(Z tomiku "Miasto bez imienia", 1969)
Sposób
Tak wrażliwy na zapach szpitali i koszar, na nieodwołalność poniżenia
Że powinien bym był spędzić życie w korkowej celi, szczękając
zębami
Od nieznajomych przodków dostałem rozwagę i upór, więc wynalazłem
sposób
Rytmiczne kołysanie słów układanych, powtarzanych na ulicy,
w autobusie, w barach, na drogach
A tym bardziej w półśnie rannych godzin, kiedy świadomość wynurza
się jak diabelska góra
Ale umiałem to robić tylko po polsku, w języku, którego nikt nie
rozumie, chyba twardogłowi zawodowcy stadionu w Wabash albo
Milwaukee
I gdybym mógł nie mówić, nie mówiłbym nic, bo nie było mi obojętne
że zwracam się do nikogo.
(Z tomiku "Miasto bez imienia", 1969)
Ars poetica?
Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej,
która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą
i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo,
autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.
W samej istocie poezji jest coś nieprzystojnego:
powstaje z nas rzecz, o której nie wiedzieliśmy, że w nas jest,
więc mrugamy oczami, jakby wyskoczył z nas tygrys
i stał w świetle, ogonem bijąc się po bokach.
Dlatego słusznie się mówi, że dyktuje poezję dajmonion,
choć przesadza się utrzymując, że jest na pewno aniołem.
Trudno pojąć, skąd się bierze ta duma poetów,
jeżeli wstyd im nieraz, że widać ich słabość.