Można by powołać się na klauzulę o przestępczej recydywie, gdyby ci nieszczęśni MacSweeney i Barstow zdecydowali się wnieść oskarżenie przeciw tobie. Dla recydywistów nie ma ograniczeń wieku.

— Sama powinnam na to wpaść! — Jej uśmiech ulgi był olśniewający. — Więc to takie proste!

Wstała z fotela, obeszła biurko i stanęła koło Shonkwilera. Ciągle uśmiechnięta ujęła go za ramiona małymi chłodnymi dłońmi, nacisnęła kciukami i złamała mu obojczyki.