Выбрать главу

— Nie!

— Wasza Cesarska…

— Nie, Vattier! Znajdź mi prawdziwą Ciri! Ruszcie wreszcie tyłki. Znajdźcie mi Ciri. Znajdźcie Cahira. I Vilgefortza. Przede wszystkim Vilgefortza. Bo to on ma Ciri, jestem tego pewien.

— Wasza Cesarska Wysokość…

— Słucham, Vattier! Cały czas słucham!

— Miałem swego czasu podejrzenie, że tak zwana sprawa Vilgefortza to zwykła prowokacja. Że czarodziej został zabity lub jest więziony, a spektakularne i hałaśliwe polowanie służy Dijkstrze do oczerniania nas i usprawiedliwienia krwawych represji.

— Ja też miałem takie podejrzenia.

— A jednak… W Redami nie podano tego do publicznej wiadomości, ale ja wiem od moich agentów, że Dijkstra odnalazł jedną z kryjówek Vilgefortza, a w niej dowody prowadzenia przez czarodzieja bestialskich eksperymentów na ludziach. Dokładniej, na płodach ludzkich… i niewiastach brzemiennych. Jeśli więc Vilgefortz miał Cirillę, to obawiam się, że dalsze poszukiwanie jej…

— Milcz, do diabła!

— Z drugiej strony — rzekł szybko Vattier de Rideaux, patrząc na zmienioną przez wściekły gniew twarz imperatora — to wszystko może być dezinformacja. By zohydzić czarodzieja. To podobne do Dijkstry.

— Macie znaleźć Vilgefortza i odebrać mu Ciri! Do cholery ciężkiej! Nie dywagować i snuć przypuszczenia! Gdzie jest Puszczyk? Nadal w Geso? Przecież podobno odwrócił już tam każdy kamień i zajrzał do każdej dziury w ziemi? Przecież podobno dziewczyny tam nie ma i nie było? Przecież astrolog się pomylił albo kłamie? To wszystko są cytaty z jego raportów. Co on więc tam jeszcze robi?

— Koroner Skellen, ośmielę się zauważyć, podejmuje działania niezbyt jasne… Swój oddział, ten, który Wasza Wysokość rozkazała mu zorganizować, werbuje do Maecht, do fortu Rocayne, gdzie założył bazę. Oddział ten, pozwolę sobie dodać, to wielce podejrzana zgraja. Zaś nader już dziwnym jest, że pod koniec sierpnia pan Skellen wynajął osławionego najemnego mordercę…

— Co?

— Wynajął najemnego zbira, z poleceniem zlikwidowania grasującej po Geso bandyckiej szajki. Rzecz sama w sobie chwalebna, ale czy to jest zadanie cesarskiego koronera?

— Czy przez ciebie nie przemawia przypadkiem inwidia, Vattier? I czy to nie ona dodaje twoim doniesieniom koloru i ferworu?

— Stwierdzam jedynie fakty, Wasza Wysokość.

— Fakty — cesarz wstał gwałtownie — to ja chcę widzieć. Znudziło mi się już słuchać o nich.

*****

To był naprawdę ciężki dzień. Vattier de Rideaux był zmęczony. W rozkładzie dnia zaplanował jeszcze, co prawda, godzinkę lub dwie roboty papierkowej, mającej zabezpieczyć go przed utonięciem w nie załatwionych dokumentach, ale na samą myśl o tym aż go zatrzęsło. Nie, pomyślał, nic na siłę. Robota nie zając. Idę do domu… Nie, nie do domu. Żona poczeka. Ja idę do Cantarelli. Do słodziutkiej Cantarelli, przy której tak dobrze się odpoczywa.

Nie zastanawiał się długo. Po prostu wstał, wziął płaszcz i wyszedł, pełnym odrazy gestem powstrzymując sekretarza, usiłującego wcisnąć mu safianową teczkę z pilnymi dokumentami do podpisu. Jutro! Jutro też jest dzień!

Opuścił pałac tylnym wyjściem, od strony ogrodów, poszedł cyprysową alejką. Minął sztuczny staw, w którym sędziwego wieku stu trzydziestu dwu lat dożywał karp wpuszczony przez cesarza Torresa, o czym świadczył złoty pamiątkowy medal, przyczepiony do pokrywy skrzelowej olbrzymiej ryby.

— Dobry wieczór, wicehrabio.

Vattier krótkim ruchem przedramienia zwolnił ukryty w rękawie sztylet. Rękojeść sama wsunęła się do dłoni.

— Bardzo ryzykujesz, Rience — powiedział zimno. - Bardzo ryzykujesz, pokazując w Nilfgaardzie twoją poparzoną gębę. Nawet jako magiczną teleprojekcję.

— Zauważyłeś? A Vilgefortz gwarantował mi, że jeśli nie dotkniesz, to nie zgadniesz, że to iluzja.

