Выбрать главу

Crach an Craite tęgo pociągnął z rogu i stłumił beknięcie.

— Nie wiem — uśmiechnął się chytrze. - Pewnie, że nic nie wiem. Skąd ja, biedny i prosty żeglarz, mógłbym wiedzieć cokolwiek o poczynaniach możnych czarodziejek?

*****

Sigrdrifa, kapłanka Modron Freyji, nisko opuściła głowę, jak gdyby pytanie Cracha an Craite przytłoczyło ją tysiącfuntowym ciężarem.

— Ona mi zaufała, jarlu — wymamrotała ledwie słyszalnie. - Nie wymagała składania przysięgi milczenia, ale w sposób oczywisty zależało jej na dyskrecji. Ja naprawdę nie wiem, czy…

— Modron Sigrdrifo — przerwał poważnie Crach an Craite — To, o co cię proszę, to nie donosieielstwo. Podobnie jak ty, sprzyjam Yennefer, podobnie jak ty pragnę, by odnalazła i ocaliła Ciri. Ba, ja złożyłem Bloedgeas, przysięgę krwi! Zaś co do Yennefer, to kieruje mną troska o nią. To kobieta niezwykle dumna. Nawet idąc na bardzo duży hazard, nie zniży się do próśb. Trzeba zatem będzie, nie wykluczam tego, pospieszyć jej z pomocą nieproszoną. Aby móc to zrobić, potrzebuję informacji.

Sigrdrifa odchrząknęła. Minę miała niewyraźną. A gdy zaczęła mówić, jej głos drżał lekko.

— Skonstruowała tę jej machinę… W sumie to wcale nie machina, bo nie ma tam żadnego mechanizmu, tylko dwa zwierciadła, czarna aksamitna kotara, pudło, dwie soczewki, cztery lampy, no i oczywiście Brisingamen… Gdy ona wypowiada zaklęcie, światło z dwóch lamp pada…

— Zostawmy detale. Z kim się komunikowała?

— Rozmawiała z kilkoma osobami. Z czarodziejami… Jarlu, nie słyszałam wszystkiego, ale to, co usłyszałam… Wśród nich są ludzie prawdziwie nikczemni. Żaden nie chciał pomagać bezinteresownie… Żądali pieniędzy… Wszyscy żądali pieniędzy…

— Wiem — mruknął Crach. - Bank poinformował mnie o przekazach, jakie uruchomiła. Ładny, oj, ładny grosz kosztuje mnie moja przysięga! Ale pieniądze to rzecz nabyta. To, co wydałem na Yennefer i Ciri, zrekompensuję sobie na nilfgaardzkich prowincjach. Ale mów dalej, matko Sigrdrifo.

— Niektórych — kapłanka spuściła głowę — Yennefer zwyczajnie szantażowała. Dawała do zrozumienia, że jest w posiadaniu kompromitujących informacji i że wobec odmowy współpracy ujawni je całemu światu… Jarlu… To mądra i w sumie dobra kobieta… Ale skrupułów to ona nie ma żadnych. Jest bezwzględna. I bezlitosna.

— To akurat wiem. O szczegółach szantaży natomiast wiedzieć nie chcę, a i tobie radzę jak najszybciej o nich zapomnieć. To niebezpieczna wiedza. Z takim ogniem postronni nie powinni igrać.

— Wiem, jarlu. Tobie winna jestem posłuszeństwo… I wierzę, że twoje cele uświęcają środek. Nikt inny nie dowie się ode mnie niczego. Ani przyjaciel w przyjacielskiej pogawędce, ani wróg na torturach.

— Dobrze, Modron Sigrdrifo. Bardzo dobrze… Czego dotyczyły pytania Yennefer, pamiętasz?

— Nie zawsze i nie wszystko pojmowałam, jarlu. Posługiwali się żargonem, który ciężko wyrozumieć… Była często mowa o jakimś Vilgefortzu…

— Jakżeby inaczej — Crach słyszalnie zgrzytnął zębami.

