Zawody były pasjonujące. Po wyścigach biegaczy i rzutach włócznią przyszła kolej na zapasy ludzi z fagorami, którym uprzednio amputowano rogi. Następnie odbyło się strzelanie do nietoperzy, i Juli otrząsnął się ze swych pobożnych rozterek, podekscytowany widowiskiem. Bał się nietoperzy. Wysoko nad tłumem aż czarno było od puchatych stworków, które zwisały ze stropu głowami w dół, otulone w błoniaste skrzydła. Łucznicy występowali kolejno, szyjąc do nich z łuków uwiązanymi na jedwabnej nici strzałami. Trafione nietoperze spadały z trzepotem skrzydeł na ziemię, by później wylądować w garnkach. Zwyciężyła dziewczyna. W jaskrawoczerwonej sukni zapiętej pod szyję i długiej do ziemi, naciągała łuk i strzelała celniej od wszystkich mężczyzn. Miała długie, czarne włosy. Nazywała się Iskadora i tłum wiwatował jak szalony na jej cześć — a Juli najgłośniej.
Wreszcie przyszła kolej na walki gladiatorów, ludzi z ludźmi i ludzi z fagorami, kolej na krew i śmierć. Jednak przez cały czas, nawet gdy Iskadora napinała swój łuk i swą wdzięczną kibić, nawet wtedy myśli Juliego z radością wracały do zdumiewającego odkrycia w sobie wiary. Przypuszczał, że lepsze jej poznanie uśmierzy w nim duchowy zamęt. Wspomniał opowieści zasłyszane przy ojcowskim ognisku. Starsi prawili o parze Strażników Nieba i o tym, jak ludzie na ziemi obrazili niegdyś Boga Niebios imieniem Wutra. Przeto Wutra odegnał ziemię od ciepła swego ognia. Teraz Strażnicy wypatrują godziny powrotu Wutry, który znowu łaskawym okiem spojrzy na ziemię, by zobaczyć, czy ludzie sprawują się lepiej. Jeśli się poprawili, zdejmie okowy mrozu. Tak — musiał przyznać Juli — Sataal ma rację, moi pobratymcy to dzikusy; jakże inaczej ojciec dałby się powlec fagorom? W tamtych opowieściach musi jednak tkwić ziarno prawdy. Tutaj, w Pannowalu, trafniej przedstawiają tę historię. Wutra jest już tylko pośledniejszym bóstwem, za to mściwym i hasającym po niebie. Właśnie z nieba grozi niebezpieczeństwo. Akha zaś to wielki bóg ziemi, panujący w jej wnętrzu, tu gdzie bezpiecznie. Strażnicy nie są życzliwi; będąc w niebiosach należą do Wutry i mogą obrócić się przeciwko rodzajowi ludzkiemu. Zapamiętane wersety poczęły teraz nabierać sensu. Biła z nich światłość wiedzy, aż Juli z przyjemnością wyszeptał to, co uprzednio było mu torturą, utkwiwszy wzrok w obliczu Akhy:
Nazajutrz pokornie udał się do Sataala i oznajmił mu, że został nawrócony. Widział zwróconą ku sobie bladą, poważną twarz kapłana; Sataal bębnił palcami w kolano.
— Jak zostałeś nawrócony? Kłamstwo chodzi po ludziach w dzisiejszych czasach.
— Spojrzałem w oblicze Akhy. Pierwszy raz zobaczyłem je wyraźnie. Moje serce stoi teraz otworem.
— Onegdaj aresztowano kolejnego fałszywego proroka.
Juli walnął się w pierś.
— To, co czuję w sercu, nie jest fałszywe, ojcze.
— To nie jest takie łatwe — rzekł kapłan.
— Och, jest łatwe, jest łatwe, teraz wszystko będzie łatwe! — Padł kapłanowi do nóg, wykrzykując w uniesieniu.
— Nic nie jest łatwe.
— Mistrzu, tobie zawdzięczam wszystko. Pomóż mi. Chcę zostać kapłanem, być takim, jak ty.
