Выбрать главу

Ale wreszcie nadeszła ta upragniona chwila. W romantycznej restauracyjce (Max ma znakomity gust, nikt temu nie zaprzeczy), gdy już zjedliśmy, Max złożył mi życzenia:

– …wszystkiego najlepszego, Margo i żebyś zawsze była szczęśliwa. – A następnie podał mi małe pudełko.

Dostałam od niego prezent!!! Zaciekawiona, szybko otworzyłam. W środku, na czerwonej poduszeczce leżał wisiorek na łańcuszku. Mały srebrny wilczek…

Przytuliłam Maksa i pocałowałam go. To najfajniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam! Pochyliłam się, a Max zapiął mi go na szyi. Już nigdy go nie zdejmę! Nikt mnie do tego nie zmusi!!!

– Spotkamy się w lesie za twoim domem dziś o dziewiątej wieczorem? – spytał po chwili. – Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.

– Dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

Pewnie napisał dla mnie piosenkę! Już nie mogę się doczekać!

Cały dzień spędziłam, nucąc pod nosem tamtą jego balladę i zastanawiając się, czy ta dzisiejsza będzie równie piękna. W zasadzie to nie miałam pewności, czy w ogóle zechce mi coś zaśpiewać, ale tak na wszelki wypadek już się na to cieszyłam. No, bo co może mi dać tak późnym wieczorem? Wtedy tylko śpiewa się romantyczne piosenki.

Wciąż myślałam o czekającym mnie wieczorze. Co prawda tańczyłam, śpiewałam albo bawiłam się ze Sweterem na dworze, ale w jednym miejscu nie mogłam usiedzieć nawet pięciu minut.

Punktualnie o umówionej porze przelazłam przez balustradę balkonu i zaczęłam schodzić po pergoli. Rodzicom powiedziałam, że mam jeszcze pracę domową do odrobienia. Tak. Wiem, że to nieładnie, ale przecież nie pozwoliliby mi nigdzie iść.

Trochę się podrapałam o róże, ale trudno. Nigdzie nie zobaczyłam Swetera. Pewnie znowu się gdzieś ukrywa. Nie mogę go przyzwyczaić do Maksa. Wciąż albo chce się na niego rzucić, albo ucieka. Hm, muszę coś z tym zrobić.

Max już na mnie czekał przy furtce. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że ma ze sobą gitarę. A więc znowu zaśpiewa mi piosenkę!

Max pocałował mnie w usta.

– Chodź ze mną – powiedział, wziął mnie za rękę i razem weszliśmy w las.

Szliśmy dość długo, mijając w milczeniu wysokie drzewa. Gdybym była tu sama, tobym się strasznie bała. Ale z Maksem nie bałam się niczego. W końcu to wilk. Mój wilk. On uratuje mnie przed wszystkim.

Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś wzgórza i wspieliśmy się na nie. To nie było to samo miejsce, w którym znalazłam się tydzień temu, uciekając przed wilkami.

Szczyt wzniesienia nie był porośnięty drzewami, znajdował się na nim tylko jeden samotny, powalony pień, na którym rozłożony był koc.

Max musiał przyjść tu wcześniej i wszystko przygotować.

Ze wzgórza roztaczał się piękny widok na jezioro oświetlone blaskiem księżyca. Idąc przez las, musieliśmy je jakoś ominąć, teraz znajdowało się poniżej nas, w dolinie.

Usiedliśmy na pniu. Zachwycona przepięknym widokiem, nie odzywałam się, ale co można powiedzieć w takim momencie?

– Niesamowite – westchnęłam tylko.

– Cieszę, się, że ci się podoba – mruknął Max. Potem wziął gitarę, uderzył palcami w struny i zaczął śpiewać.

Piękna melodia cichej ballady potoczyła się echem po lesie. Siedziałam zasłuchana, nie mogąc oderwać oczu od twarzy Maksa.

Proszę, zatrzymaj czas, byśmy przeżyli to jeszcze raz. Niech znów śpiewa dla nas las, proszę, zatrzymaj czas…

Pod koniec piosenki popłakałam się. Łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach. Zresztą nawet nie próbowałam ich powstrzymywać.

Wiem – to dziecinne, ale było tak pięknie. Max, który patrzy mi prosto w oczy i śpiewa napisaną dla mnie balladę, i ten las, i to jezioro…

Nie mogłam się powstrzymać, magia tej chwili poruszyła mnie.

Gdy Max skończył grać, otarłam łzy i uśmiechnęłam się do niego.

