Och, biedactwo. Chcesz mnie wpuścić, prawda? Ale… mocna, zbyt mocna. Wyglądasz ku mnie zza przezroczystych ścian tak mocnych, a teraz ciemniejących, ciemniejących. Czarnych.
Czerwona iskra zabłysła na krótką chwilę, mikroskopijna gwiazdka nowa. Pociemniała tak, że stała się prawie niewidoczna. Epone westchnęła.
— Korekcja minus jeden w skraju. Wiele bym dała… ale dosyć. — Zdjęła diadem z głowy Amerie i zwróciła się dobrotliwie do Felicji: — Teraz pozwolisz mi się zbadać, dziecko?
Felicja westchnęła.
— Nie mogę. Proszę mnie do tego nie zmuszać.
— Możemy to odłożyć na później, aż do Finiah — powiedziała Epone. — Bardzo prawdopodobne, że jesteś normalną ludzką kobietą, tak jak twoja przyjaciółka. Ale nawet tobie, nie posiadającej metazdolności, możemy zaofiarować świat pełen szczęścia i zadośćuczynienia: W Wielobarwnym Kraju kobiety mają pozycję uprzywilejowaną, ponieważ tak niewiele z nich przekracza bramę czasu. Będziesz kochana i pieszczona.
Amerie przerwała wkładanie nakrycia głowy i wtrąciła:
— Powinna pani wiedzieć ze studiów nad naszymi obyczajami, że niektóre z naszych kapłanek złożyły śluby dziewictwa. Ja do nich należę. A Felicja nie jest nastawiona heteroseksualnie.
Epone odparła:
— To wielka szkoda. Ale z czasem dostosujesz się do swej nowej pozycji i będziesz szczęśliwa.
Felicja zrobiła krok w przód i odezwała się bardzo spokojnie:
— Czy chce pani powiedzieć, że tutaj na Wygnaniu kobiety są seksualnymi służebnicami mężczyzn?
Kąciki ust Epone wygięły się ku górze.
— Cóż jest służeniem, a co spełnieniem? W naturze kobiety leży, aby być naczyniem tęskniącym do napełnienia, karmicielką i opiekunką, by się poświęcić staraniom o ukochaną istotę. Gdy odmawia się jej tego przeznaczenia, jedynym co ma, jest pustka, złość pełna łez… co ja i wiele kobiet mojej rasy znamy aż nazbyt dobrze. My, lud Tanu, przybyliśmy z galaktyki leżącej u granic widzialności z Ziemi jako wygnańcy, przepędzeni, ponieważ odmówiliśmy zmiany naszego stylu życia według zasad dla nas odrażających. Ta planeta z wielu przyczyn okazała się idealnym schronieniem. Ale jej atmosfera ekranuje pewne cząsteczki, szkodliwe dla naszej zdolności rozmnażania. Kobiety Tanu rodzą zdrowe dzieci rzadko i z największym trudem. Niemniej naszym przeznaczeniem jest przetrwać jako gatunek. Modliliśmy się przez długie stulecia i wreszcie Matka Tana nam odpowiedziała.
Amerie zaczęła rozumieć. Felicja nie okazywała żadnych uczuć. Mniszka powiedziała:
— Wszystkie kobiety przed przejściem bramy czasu poddano sterylizacji.
— Metodą odwracalnej salpingotomii — odrzekła pogodnie kosmitka.
Amerie skoczyła na równe nogi.
— Nawet jeśli to odwrócicie, genetycznie…
— Jesteśmy zgodni. Nasz Statek, który zaprowadził nas aż tutaj (błogosławiona niech będzie jego pamięć), wybrał tę galaktykę i tę planetę z powodu całkowitej zgodności genetycznej plazmy zarodkowej. Spodziewano się, że muszą upłynąć całe epoki, zanim osiągniemy pełny potencjał reprodukcyjny, — nawet jeśli użyjemy samic miejscowych żywych istot, które nazywacie ramapitekami, jako nosicielek zygot. Ale my żyjemy bardzo długo! I jesteśmy tak potężni! Więc wytrwaliśmy, aż zdarzył się cud, a brama czasu otworzyła się i zaczęła was tutaj przysyłać. Siostro, ty i Felicja jesteście młode i zdrowe. Będziecie współpracować tak samo, jak to robiły inne osoby waszej płci, ponieważ nagroda jest wielka, a kara nie do wytrzymania.
— Odpieprz się — powiedziała zakonnica.
Epone podeszła do drzwi.