Parę następnych dni szwendał się po zaułkach i kwaterach, dostrzegając nowe rzeczy. Już nie czuł się spowity w całun mroku, pogrzebany pod ziemią. Przebywał w łaskawej krainie, chroniony od wszelkich żywiołów, które dawniej Czyniły z niego dzikusa. W nikłym świetle poczuł się Jak ryba w wodzie. Zobaczył, jak piękny jest Pannowal, wszystkie jego jaskinie. Zamieszkałe z dawien dawna, upiększone przez rzesze artystów. Całe powierzchnie ścian były ozdobione freskami i płaskorzeźbami, z których wiele przedstawiało żywot Akhy i stoczone przez niego wielkie bitwy, a także bitwy, jakie stoczy, gdy więcej ludzi znów uwierzy w jego moc. Na stare i wyblakłe malowidła nakładano nowe. Artyści pracowali bez wytchnienia, często usadowieni ryzykownie na szczycie rusztowań podobnych do szkieletu jakiegoś mitycznego zwierzęcia o długiej, sięgającej stropu szyi.
— Co ci jest, Juli? Niczym się nie zajmujesz — zauważył Kyale.
— Zostaję kapłanem. Podjąłem decyzję.
— Nigdy cię nie przyjmą, jesteś obcy.
— Mój kapłan rozmawia z władzami.
Kyale przypatrywał mu się smętnie, poskubując nos; powoli jego dłoń opadła, aż wreszcie zamiast czubka nosa zaczął skubać koniec wąsów. Wzrok Juliego był już tak przyzwyczajony do mroku, że odbiera wszelkie niuanse wyrazu twarzy przyjaciela. Kiedy Kyale bez słowa odszedł na zaplecze kramu, Juli podążył za nim. Ponownie ujmując wąs dli dodania sobie pewności Kyale położył mu drugą dłoń na ramieniu.
— Dobry z ciebie chłopak. Przypominasz mi Usilka, lecz mniejsza o to… Posłuchaj mnie: Pannowal nie jest taki, jak za mojego dzieciństwa kiedy latałem na bosaka po bazarach. Nie wiem, co się dzieje, ale nie ma tu już spokoju. Całe to gadanie o zmianach… bzdury, na mój rozum Nawet kapłani się tym zarazili, a jacyś szaleńcy bredzą o poprawie Powiadam ci, lepsze jest wrogiem dobrego — jeśli rozumiesz, co mam m myśli.
— Tak, rozumiem, co masz na myśli.
— To dobrze. Pewnie wydaje ci się, że kapłan ma łatwe życie. Może i miał. Ale odradzałbym kapłaństwo w dzisiejszych czasach. Już nie jest takie… takie bezpieczne jak dawniej, że tak powiem. Tam zaczął się ferment. Chodzą słuchy, że w Ziemi Świętej często uśmiercają kapłanów heretyków. Lepiej miałbyś się tutaj, u mnie, terminując i pomagając mi. Mówię to wszystko dla twojego dobra, rozumiesz?
Juli utkwił spojrzenie w wydeptanym chodniku.
— Nie umiem tego wyrazić, jak się czuję, Kyale. Jestem jakby pełen nadziei… Myślę, że wszystko powinno się zmienić. Ja sam pragnę się zmienić, ale nie wiem jak.
Westchnąwszy Kyale zdjął dłoń z ramienia Juliego.
— No cóż, chłopcze, skoro taka twoja wola… Tylko nie mów, że ci nie ostrzegałem…
Juli wzruszył się nietajoną troską w szorstkich słowach Kyala Kyale zaś przekazał żonie wieść o zamiarach Juliego. I gdy wieczorem Juli wrócił do swej maleńkiej okrągłej izdebki, zastał w niej Tuskę.
— Kapłani mają wszędzie dostęp. Jeśli cię przyjmą, wszystkie drzwi staną przed tobą otworem. Będziesz chadzał po Ziemi Świętej jak po Rynku.
— Chyba tak.
— Mógłbyś wtedy odkryć, co się stało z Usilkiem. Zrób to dla mnie I przyjdź, i powiedz mi, jak się czegoś dowiesz.
Położyła mu dłoń na ramieniu. Juli uśmiechnął się do niej.
— Masz dobre serce, Tusko. Czy ci wasi buntownicy, którzy pragną obalić możnych Pannowalu, nie mają żadnych wieści o twoim synu? Przestraszyła się.
— Juli, ty się zmienisz nie do poznania, jak zostaniesz kapłanem. Dlatego nie powiem ci nic więcej, boję się, że ściągnę nieszczęście na całą moją rodzinę.
Juli spuścił wzrok.
— Niech mnie Akha położy trupem, jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzę. Kiedy następnym razem zjawię się przed Sataalem, w cieniu za kapłanem stał żołnierz z fagorem na smyczy. Kapłan zapytał Juliego, czy porzuci wszystko, aby pójść drogą Akhy.
— Porzucę — odparł Juli.