Kapłanka spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem.

— Mówiono też dużo o elfach i o Wiedzących — podjęła. - I o magicznych portalach. Była mowa nawet o Głębi Sedny… Głównie jednak, jak mi się zdaje, chodziło o wieże.

— O wieże?

— Tak. O dwie. Wieżę Mewy i Wieżę Jaskółki.

*****

— Tak przypuszczałam — powiedziała Triss — Yennefer zaczęła od zdobycia tajnego raportu komisji Radcliffe'a, która badała sprawę wypadków na Thanedd. Nie wiem, jakie wieści o tej aferze dotarły tu, na Skellige… Słyszałeś o teleporcie Wieży Mewy? I o komisji Radcliffe'a?

Crach an Craite spojrzał na czarodziejkę podejrzliwie.

— Tu, na wyspy — wykrzywił się — nie dociera ni polityka, ni kultura. Jesteśmy zacofani.

— Komisja Radcliffe'a — Triss uznała za celowe nie zwracać uwagi ani na jego ton, ani minę — szczegółowo zbadała wiodące z Thanedd ślady teleportacyjne. Znajdujący się na wyspie portal Tor Lara, dopóki istniał, negował w znacznym promieniu wszelką magię teleportacyjną. Ale, jak niezawodnie wiesz, Wieża Mewy eksplodowała i rozpadła się, czyniąc teleportację możliwą. Większość uczestników wypadków na Thanedd wydostała się z wyspy za pomocą utworzonych portali.

— W samej rzeczy — uśmiechnął się jarl. - Ty, żeby daleko nie szukać, poleciałaś prosto do Brokilonu. Z wiedźminem na plecach.

— No proszę — Triss spojrzała mu w oczy. - Nie dociera polityka, nie dociera kultura, a plotki docierają. Ale zostawmy to chwilowo, wróćmy do prac komisji Radcliffe'a. Komisji chodziło o dokładne ustalenie, kto się z Thanedd teleportował i dokąd. Użyto tak zwanych synopsów, czarów zdolnych odtworzyć obraz przeszłych wydarzeń i zestawić wykryte ślady teleportacyjne z kierunkami, do których wiodły, a w konsekwencji przypisać do określonych osób, które portale otwarły. Udało się praktycznie we wszystkich przypadkach. Poza jednym. Jeden ślad teleportacyjny wiódł donikąd. Dokładniej, w morze. Na Głębię Sedny.

— Ktoś — domyślił się z miejsca jarl — teleportował się na czekający w umówionym miejscu statek. Ciekawe tylko, że tak daleko… I w miejsce o tak złej sławie. No, ale jeśli topór wisi nad karkiem…

— Właśnie. Komisja też na to wpadła. I sformułowała wniosek następujący: To Vilgefortz, schwytawszy Ciri i mając odciętą inną drogę ucieczki, skorzystał z wyjścia rezerwowego: wraz z dziewczyną teleportował się na Głębię Sedny, na czekający tam nilfgaardzki okręt. Tn właśnie według komisji wyjaśnia fakt, że Ciri była przedstawiona na dworze cesarskim w Loc Grim już dziesiątego lipca, zaledwie dziesięć dni po wydarzeniach na Thanedd.

— No, tak — jari zmrużył oczy. - To wiele wyjaśnia. Ma się rozumieć, pod warunkiem, że komisja się nie pomyliła.

— Owszem — czarodziejka wytrzymała spojrzenie, pozwoliła sobie nawet na drwiący uśmieszek. - W Loc Grim, ma się rozumieć, mógł być równie dobrze zaprezentowany sobowtór, nie prawdziwa Ciri. To też może wiele wyjaśniać. Nie wyjaśnia jednak jeszcze jednego faktu, który ustaliła komisja Radcliffe'a. Tak dziwnego, że w pierwszej wersji raportu pominięto go jako zbyt nieprawdopodobny. W drugiej wersji raportu, ściśle utajnionej, ten fakt podano jednak. Jako hipotezę.

