Выбрать главу

— Którą można potraktować odmownie?

— Tak jest. Ale spróbować nie zawadzi. Czym ryzykujemy? Płyńmy we dwoje na Hindarsfjall, przedstawmy tę suplikę. Ja dam kapłankom do zrozumienia, co należy. A potem już wszystko w twoich rękach. Negocjuj. Przedstaw argumenty. Próbuj przekupstwa. Drażnij ambicje. Odwołaj się do wyższych racji. Rozpaczaj, płacz, spazmuj, bierz na litość… Do wszystkich morskich diabłów, mam cię uczyć, Yennefer?

— To wszystko na nic, Grach. Czarodziejka nigdy nie dogada się z kapłankami. Zbyt ostre są pewne podziały… światopoglądowe. A w kwestii, by pozwolić czarodziejce użyć "świętego" reliktu czy artefaktu… Nie, zapomnieć trzeba o tym. Nie ma szans…

— Do czego ci właściwie ten brylant?

— Do budowy «okna». To znaczy, telekomunikacyjnego megaskopu. Muszę porozumieć się z kilkoma osobami.

— Magicznie? Na odległość?

— Gdyby wystarczyło wejść na szczyt Kaer Trolde i głośno wołać, nie zawracałabym ci głowy.

*****

Darły się krążące nad wodą mewy i petrele. Przeraźliwie piszczały gnieżdżące się na stromych skałach i rafach Hindarsfjall czerwonodziobe ostrygojady, chrapliwie skrzeczały i gęgały żółtogłowe głuptaki. Czarne czubate morskie kormorany obserwowały przepływający barkas uważnym spojrzeniem swych zielono połyskujących oczu.

— Ta duża zwieszona nad wodą skała — wskazał oparty o reling Crach an Craite — to Kaer Hemdall, Czatownia Hemdalla. Hemdall to nasz mityczny bohater. Legenda mówi, że gdy nadejdzie Tedd Deireadh, Czas Końca, Czas Białego Mrozu i Wilczej Zamieci, Hemdall stawi czoło złym mocom z krainy Morhogg, upiorom, demonom i widmom Chaosu. Stanie na Tęczowym Moście i zadmie w róg, na znak, że czas chwytać za broń i stawać w ordynku. Do Ragh nar Roog, Ostatniej Bitwy, która zadecyduje, czy zapadnie noc, czy nastanie świt.

Barkas zwinnie przeskoczył po fali, wpływając na spokojniejsze wody zatoki, między Czatownię Hemdalla a drugą skałę o równie fantastycznych kształtach.

— Ta mniejsza skała to Kambi — wyjaśnił jarl. - W naszych mitach imię Kambi nosi czarodziejski złoty kogut, który swym pianiem ostrzeże Hemdalla, że nadpływa Naglfar, piekielny drakkar wiozący armię Ciemności: demony i upiory z Morhoggu. Naglfar zbudowany jest z trupich paznokci. Nie uwierzysz, Yennefer, ale wciąż jeszcze są na Skellige ludzie, którzy przed pochówkiem obcinają zmarłym paznokcie, by nie przysparzać upiorom Morhfoggu budulca.

— Uwierzę. Znam siłę legend.

Fiord zasłonił ich nieco od wiatru, żagiel załopotał.

— Dmijcie w róg — rozkazał załodze Crach. - Przybijamy do brzegu, trzeba dać znać świątobliwym paniom, że przybywamy w gości.

Położony na szczycie długich kamiennych schodów gmach wyglądał jak gigantyczny jeż — tak obrośnięty był mchem, bluszczem i krzakami. Na jego dachu, jak zauważyła Yennefer, rosły nie tylko krzaki, ale nawet małe drzewka.

— Oto i świątynia — potwierdzi! Grach. - Gaj, który ją otacza, zwie się Hindar i też jest miejscem kultu. To stąd bierze się świętą jemiole, a na Skellige, jak wiesz, jemiołą przybiera się i dekoruje wszystko, od kołyski noworodka po mogiłę… Uważaj, schody są śliskie… Religia, he, he, mocno obrasta mchem… Pozwól, wezmę cię pod ramię… Wciąż ten sam rodzaj perfum… Yenna…

— Crach. Proszę cię. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.

— Wybacz. Chodźmy.

Przed świątynią czekało kilka młodych i milczących kapłanek. Jarl pozdrowił je uprzejmie, wyraził chęć rozmowy z ich przełożoną, którą nazywał Modron Sigrdrifą.

Weszli do środka, do wnętrza rozświetlanego słupami światła bijącymi z wysoko umieszczonych witraży. Jeden z takich słupów oświetlał ołtarz.

— Do stu morskich diabłów — mruknął Crach an Craite. - Zapomniałem, jaki on jest wielki, ten Brisingamen. Nie byłem tu od dziecka… Za to można by chyba kupić wszystkie stocznie z Cidaris. Razem z pracownikami i roczną produkcją.

Jarl przesadzał. Ale nie bardzo.

Nad skromnym marmurowym ołtarzem, nad figurkami kotów i sokołów, nad kamienną misą wotywnych darów, górowała statua Modron Freyji, Wielkiej Matki, w jej typowym aspekcie maternalnym — kobiety w luźnych szatach zdradzających przesadnie podkreśloną przez rzeźbiarza ciążę. Z pochyloną głową i zakrytymi chustą rysami twarzy. Nad złożonymi na piersi dłońmi bogini widoczny był brylant, element złotego naszyjnika. Brylant był lekko błękitny w zabarwieniu. Najczystszej wody. Duży.

Na oko jakieś sto pięćdziesiąt karatów.

