Выбрать главу

– A o co chodzi z tym posterunkiem? – spytałam.

– Stare dzieje – mruknął Max. – Wierz mi, wolałabyś nie wiedzieć.

No i się nie dowiedziałam.

Te nieprzespane noce sprawią kiedyś, że padnę na twarz bez życia. Wierzcie mi. Czemu wilki muszą urządzać te swoje zebrania po północy?! Nie mogliby trochę wcześniej?

Właściwie to nic ciekawego się na tym zebraniu nie działo. Po prostu wszyscy się przerzucali pomysłami, jak dostać się do Instytutu. W końcu w drodze losowania wyłoniono pięć osób, które wezmą udział w akcji: mnie, Maksa, Akiego, Marka i tę dziewczynę, co się poprzednio kłóciła z Akim. Nie pamiętam, jak ma na imię…

Wszyscy chcieli oczywiście iść tam od razu następnego dnia, ale Max ich przygasił.

– Proponuję, żebyśmy najpierw rozeznali się w sytuacji – powiedział.

– Co masz na myśli? – spytała jakaś dziewczyna.

– Najpierw powinniśmy poobserwować trochę Instytut. Dowiedzieć się, o której godzinie go zamykają i czy na przykład w ogóle pracują w niedzielę – wyjaśnił. – Ty mogłabyś wypytać swoją mamę. W końcu tam pracuje.

– Eee, jasne, spróbuję – powiedziałam.

Fajnie, teraz wszyscy patrzą na mnie wrogo, jakbym też była zamieszana w cały ten spisek. Dzięki za reklamę, Max.

Ale to rzeczywiście dobry pomysł. Moja mama na pewno będzie coś wiedziała. Muszę ją podpytać o różne sprawy.

Tylko jak to zrobić? Przecież nie spytam: „Hej, mamo. Czy w twoim Instytucie robicie jakieś nielegalne eksperymenty na ludziach?”. Paranoja.

W każdym razie ten pomysł podchwycili też inni. Poza tym postanowili, że ustalą nocne zmiany i każdego wieczoru w parach będą obserwować Instytut. Też chciałam w tym uczestniczyć, ale się nie zgodzili, bo nie jestem wilkiem i robię za dużo hałasu.

To nieprawda! Wcale nie robię dużo hałasu! Chociaż wtedy w lesie z Jaguarem i potem z Maksem, i dzisiaj… No dobra, robię dużo hałasu. Ale nadal uważam, że to niesprawiedliwe.

I właśnie tak, w wielkim skrócie, wyglądało to zebranie.

Nigdy się nie przyzwyczaję do tego, jak oni zamieniają się w wilki. To niesamowite! Oczywiście Max nie chciał się przy mnie zamienić. A szkoda…

Hej! Mówię to tylko z przyczyn… hm… naukowych. Tak! Naukowych!

Gdy w końcu, po całych godzinach ustaleń i moim przysypianiu na ramieniu Maksa, dotarliśmy do furtki, Max powiedział:

– Tylko uważaj, jak będziesz przepytywać swoją mamę. Nie wiadomo, w co jest zamieszana.

– Moja mama? Ona na pewno nie jest w nic zamieszana – odparłam. – Przecież ją znam.

– Tak, ale uważaj – mruknął.

– No dobrze – odpowiedziałam i zamyśliłam się.

A jeśli Max ma rację? Może mama naprawdę jest w coś zamieszana. Nie… Przecież by nie zrobiła niczego, co byłoby wbrew jej etyce zawodowej.

Następnego dnia miała być niedziela, mama miała dzień wolny, nie szła do pracy. Doskonały moment, żeby ją trochę podpytać.

Przy śniadaniu zaczęłyśmy rozmawiać o tym, że trzeba będzie posadzić nowe róże, bo stare prawie całkowicie zniszczyłam. Wtedy postanowiłam przystąpić do ataku:

– Mamo, co wy w zasadzie robicie w tym Instytucie?

– Nic ciekawego – mama uśmiechnęła się i machnęła ręką.

– No tak, ale co?

– Hm, odkąd to interesujesz się tak moją pracą? – spytała zdziwiona.

– Może napiszę o pracy Instytutu referat na biologię – odpowiedziałam.

Sprytne, no nie? Wczoraj to wymyśliłam. Mam zamiar jeszcze się dowiedzieć, czyby mnie tam nie wpuścili, oczywiście razem z mamą, żebym przyjrzała się wszystkiemu dokładniej.

– Naprawdę? To bardzo ciekawe. Z chęcią ci wszystko opowiem – powiedziała szeroko uśmiechnięta.

