Выбрать главу

Przeszukałem szybko pamięć krótką, ale nie znalazłem w niej żadnych pragnień, może oprócz tego, które namawiało mnie, bym dał stąd nogę, wrócił do domu, zaciągnął Księżnę do łóżka i pieprzył się z nią przez calutki miesiąc.

- Nie - odparłem. - To znaczy tak, tęsknię za żoną i chciałbym wrócić do domu, ale to wszystko.

Terapeutka zacisnęła usta, powoli pokiwała głową i spytała:

- Nie odczuwa pan przymusu obnażania się w miejscach publicznych?

- Co takiego?! - warknąłem. - O czym pani mówi? Myśli pani, że jestem ekshibem, czy coś?

- Cóż - odparła z powagą - otrzymałam dziś trzy pisemne skargi od trzech pacjentów, którzy twierdzą, że się pan przed nimi obnażył. Że zdjął pan szorty i onanizował się pan w ich obecności.

- Kompletna bzdura - prychnąłem. - Nie onanizowałem się, tylko plasnąłem nim kilka razy w brzuch, żeby było słychać. To wszystko. Co to za sprawa? Tam, skąd pochodzę, trochę golizny wśród facetów nie jest czymś, o czym pisze się w listach do domu. Po prostu się wygłupiałem, i tyle. Mam erekcję, odkąd tu przyjechałem. Mój mały zaczyna pewnie budzić się do życia po tych wszystkich prochach. Ale skoro to taki problem, dobra, zamknę go w klatce i nie wypuszczę. Nie ma sprawy.

- Musi pan zrozumieć, że ci pacjenci przeżyli przez pana traumę. Są w bardzo delikatnej fazie kuracji i nagły szok może ją zepsuć.

- Powiedziała pani „traumę”? No nie! Nie uważa pani, że to lekka przesada? Jezu, przecież to są dorośli ludzie! Jak mogli przeżyć traumę na widok mojego członka, chyba że któryś chciał go obciągnąć. Myśli pani, że to możliwe?

Wzruszyła ramionami.

- Nie wiem.

- W takim razie powiem pani, że nikt z nich nie przeżył żadnego wstrząsu. To była taka samcza chwila, taka między nami facetami. Donieśli na mnie tylko dlatego, że chcą wam udowodnić, że są już wyleczeni, zresocjalizowani czy coś tam. Zrobią wszystko, żeby odzyskać prawo wykonywania zawodu. Prawda?

Kiwnęła głową.

- To oczywiste.

- A więc wiecie o tym, tak?

- Naturalnie. Dlatego to, że na pana donieśli, stawia pod znakiem zapytania stan ich zdrowia. - Posłała mi uśmiech z cyklu: „bez urazy”. - Co nie zmienia jednak faktu, że pańskie zachowanie było niestosowne.

- Możliwe - mruknąłem. - To już się nie powtórzy.

- Dobrze. - Podsunęła mi jakiś formularz. - Zobowiązanie do poprawnego zachowania się. Do tego, że nie będzie się pan obnażał w miejscach publicznych. - Podała mi długopis.

- Pani żartuje.

Pokręciła głową.

Przeczytałem zobowiązanie i wybuchnąłem śmiechem. Liczyło tylko kilka linijek i rzeczywiście, mówiło dokładnie to, co przed chwilą powiedziała. Wzruszyłem ramionami, podpisałem, wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi.

- To wszystko? - rzuciłem. - Sprawa zamknięta?

- Jak najbardziej.

Kiedy wracałem na sesję, naszło mnie dziwne uczucie, że zamknięta jednak nie jest. Ci Marsjanie byli naprawdę dziwni.

*

Nazajutrz odbyła się kolejna dyskusja przy okrągłym stole. Wszystkich stu pięcioro Marsjan i kilkunastu członków personelu zasiadło w wielkim kręgu w audytorium. Nie było tylko Douga Talbota.

Zamknąłem więc oczy, przygotowując się na nudną nasiadówkę. I nagle, mniej więcej po kwadransie, kiedy już przysypiałem, jak przez mgłę usłyszałem znajomy głos:

- ...Jordan Belfort, którego większość was już zna.

Podniosłem głowę. W którymś momencie na środek sali wyszła moja terapeutka. Tylko dlaczego mówiła o mnie?

- Dlatego pomyślałam - ciągnęła - że zamiast zapraszać kogoś z zewnątrz warto dziś wysłuchać jego, że będzie to ciekawsze i bardziej produktywne. - Spojrzała w moją stronę. - Jordan, zechce pan podzielić się z nami swoimi przeżyciami?

Popatrzyłem w lewo, popatrzyłem w prawo. Gapili się na mnie wszyscy Marsjanie, łącznie z Shirley Temple o cudownych kręconych blond włosach. Nie bardzo wiedziałem, czego terapeutka się po mnie spodziewa, chociaż nieśmiało podejrzewałem, że ma to coś wspólnego z moim zboczonym zachowaniem w samochodzie.

Pochyliłem się do przodu.