— Widzenie skończone. Obie przygotujecie się do podróży w karawanie do Finiah. To przepiękne miasto nad ProtoRenem, w okolicy waszego przyszłego Freiburga. Istoty ludzkie dobrej woli żyją tam szczęśliwie, obsługiwane przez naszych poczciwych małych ramów; a więc uwolnione od wszelkich trudów. Wierzcie mi, nauczycie się być zadowolone z losu. — I wyszła.
Amerie zwróciła się do Felicji:
— Sukinsyny! Nędzne sukinsyny!
— Nie martw się, Amerie — odparła Felicja. — Nie testowała mnie. To najważniejsze. Przez cały czas, gdy była koło mnie, maskowałam myśli rzewnym skomleniem, więc jeśli w ogóle mogła coś ze mnie odczytać, musiała uznać, że nie jestem niczym więcej niż biedną małą dziewczynką z drużyny sportowej.
— Co chcesz zrobić? Próbować ucieczki?
Ciemne oczy Felicji zapłonęły. Roześmiała się głośno.
— Więcej. Schwycić ich za gardło. Całą ich przeklętą bandę.
6
W otoczonej murem zagrodzie stały pod drzewami ławki. Ale Klaudiusz Majewski wolał usiąść na bruku w cieniu corralu ze zwierzętami, skąd mógł obserwować żywe wykopaliska i rozmyślać. W wielkich dłoniach obracał bez przerwy rzeźbioną zakopiańską szkatułkę. Niezły koniec twej lekkomyślności, mój stary. Sprzedany jako niewolnik w sto trzydziestym trzecim roku życia! I wszystko z powodu zwariowanego gestu pod wpływem nagłej zachcianki. Och, wy Polaczkowie, zawsze byliście romantycznymi głupcami!
Czy za to mnie kochałaś, Czarna Dziewczyno?
Naprawdę poniżające było to, że Klaudiusz potrzebował aż tyle czasu, by się zorientować w sytuacji. Czyż nie przyjął z wdzięcznością pierwszych przyjacielskich kontaktów, eleganckiego pokoju z posiłkiem (oraz klozetem)? Wszystko pięknie wykalkulowane, by wyciągnąć przerażonego starego półgłówka ze stresu translacji? Czyż Tully nie był sympatyczny i nieszkodliwy, gdy go pociągał za język i zalewał głodne kawałki na temat wspaniałego życia w pokoju i szczęśliwości, które ma być udziałem ich wszystkich na Wygnaniu? (W porządku, Tully przeszarżował tu nieco. ) Natomiast pierwsze spotkanie z Epone tylko go trochę zdumiało — niespodziewana obecność kosmitki na plioceńskiej Ziemi. Stępiło to jego wrodzony rozsądek, Epone zaś zmierzyła go, znalazła bezużytecznym i odrzuciła.
Nawet gdy uzbrojeni strażnicy uprzejmie prowadzili go przez dziedziniec, był posłuszny jak jagnię… aż do ostatniej chwili, kiedy mu odebrali bagaż, otworzyli wrota i wepchnęli do zagrody dla ludzi.
— Tylko nie podskakuj, podróżniku — powiedział jeden ze strażników. — Dostaniesz swój bagaż później, jeśli będziesz grzeczny. Narozrabiasz, to mamy sposób, by cię uciszyć. A jeśli spróbujesz uciekać, pójdziesz na obiad do psodźwiedzi.
Klaudiusz stał z otwartymi ustami, póki zdrowo wyglądający współwięzień w stroju alpinisty nie podszedł do niego i nie zaprowadził go w cień. Po mniej więcej godzinie strażnik przyniósł bagaż Klaudiuszowi. Usunięto z niego wszystko, co mogłoby dopomóc w ucieczce. Powiedziano Majewskiemu, że narzędzia z vitroduru do obróbki drewna zostaną mu zwrócone, gdy będzie „bezpieczny” w Finiah.
Kiedy minął pierwszy szok, Klaudiusz zbadał wybieg dla ludzi, który okazał się obszernym i dobrze ocienionym podwórzem otoczonym ażurowymi ścianami z kamieni, wysokimi na ponad trzy metry i patrolowanymi przez strażników. W przybudówce mieściła się dość wygodna sypialnia i umywalnia. W zagrodzie przebywało osiem kobiet i trzydziestu trzech mężczyzn. Klaudiusz rozpoznał większość z nich. Pamiętał, jak o wczesnym poranku maszerowali przez ogród gospody do domku Guderianów.