Vattier schował sztylet. Wcale nie zgadł, że to iluzja, ale teraz już wiedział.

— Zbyt wielkim jesteś tchórzem, Rience — powiedział — by pokazać się tu własną realną osobą. Wiesz wszakże, co by cię wówczas spotkało.

— Cesarz nadal taki na mnie zawzięty? I na mojego mistrza Vilgefortza?

— Twoja bezczelność jest rozbrajająca.

— Do diabła, Vattier. Zapewniam, że nadal stoimy po waszej stronie, ja i Vilgefortz. No, przyznaję, oszukaliśmy was, dając fałszywą Cirillę, ale to w dobrej wierze było, w dobrej wierze, niech mnie utopią, jeśli łżę. Vilgefortz zakładał, że skoro prawdziwa przepadła, lepsza będzie fałszywa aniżeli żadna. Sądziliśmy, że jest wam wszystko jedno…

— Twoja bezczelność przestała rozbrajać, zaczęła znieważać. Nie mam zamiaru tracić czasu na rozhowory ze znieważającym mnie mirażem. Kiedy wreszcie dopadnę cię w prawdziwej postaci, pokonwersujemy, i to długo, przyrzekam. Do tej zaś pory… Apage, Rience.

— Nie poznaję cię, Vattier. Dawniej, choćby nawet sam diabeł ci się objawił, przed egzorcyzmem nie omieszkałbyś zbadać, czy nie da się z tego przypadkiem czegoś uzyskać.

Vattier nie zaszczycił iluzji spojrzeniem, miast tego obserwował obrosłego glonami karpia, leniwie mącącego muł w stawie.

— Uzyskać? - powtórzył wreszcie, wydymając pogardliwie wargi. - Od ciebie? A cóż ty mógłbyś mi dać? Może prawdziwą Cirillę? Może twojego patrona, Vilgefortza? Może Cahira aep Ceallach?

— Stop! — iluzja Rience'a uniosła iluzoryczną rękę. - Wymieniłeś.

— Co wymieniłem?

— Cahir. Dostarczymy wam głowę Cahira. Ja i mój mistrz, Vilgefortz…

— Zlituj się, Rience — parsknął Vattier. - Odwróć że kolejność.

— Jak chcesz. Vilgefortz, z moją skromną pomocą, da wam głowę Cahira, syna Ceallacha. Wiemy, gdzie on jest, możemy go wyjąć jak raka z saka, podług woli.

— Aż takie macie możliwości, proszę, proszę. Aż tak dobre wtyczki w wojsku królowej Meve?

— Próbujesz mnie? — wykrzywił się Rience. - Czy naprawdę nie wiesz? Chyba to drugie. Cahir, mój drogi wicehrabio, jest… My wiemy, gdzie jest. Wiemy, dokąd zmierza, wiemy, w jakiej kompanii. Chcesz jego głowy? Dostaniesz ją.

— Głowę — uśmiechnął się Vattier — która nie będzie mogła opowiedzieć, co naprawdę wydarzyło się na Thanedd.

— Chyba tak będzie lepiej — rzekł cynicznie Rience. - Po co dawać Cahirowi możność mówienia? Naszym zadaniem jest załagodzić, a nie pogłębić animozje między Vilgefortzem a cesarzem. Dostarczę ci milczącą głowę Cahira aep Ceallach. Załatwimy to tak, że będzie to wyglądało na twoją, i wyłącznie twoją, zasługę. Dostawa w ciągu najbliższych trzech tygodni.

Prastare karpisko w stawie wachlowało wodę płetwami piersiowymi. Bestia, pomyślał Vattier, musi być bardzo mądra. Tylko co mu po tej mądrości? Wciąż ten sam muł i te same nenufary.

— Twoja cena, Rience?

— Drobiazg. Gdzie jest i co knuje Stefan Skellen?

*****

— Powiedziałem mu, co chciał wiedzieć — Vattier de Rideaux wyciągnął się na poduszkach, bawiąc się puklem złotych włosów Carthii van Canten. - Widzisz, moja słodka, do pewnych spraw trzeba podchodzić mądrze. A mądrze, to znaczy konformistycznie. Jeśli będzie się postępować inaczej, nie będzie się miało nic. Tylko zgniłą wodę i śmierdzący muł w basenie. I co z tego, że basen z marmuru i że trzy kroki od pałacu? Czyż nie mam racji, moja słodka?

Carthia van Canten, pieszczotliwie zwana Cantarellą, nie odpowiedziała. Vattier wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Dziewczyna miała osiemnaście lat i — oględnie mówiąc — nie była geniuszem. Jej zainteresowania — przynajmniej obecnie — sprowadzały się do uprawiania miłości z — przynajmniej obecnie — Vattierem. Cantarellą była w sprawach seksu naturalnym talentem, łączącym zapał i zaangażowanie z techniką i artyzmem. Nie to było jednak najważniejsze.