- Nie boję się publicznych występów, ale o czym mam mówić? Znam mnóstwo ciekawych historyjek. Może pani jakąś wybierze?

Wszystkich stu pięcioro Marsjan odwróciło marsjańskie głowy w stronę terapeutki. Wyglądało to tak, jakbym grał z nią w tenisa.

- Cóż - odrzekła - w tej sali może pan mówić o wszystkim, ale może zacznie pan od tego, co wydarzyło się wczoraj w samochodzie w drodze na siłownię.

Marsjanie przenieśli wzrok na mnie.

- To jakiś żart? - spytałem, śmiejąc się.

Marsjanie znowu spojrzeli na terapeutkę, która ściągnęła usta i z powagą pokręciła głową. „Nie, bynajmniej”.

Boże - pomyślałem - co za ironia. Moja terapeutka wypycha mnie na scenę. Wspaniale! Wilk z Wall Street znowu jest w swoim żywiole! Bardzo mi się to podobało, zwłaszcza że połowę słuchaczy stanowiły kobiety. Ci z SEC odebrali mi możliwość przemawiania do tłumów, a ona była tak łaskawa, że mi ją przywróciła. Postanowiłem dać im przedstawienie, którego nie zapomną do końca życia.

- Czy mogę mówić, stojąc? - spytałem. - Lepiej mi idzie, kiedy się poruszam.

Sto pięcioro Marsjan spojrzało na terapeutkę.

- Oczywiście, bardzo proszę.

Wyszedłem na środek sali i spojrzałem na Shirley Temple.

- Cześć - zacząłem. - Mam na imię Jordan, jestem alkoholikiem, narkomanem i zboczeńcem seksualnym.

- Cześć, Jordan - odpowiedzieli ciepło, a ten i ów zachichotał. Jednakże Shirley Temple poczerwieniała jak burak. Mówiąc, że jestem zboczeńcem, patrzyłem jej prosto w oczy.

- Nie umiem przemawiać, ale się postaram. Dobra, od czego by tu zacząć... Aha, moje wzwody. Tak, to chyba najbardziej odpowiednie miejsce. Oto na czym polega sedno sprawy. Przez ostatnich dziesięć lat mój penis był w stanie częściowej narkozy od prochów, które brałem. Tylko dobrze mnie zrozumcie: nie byłem impotentem ani nic takiego, chociaż przyznaję, że z tysiąc razy odmówił współpracy po kokainie i „cytrynkach”.

Tu i ówdzie buchnął śmiech. Ach, Wilk z Wall Street! Niechaj rozpoczną się igrzyska! Uciszyłem ich gestem ręki.

- Nie, poważnie, nie ma się z czego śmiać. W większości przypadków odmawiał współpracy, kiedy byłem z prostytutką, a chodziłem na dziwki trzy razy w tygodniu. Tak więc wyrzucałem pieniądze przez okno, płacąc im tysiąc dolarów od numeru i nic z tego nie mając. To było bardzo smutne i bardzo kosztowne. Pod koniec zwykle im się udawało, przynajmniej tym dobrym, chociaż nie bez pomocy różnych zabawek. - Wzruszyłem ramionami, jakbym chciał dodać: „Zabawki to zabawki, nie ma się czego wstydzić”.

Znowu buchnął śmiech i nawet nie podnosząc głowy, wiedziałem, że śmieją się głównie panie. Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy zobaczyłem, że wszystkie Marsjanki patrzą na mnie z cudownym marsjańskim uśmiechem i że ze śmiechu podskakują im marsjańskie ramiona. Natomiast Marsjanie przeszywali mnie groźnym marsjańskim wzrokiem.

Podniosłem rękę.

- Wszystko jedno, nieważne. Cała ironia polega na tym, że nigdy nie miałem tego problemu z żoną. Ani razu. Przy niej mój członek był zawsze dzielny i bojowy, ale gdybyście ją zobaczyli, zrozumielibyście dlaczego. Ale potem, kiedy zacząłem wciągać siedem gramów koki dziennie, miałem kłopoty i przy żonie. A teraz, ponieważ nie biorę już od tygodnia, wydaje mi się, że mój penis przechodzi dziwną metamorfozę, coś w rodzaju zmartwychwstania. Mam wzwód przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, czasem nawet dłużej...

Gromki śmiech. To znowu Marsjanki. O tak, teraz trzymałem je w garści. Wilk z Wall Street i jego niestworzone historie! W świetle wszystkich reflektorów!

- Tak czy inaczej pomyślałem, że niektórzy z obecnych tu panów zrozumieją moje udręki. Wydawało mi się to logiczne, że inni też mogą cierpieć na tę straszną przypadłość.

Wszystkie Marsjanki pokiwały głowami, podczas gdy Marsjanie głowami pokręcili, patrząc na mnie z pogardą.

- I właśnie wtedy zaczęły się moje kłopoty. Jechałem samochodem z trzema pacjentami, trzema kastratami, jak teraz myślę, i nie wiem, czy to od wibracji silnika, czy od wybojów na drodze dostałem potężnego wzwodu.