Выбрать главу

– Nie! Ech, to nie jest rozmowa na telefon! Muszę ci jutro wszystko powiedzieć, słyszysz?! Mogą teraz podsłuchiwać! Jutro rano do ciebie wpadnę, okay?

– Dobra…

– Albo nie! – powiedziała szybko. – Nie u ciebie, to za proste! Jutro o dziewiątej rano w parku pod posągiem! Tak, to dobre miejsce! To jutro pod posągiem, zapamiętasz?

– Eee, tak. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?

– Jutro, jutro! Nie teraz! Przyjdź koniecznie!!! Nie zapomnij!!! – przerwała mi i się rozłączyła.

Spojrzałam na słuchawkę, jakby była jadowitym wężem. O co jej chodziło? Dowiedziała się czegoś o Maksie, ale dlaczego nie chciała o tym mówić przez telefon i czemu była taka zdenerwowana?

Nic nie rozumiem. Czasami wydaje mi się, że myślę wolniej od innych, jak rany. Zaraz, co ona wspomniała o Jaguarze? Że niby kto go wykończył? Co ona bredzi?! Przecież Jaguara zagryzł niedźwiedź czy inne licho. Nikt go nie wykończył.

No nie! Na dodatek muszę jutro (a raczej już dzisiaj) wcześnie wstać, żeby być w parku o dziewiątej! Będę mogła przespać najwyżej trzy, cztery godziny! A niech to! Mój dobry humor już przepadł. Wściekła położyłam się i natychmiast zasnęłam.

Budzik… Po kiego grzyba wymyślono to durne urządzenie??? Nie mogłam się powstrzymać, machnęłam ręką i zrzuciłam go na ziemię. Ach, znowu cisza…

Co jest?! Aaa, nastawiłam też budzenie w komórce, tak na wypadek, gdybym zrobiła to, co właśnie zrobiłam. Po co ja jestem taka zapobiegliwa?

– No, po co?! – zawyłam głośno w poduszkę.

Zwlokłam się z łóżka, narzekając pod nosem. Czułam się tak, jakbym dopiero przed chwilą się położyła. W ogóle nie byłam wypoczęta, ale czy można być wypoczętym po niecałych trzech godzinach snu?!

Jedząc śniadanie, myślałam, że zaraz uderzę głową w talerz. Właśnie zapadałam w miłą drzemkę na siedząco, gdy ze snu wyrwał mnie głos taty:

– Nie powinnaś już wyjść? Przecież umówiłaś się z Ivette. Spóźnisz się.

– A, tak – mruknęłam i potarłam oczy. Litości! Chcę do łóżka!!!

– Co ci jest? Jesteś chora? – znowu spytał tata.

– Nie wyspałam się – powiedziałam i ziewnęłam, a oczy jakoś tak same mi się zamknęły.

– Margo! – Aż podskoczyłam. Jak rany! Musi się tak drzeć?!

– Co?! – spytałam i wściekła otworzyłam oczy.

– Musisz już wyjść – powtórzył tata. – A potem chyba powinnaś wpaść do lekarza. Wydaje mi się, że brakuje ci jakichś witamin. Albo lepiej spytaj matki, co ci jest. Ona przecież się na tym zna.

– Taak, jasne – mruknęłam.

Oczywiście, już lecę powiedzieć mamie, że się nie wysypiam, bo w nocy spacerowałam z Maksem po lesie.

Wstałam od stołu i powlokłam się do garażu po rower.

Aha, no bo znowu mam rower! Co prawda nie jest mój, to rower taty. Olbrzymi góral z ramą. Wygodny jak diabli. Jestem do niego za niska. Zanim w ogóle ruszę, muszę stanąć na czymś wyższym. Do tego, pomimo że siodełko jest ustawione najniżej jak się da, i tak ledwie dosięgam do pedałów. Koszmar!!! Poza tym siodełko strasznie się wpija w… no, wiadomo w co.

Może jazda mnie trochę rozbudzi. Oby, bo jeśli zasnę w drodze, może się to skończyć nieprzyjemnie. Oczami wyobraźni już widziałam samą siebie śpiącą smacznie w poprzek drogi, nieświadomą szybko zbliżającej się ciężarówki. Kierowca pewnie też jest zaspany (bo kto o tej godzinie nie jest?) i mnie nie zauważa, pędząc prosto na mnie.

Kurczę, jedna myśl i już nie mam ochoty na spanie.

Było ciepło, mimo że dopiero co minęła ósma. Po południu pewnie żar będzie się lał z nieba. Super, zamiast sobie drzemać w przyjemnej, przewiewnej sypialni, będę musiała tułać się gdzieś z Ivette. Już ja się jej odwdzięczę!