— Jego nawet nie trzeba by było ciąć — szepnęła Yennefer. - Ma szlif w rozetę, dokładnie taki, jakiego potrzebuję. Akuratne fasetki do defrakcji światła…

— To znaczy, że mamy szczęście.

— Wątpię. Za chwilę zjawią się kapłanki, a ja, jako bezbożnica, zostanę zelżona i wyrzucona stąd na zbity pysk.

— Przesadzasz?

— Ani trochę.

— Witam, jarlu, w świątyni Matki. Witam i ciebie, szanowna Yennefer z Vengerbergu.

Crach an Craite skłonił się.

— Bądź pozdrowiona, czcigodna matko Sigrdrifo. Kapłanka była wysoka, prawie tak wysoka jak Crach — a to oznaczało, że Yennefer przewyższała o głowę. Miała jasne włosy i oczy, pociągłą, niezbyt ładną i niezbyt kobiecą twarz.

Gdzieś ją już widziałam, pomyślała Yennefer. Niedawno. Gdzie?

— Na schodach Kaer Trolde, prowadzących do portu — przypomniała z uśmiechem kapłanka. - Gdy drakkary wypływały z sundu. Stałam nad tobą, gdy niosłaś pomoc zaczynającej już ronić brzemiennej kobiecie. Na kolanach, nie troszcząc się o suknię z bardzo drogiego kamlotu. Widziałam to. I nigdy nie dam już ucha opowieściom o nieczułych i wyrachowanych czarodziejkach.

Yennefer chrząknęła, pochyliła głowę w ukłonie.

— Stoisz przed ołtarzem Matki, Yennefer. Niechaj więc spłynie na ciebie jej łaska.

— Czcigodna, ja… Chciałam cię uniżenie prosić…

— Nic nie mów. Jarlu, z pewnością masz wiele zajęć. Zostaw nas same, tu, na Hindarsfjall. My zdołamy się porozumieć. My jesteśmy kobietami. Nieważne, czym się trudnimy, kim jesteśmy: zawsze służymy tej, która jest Dziewicą, Matką i Staruchą. Uklęknij przy mnie, Yennefer. Pochyl głowę przed Matką.

*****

— Zdjąć bogini z szyi Brisingamen? — powtórzyła Sigrdrifa, a w jej głosie więcej było niedowierzania niż świętego oburzenia. - Nie, Yennefer. To po prostu niemożliwe. Rzecz nawet nie w tym, że nie ośmieliłabym się… Nawet gdybym się odważyla, Brisingamenu zdjąć się nie da. Naszyjnik nie ma zapięcia. Jest trwale spojony z posągiem.

Yennefer długo milczała, mierząc kapłankę spokojnym wzrokiem.

— Gdybym wiedziała — powiedziała zimno — od razu odpłynęłabym wraz z jarlem na Ard Skellig. Nie, nie, czasu spędzonego na rozmowie z tobą bynajmniej nie uważam za stracony. Ale mam go bardzo mało. Naprawdę bardzo mało. Przyznam, zwiodły mnie nieco twoja życzliwość i serdeczność…

— Jestem ci życzliwa — przerwała bez emocji Sigrdrifa. - Twoim planom również sprzyjam, całym sercem. Znałam Ciri, lubiłam to dziecko, porusza mnie jej los. Podziwiam cię za zdecydowanie, z jakim chcesz iść dziewczynie na ratunek. Spełnię każde twoje życzenie. Ale nie Brisingamen, Yennefer. Nie Brisingamen. O to nie proś.

— Sigrdrifo, by ruszyć Ciri na pomoc, muszę pilnie zdobyć nieco wiedzy. Kilka informacji. Bez nich będę bezsilna. Wiedzę i informacje mogę posiąść wyłącznie w drodze telekomunikacji. Żeby móc komunikować się na odległość, muszę skonstruować za pomocą magii magiczny artefakt: megaskop.

— Urządzenie w rodzaju waszej osławionej kryształowej kuli?

— Znacznie bardziej skomplikowane. Kula umożliwia telekomunikację wyłącznie z inną skorelowaną kulą. Kulę ma nawet tutejszy krasnoludzki bank, do komunikacji z kulą w centrali. Megaskop ma trochę większe możliwości… Ale po co teoretyzować? Bez brylantu i tak nic z tego nie wyjdzie. Cóż, będę się żegnać…

— Nie spiesz się tak.

Sigrdrifa wstała, przeszła przez nawę, zatrzymując się przed ołtarzem i posągiem Modron Freyji.

— Bogini — powiedziała — jest również patronką wieszczek. Jasnowidzek. Telepatek. Symbolizują to jej święte zwierzęta: kot, który słyszy i widzi ukryte, i sokół, który widzi z wysoka. Symbolizuje to klejnot bogini: Brisingamen, naszyjnik jasnowidzenia. Po co budować jakieś patrzące i słyszące urządzenia, Yennefer? Nie prościej zwrócić się o pomoc do bogini?

Yennefer w ostatniej chwili powstrzymała się, by nie zakląć. W końcu, było to miejsce kultu.

— Zbliża się czas wieczornej modlitwy — podjęła Sigrdrifa. - Wraz z innymi kapłankami poświęcę się medytacji. Będę prosić boginię o pomoc dla Ciri. Dla Ciri, która niejeden raz była tu, w tej świątyni, niejeden raz patrzyła na Brisingamen na szyi Wielkiej Matki. Poświęć jeszcze godzinę lub dwie z twego cennego czasu, Yennefer. Zostań tu, z nami, na czas modłów. Wesprzyj mnie, gdy będę się modliła. Myślą i obecnością.

— Sigrdrifo…

— Proszę. Zrób to dla mnie. I dla Ciri.

*****