– Podobało ci się? – spytał.

– Tak, jest wspaniała – szepnęłam. – A to miejsce… aż braknie słów.

– Odkryłem je dwa lata temu. Dzisiaj nie ma, co prawda, pełni, ale też robi niesamowite wrażenie – mruknął.

Miał rację. Przed nami rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na leżące poniżej nas jezioro i na las oświetlony blaskiem księżyca. Natomiast baldachim nieba nad nami zasłany był jasnymi punktami gwiazd. Tego piękna nie szpeciło dosłownie nic.

A dzięki pocałunkowi, którym obdarzył mnie w chwilę potem Max, zakręciło mi się w głowie, czyniąc wszystko jeszcze bardziej niesamowitym…

Siedzieliśmy tak dobrych kilka godzin, rozmawiając i podziwiając piękno otaczającego nas świata.

Było już dobrze po północy, kiedy Max stwierdził, że czas wracać do domu. Na szczęście następnego dnia była niedziela, bo chyba nie wstalibyśmy rano na ósmą do szkoły. Ale szkoda, że już musieliśmy iść. Wcale nie chciało mi się spać, w każdym razie nie tak bardzo.

Bardzo chciałabym powtórzyć kiedyś taki wieczór, a raczej taką noc…

Max odprowadził mnie do domu. No tak, sama w życiu bym nie trafiła. Ten mój brak orientacji w terenie jest uciążliwy. Ale teraz się tym nie przejmowałam, bo liczyło się tylko to, że Max jest obok i trzyma mnie za rękę.

Dziś już rozumiałam, czemu potrafi tak cicho chodzić. Przecież jest wilkiem i ma zwierzęcy instynkt. Ja przy nim chodzę jak słoń. Cały czas włażę na jakieś gałązki i patyczki. No i w ogóle ciągle hałasuję, chociaż bardzo się staram tego nie robić.

Hm, chyba nawet oddycham głośniej niż on…

Przy furtce Max jeszcze raz mnie pocałował. Następnie poczekał, aż wejdę po pergoli do pokoju, i dopiero odszedł. Ach… To była wspaniała noc, nigdy jej nie zapomnę.

W całym domu panowała niesamowita cisza, zresztą nic dziwnego, było już koło… trzeciej nad ranem! No tak, spędziłam z Maksem w lesie sześć godzin! Rany!… a minęło tak szybko, jakby to była zaledwie chwila. Zupełnie tracę przy nim poczucie czasu.

Przebrałam się szybko w piżamę i podeszłam do łóżka z zamiarem natychmiastowego zaśnięcia. Tak, teraz dopiero poczułam, że padam z nóg. W ogóle nie mogę powstrzymać ziewania.

Już siedziałam na łóżku, gdy mój wzrok mimowolnie natrafił na telefon komórkowy leżący na nocnej szafce.

Wzięłam go do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Aż mnie zatkało, kiedy to zobaczyłam: „Masz 27 nieodebranych wiadomości i 36 nieodebranych połączeń”. Matko! nawet nie wiedziałam, że się tyle mieści.

Szybko zaczęłam przeglądać SMS-y. Każdy został wysłany przez Ivette i w każdym prosiła mnie, żebym do niej jak najszybciej oddzwoniła. Przejrzałam spis połączeń. Tu tak samo, każde było od niej, a dzwoniła mniej więcej co dziesięć minut. Rany, co się dzieje? Czego Iv może ode mnie chcieć?

Było już dość późno, ale stwierdziłam, że skoro wydała fortunę, próbując się ze mną skontaktować, to wypadałoby do niej zadzwonić. Szybko wystukałam numer.

– Czemu wcześniej nie zadzwoniłaś?! – krzyknęła tak głośno, że aż musiałam odsunąć słuchawkę od ucha. – Martwiłam się, że coś ci się stało!!!

– Ivette, cicho! Twój krzyk słychać pewnie nawet w pokoju moich rodziców. Dzisiaj są moje urodziny, zapomniałaś? Świętowaliśmy je razem z Maksem – przypomniałam jej. – Co się stało?

– Nie uwierzysz, czego się dowiedziałam na temat Maksa, Akiego i innych!!! To po prostu straszne! Mam nawet dowody, to wszystko przez nich! To oni! – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – To oni wykończyli Jaguara!

– Zaraz, zaraz. Nie nadążam – przerwałam jej. – Możesz powtórzyć to trochę wolniej? Kto wykończył Jaguara? Wilki?