Na miejsce dotarłam dwadzieścia minut przed czasem. Taak, „Nie powinnaś już wyjść? Spóźnisz się”. Mogłam jeszcze spokojnie podrzemać! Ale nie, tata wyrzucił mnie z domu i straszył jeszcze, że się spóźnię. A teraz, co mam robić? Prażyć się pod tym głupim posągiem na twardej ławce? Fantastycznie, to po prostu szczyt moich marzeń.

No i proszę, musiałam być naprawdę zmęczona, bo usnęłam. Kiedy się obudziłam, dochodziła dziesiąta i nigdzie nie było widać Ivette. Ledwo mogłam się ruszać, tak zesztywniałam w niewygodnej pozycji na ławce.

Ha, nawet nie ukradli mi roweru! A mieli świetną okazję, bo nie przypięłam go do ławki i na dodatek zupełnie straciłam na godzinę świadomość. Wolftown to naprawdę dziwne miasto, zapadła dziura, jakich mało…

Gdzie się podziewa ta Ivette? Przecież w parku jest tylko jeden posąg. Na pewno mówiła o tym. Pamiętam dokładnie, dziewiąta rano, pod posągiem w parku.

Więc gdzie ona jest? Powinna przyjść godzinę temu. A nie podejrzewam, żeby tak ją wzruszył widok pogrążonej we śnie, niewyspanej, zaślinionej biedaczki, i że po prostu mnie zostawiła, pozwalając dalej spać.

Wyjęłam komórkę i szybko wystukałam jej numer, ale usłyszałam jedynie: „Abonent jest czasowo niedostępny”. Jak człowiek słyszy coś takiego, to jeszcze bardziej się wkurza.

Chciało mi się czymś rzucić…

Poczekałam jeszcze jakieś dwadzieścia minut, ale w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu. Może zapomniała? Z tą myślą wsiadłam na rower i ruszyłam do jej domu. Już ja jej wygarnę, jak ją zobaczę. A jeśli otworzy mi w piżamie, to ją chyba zabiję, gołymi rękoma, przysięgam.

No tak, nic złego jej nie zrobiłam, bo w domu Iv nie było nikogo. Zajrzałam nawet na podwórko. Ponieważ ciekawscy sąsiedzi zaczęli mi się przyglądać (może podejrzewali, że jestem jakimś nieletnim złodziejaszkiem), więc odeszłam i zadzwoniłam do domu.

– Cześć mamo, czy nie dzwoniła do mnie Ivette?

– Nie, a co się stało?

– Umówiłyśmy się, ale nie przyszła. W domu też jej nie ma, więc pomyślałam, że może zmieniła zdanie.

– Nie, nie dzwoniła – powtórzyła tylko mama.

Hm, zaczyna się robić nieciekawie. Gdzie ona się podziała? Może poszła do Akiego? Ostatnio często gdzieś razem łazili. Naprawdę! Razem! To może do niego pojadę?

Taak… tylko, że nie znam jego adresu ani numeru telefonu. Żyć, nie umierać…

Wiem! Max na pewno wie, gdzie on mieszka!!! Jadę do niego. Na pewno mi pomoże.

Jak tak dalej pójdzie, to może zamiast pływać, powinnam trenować jazdę na rowerze? Oczywiście Max mieszka blisko mnie, czyli daleko od Ivette. Znowu więc czekała mnie urocza rundka po mieście.

Gdy byłam na miejscu, od razu wcisnęłam guzik dzwonka i nie puszczałam go przez jakąś minutę. To powinno postawić na nogi wszystkich domowników.

Dość długo nikt nie otwierał. Już zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest jakiś spisek, gdy drzwi otworzył mi Max.

A… ubrany był tylko (chciałabym podkreślić to tylko) w czarne bokserki.

O ho, ho!!! O mało co wymknąłby mi się ten okrzyk.

Najwidoczniej go obudziłam, bo humor mu nie dopisywał. Przeczesał ręką potargane włosy i spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Cześć. Wejdź – mruknął w końcu, kiedy widocznie już dotarło do niego, że to się dzieje naprawdę, i wpuścił mnie do środka. – O co chodzi?

– Cześć. Obudziłam cię? – tak, wiem, głupie pytanie, ale nie mogłam się powstrzymać. Musiałam je zadać.

– Taak – mruknął i usiadł w fotelu naprzeciwko mnie. Wyglądał tak jak ja parę godzin temu, czyli jakby miał zaraz zasnąć.

– Czemu nie śpisz? – spytał.

No właśnie… Czemu ja nie śpię?

– Ivette zerwała mnie z łóżka, bo miała mi coś ważnego do powiedzenia. Tylko nie chciała powiedzieć przez telefon, o co jej chodzi, a nie przyszła tam, gdzie się umówiłyśmy – wyjaśniłam i zaczęłam mu się przyglądać.