Pewnie się cieszy na myśl o tym, że może kiedyś pójdę w jej ślady i zostanę mikrobiologiem. Taak, jasne. A tata chce, żebym była psychoanalitykiem. Przykro mi, ale raczej się nie rozdwoję. Zresztą i tak nie pociąga mnie ani jeden zawód, ani drugi. Bo jeśli od dziecka człowiek musi słuchać o tym, jakie coś jest ciekawe, to mu to powoli brzydnie.

– Co zatem chciałabyś wiedzieć? – spytała.

– Najlepiej wszystko… Nad czym teraz pracujecie? Mówiąc to, wzięłam kartkę papieru i długopis, żeby wszystko zapisać. Wiecie, nie jestem zbyt dobra w zapamiętywaniu.

– Obecnie nad nowymi lekarstwami, tworzonymi tylko z bezpiecznych dla człowieka substancji, przeważnie roślinnych.

– Aha. Więc po co jesteś im potrzebna? – spytałam. – Przecież jesteś mikrobiologiem i powinnaś zajmować się bakteriami i wirusami, a nie roślinami.

– No tak, ale poza tym tworzymy różne szczepionki. Do tego potrzebny jest ktoś, kto tak jak ja zna się na różnych rodzajach mikroorganizmów.

– A, no to rozumiem… – mruknęłam i szybko zanotowałam to w pamięci.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, ale niczego ciekawego z niej nie wyciągnęłam. Muszę jakoś ją podejść i dostać się do Instytutu.

– Jak sądzisz, mogłabyś mnie przemycić do środka? – spytałam. – Chciałabym zobaczyć, jak to wszystko wygląda twoimi oczami.

– Hm, sama nie wiem – mruknęła. – Raczej nie wolno nam nikogo przyprowadzać. Rozumiesz, badania są ściśle tajne, w końcu współzawodniczymy z innymi koncernami medycznymi.

– Przecież ja nikomu nic nie powiem – powiedziałam.

– No dobrze – mama w końcu się złamała. – Muszę wpaść tam dzisiaj po pewne dokumenty, więc mogę cię zabrać ze sobą. Ale to wszystko będzie trwało tylko chwilę. Raczej nie zobaczysz dużo.

– To nic – stwierdziłam.

– Potem możemy iść na pizzę do jakiejś knajpy. Tata nie będzie dzisiaj jadł z nami, bo pojechał na kolejny wykład. No, chyba że jedzenie z mamą to obciach – dodała i uśmiechnęła się.

Niesamowite, moja mama powiedziała „obciach”. Ale numer…

– Bardzo chętnie – zgodziłam się.

Po paru minutach już siedziałyśmy w samochodzie i jechałyśmy do Instytutu. Strażnik przy bramie wjazdowej sprawdził dokumenty mamy i dopiero wtedy nas wpuścił. Naprawdę dbają tu o swoje tajemnice. A niech to…

W holu całkowicie pomalowanym na biało (wyglądało to okropnie i strasznie przypominało mi szpital) było mało osób. Ale w końcu dzisiaj niedziela. Pewnie wielu pracowników, tak jak mama, miało wolne.

Zaczęłam się z zaciekawieniem rozglądać. Na końcu pomieszczenia znajdowała się winda, a poza tym odchodziły stąd trzy korytarze. Chciałam wszystko zapamiętać, żeby potem narysować mapkę z pamięci. Mogłaby się potem do czegoś przydać.

Kątem oka zauważyłam, że mama wyciąga z kieszeni pęk kluczy. Hm, interesująca wiadomość.

Ponieważ ruszyła szybko jednym z korytarzy, pobiegłam za nią. Starałam się zapamiętać wszystkie zakręty i korytarze odchodzące od niego, ale wkrótce się pogubiłam. Po obu stronach ciągnął się nieprzerwany szpaler drzwi. W końcu nie wytrzymałam i spytałam:

– Co jest za tymi wszystkimi drzwiami?

– A, to zależy. Tu są raczej gabinety pracowników, ale w drugim skrzydle są jeszcze archiwa i laboratoria – powiedziała, podchodząc do jakichś drzwi i otwierając je kluczem. – To mój gabinet – dodała.

– A do czego są te inne klucze? – spytałam.

– Do laboratoriów – odpowiedziała i wyciągnęła z jednej z szuflad biurka czarną teczkę. – No, możemy już iść.

Gdy wyszłyśmy na zewnątrz, dokładnie przyjrzałam się drzwiom wejściowym. Nie były specjalnie zabezpieczone.

– No i jak? – spytała mama, wsiadając do samochodu.

– Robi przytłaczające wrażenie, poza tym przypomina mi szpital – stwierdziłam.

– Masz rację! – zaśmiała się. – A teraz jedziemy do knajpy i porozmawiamy o tym twoim Maksie. Chciałabym się czegoś o nim dowiedzieć.