Выбрать главу
Lot, lot. Noc w górze cicha i gwiażdzista, W szronach na dole prześwituje sioło I nagle wiosna. Na różowych listkach Księżyca koło.
Do tej krainy – lecz jakąż jest ona, Wybudowana gdzieś na zgasłych łonach, Pożar ognistym mieczem wejścia strzeże, Umarły gil ćwierka u jej bram, Siedzą z głową na rękach polegli żołnierze, Na miast ruinie rzędy lisich jam I mlecz, i wrzos na zapomnianych schronach.
Tam śnieżna góra jest pienistą falą, Co trwa sekundę na równinie mórz. Nim w głąb upadnie, gdzie się perły palą, Trzmiel z tulipana strząśnie żółty kurz. Nim nowa fala, księżycem zwabiona, Klęknie i czoło powoli podżwignie, Tysiącolecie ludzkie jedno skona, A trzmiel w kielichu tulipana zniknie.
Do tej krainy przyjmij zaproszenie, Nie pytaj, jak się dziś ona nazywa, Wiesz, przez jak gorzkie tam idzie się ciernie. Czy jest szczęśliwa? Nie wiem, czy szczęśliwa. Jak pióro strzały, która pierś przebiła, Drga, błyszczy w słońcu i barwy przybiera – Z bólem na zawsze ta ziemia złączona I tylko smutek jej bramy otwiera.
Jeżeliś klęski zaznał, dosięgł lat Dojrzałych, patrząc na gruzy i zgliszcza, I spustoszyła myśli twe jak wiatr Litość najczystsza,
Jeżeliś nie chciał mówić odtąd nic, Bo zapytałeś – po co, czy to warto Straszliwy posąg, skamieniały krzyż Ubierać farbą,