— Zamieniłem się w słuch już jakiś czas temu, Triss.

— Hipoteza komisji brzmi: teleport Wieży Mewy był czynny, działał. Ktoś nim przeszedł, a energia tego przejścia była tak silna, że teleport eksplodował i uległ destrukcji.

— Yennefer — podjęła po chwili Triss — musiała się o tym dowiedzieć. O tym, co wykryła komisja Radcliffe'a. Co umieściła w tajnym raporcie. Istnieje mianowicie szansa… Cień szansy… Że Ciri udało się bezpiecznie przejść portalem Tor Lara. Że umknęła przed Nilfgaardem i przed Vilgefortzem…

— Gdzież tedy się znajduje?

— Też chciałabym to wiedzieć.

*****

Było diabelnie ciemno, skryty za zwałami chmur księżyc w ogóle nie dawał światła. W porównaniu do poprzednich noc była jednak wyjątkowo mało wietrzna i dzięki temu nie tak zimna. Czółno lekko tylko kołysało się na pomarszczonej falkami powierzchni wody. Pachniało bagnem. Butwiejącym zielskiem. I węgorzym śluzem.

Gdzieś pod brzegiem bóbr strzelił ogonem o wodę, tak, że oboje podskoczyli. Ciri była pewna, że Vysogota zadrzemał, a bóbr go obudził.

— Opowiadaj dalej — powiedziała, wycierając nos czystą, nie pokrytą jeszcze śluzem częścią rękawa. - Nie Śpij. Gdy ty przysypiasz, mnie również oczy się kleją, jeszcze prąd nas zniesie i obudzimy się na morzu! Opowiadaj dalej o tych teleportach!

— Uciekając z Thanedd — podjął pustelnik — przeszłaś przez portal Wieży Mewy, Tor Lara. A Geoffrey Monck, największy chyba autorytet w kwestii teleportacji, autor dzieła zatytułowanego Magia Starszego Ludu, będącego opus magnum wiedzy o elfich teleportach, pisze, że portal Tor Lara wiedzie do Wieży Jaskółki, Tor Zireael…

— Teleport z Thanedd był spaczony — przerwała Ciri. - Może dawniej, nim się popsuł, to wiódł do jakiejś jaskółki. Ale teraz wiedzie na pustynię. To się nazywa: portal chaotyczny. Uczyłam się o tym.

— Ja, wyobraź sobie, też — parsknął staruszek. - Wiele z tych nauk pamiętam. Dlatego też tak zdumiewa mnie twoja opowieść… Niektóre jej fragmenty. Właśnie te, które dotyczą teleportacji…

— Możesz mówić jaśniej?

— Mogę, Ciri. Mogę. Ale teraz czas najwyższy wyciągnąć żak. Już pewnie nalazło do niego węgorzy. Gotowa?

— Gotowa — Ciri popluta w dłonie i chwyciła bosak. Vysogota ujął za mknący w wodzie sznur.

— Wyciągamy. Raz, dwa… trzy! I do łodzi! Łap je, Ciri, łap! Do kosza, bo pouciekają!

*****

Już drugą noc wypływali dłubanką na bagnisty dopływ rzeki, zastawiali żaki i więcierze na węgorze, masami ciągnące ku morzu. Wracali do chałupy grubo po północy, ubabrani śluzem od góry do dołu, mokrzy i zmęczeni jak diabli.

Ale nie kładli się od razu spać. Połów przeznaczony na handel wymienny trzeba było umieścić w skrzyniach i dobrze zabezpieczyć — gdyby węgorze znalazły najmniejszą szczelinę, rano w skrzyni nie byłoby ani jednego. Po skończonej pracy Vysogota obdzierał ze skóry dwa lub trzy co grubsze węgorzyska, krajał je na dzwonka, obtaczał w mące i smażył na ogromnej patelni. Potem jedli i gadali.