— Zamilknij i daj mi spokojnie odsapnąć — rzekł. Po chwili, jakby żałując surowości swego tonu, dodał:
— Starzeję się. W najbliższe urodziny skończę, dwadzieścia pięć lat. Ale śmierć jednostki jest niczym dla naszego Pana Akhy.
Juli lękał się o niego. Ojciec obmacywał ścianę. Spływająca po skale woda nasycała wszystko wilgocią.
— Ha, tak, tutaj…
Mistrz otworzył maleńką klapę; zalało ich oślepiające światło. Juli musiał na moment przysłonić oczy. Niebawem stanął przy ojcu Sifansie i wyjrzał przez otwór. Aż dech mu zaparło ze zdumienia. W dole na wzgórzu rozłożyło się miasteczko. We wszystkich kierunkach biegły kręte uliczki, miejscami wśród nader okazałych budynków. Uliczki krzyżowały się z zaułkami, między którymi chaotyczna zabudowa tworzyła mieszkaniowy labirynt. Z jednej strony miasteczko opływała rzeka w głębokim kanionie, a na samej krawędzi urwiska ryzykownie przycupnęły domy. Ludzie drobni jak mrówki wędrowali Uliczkami i tłoczyli się w pozbawionych stropów izbach. Uliczny gwar dolatywał słabym echem aż do miejsca, z którego obaj spoglądali w dół.
— Gdzie my jesteśmy?
Sifans wyciągnął rękę.
— To jest Vakk. Zapomniałeś go, prawda?
Z pewnym rozbawieniem, marszcząc nos, obserwował Juliego, który gapił się w dół z rozdziawioną gębą. Jaki ze mnie głupek — myślał Juli. Zamiast rozpoznać Vakk, musiałem się pytać, niby jakiś dzikus. Widział w dali łuk wejścia do Stodoły, niewyraźny jak lód na horyzoncie. Bliżej, patrząc z ukosa, rozróżniał znajome kwatery i zaułek, przy którym była jego izba, i mieszkanie Kyala i Tuski. Na ich wspomnienie — ich oraz ślicznej czarnowłosej Iskadory — ogarnęła go tęsknota — a raczej cień tęsknoty, gdyż nie ma sensu tęsknić za tym, co minione. Kyale i Tuska z pewnością zapomnieli o nim, tak jak i on o nich. Najbardziej zaskoczyła go jasność Vakku, zapamiętał bowiem miejsce pełne głębokich cieni, wyprane z wszelkich barw. Ta przemiana wskazywała, jak bardzo poprawił mu się wzrok podczas pobytu w Ziemi Świętej.
— Przypominasz sobie, jak mnie pytałeś, kim są arcystróże — rzekł ojciec Sifans. — Pytałeś, czy ich widujemy. Oto moja odpowiedź. — Wskazał na leżące pod nim miasto. — Ludzie tam w dole nie widzą nas. Nawet jeśli podniosą wzrok, nie zdołają nas wypatrzyć. Stoimy ponad nimi. Tak samo arcystróże stoją ponad zwyczajnymi członkami bractwa kapłanów. Wewnątrz naszej fortecy leży ukryta forteca.
— Ojcze Sifansie, pomóż mi. Czy owa, ukryta forteca jest… czy jest nam przyjazna? „Ukryte” nie zawsze znaczy „przyjazne”.
Ojciec zamrugał powiekami.
— Powinieneś raczej zapytać, czy ukryta forteca jest nam potrzebna dla przetrwania. Wtedy odpowiedź brzmi: „Tak — za wszelką cenę”. Dziwna może ci się wydawać taka odpowiedź, zwłaszcza z moich ust. Jestem za złotym środkiem we wszystkim, z wyjątkiem tego jednego. Ostateczności naszego żywota, przed którym Akha usiłuje nas bronić, wymagają ostatecznych środków. Arcystróże są stróżami Prawdy. Pismo Święte podaje, że nasz świat wycofał się tu przed ogniem Wutry. Wiele pokoleń temu lud Pannowalu ośmielił się odwrócić od Akhy i zamieszkał poza wnętrzem chroniącej nas świętej góry. Miasta podobne Vakkowi, który mamy przed sobą, budowano pod gołym niebem. Wówczas zostaliśmy pokarani pożogą zesłaną przez Wutrę i jego kohorty. Garstka tych, co przeżyli, powróciła do naszego naturalnego domu, tutaj. To nie tylko Pismo Święte, Juli. Wybacz mi bluźnierstwo owego „tylko”. To jest Pismo Święte, powinienem był rzec. I to jest też historia naszego ludu. Arcystróże w swej ukrytej fortecy stróżują przy tej historii i wielu innych rzeczach, które przetrwały do dnia dzisiejszego z okresu gołych niebios. Wierzę, że dla ich oczu odkryte jest to, co jest zakryte dla naszych.
— Dlaczego nas z Ziemi Świętej uważają za niedorosłych do poznania tych rzeczy”!
— Wystarczy, że znamy je w postaci Pisma Świętego, jako przypowieść. Moim skromnym zdaniem nagą prawdę zamyka się przed nami, po pierwsze, dlatego, że ci, którzy są u władzy, zawsze wolą kryć wiedzę dającą im władzę, a po drugie, ponieważ uważają, że uzbrojeni w takową wiedzę moglibyśmy znów pokusić się o powrót w zewnętrzny świat gołych niebios, w porze gdy Wielki Akha przegna śniegi.
Myśli Juliego wirowały jak na karuzeli. Zaskoczyła go szczerość ojca Sifansa. Skoro wiedza to władza, czym w takim razie jest religia? Przyszło mu do głowy, że zapewne poddają go próbie, i zdawał sobie sprawę, że kapłan z żywym zainteresowaniem oczekuje od niego odpowiedzi. Nie chcąc się za bardzo wychylić, podparł ją imieniem Akhy.
— Chyba Akha przeganiając śniegi zaprasza tym samym do powrotu w podniebny świat? Nie jest zgodne z naturą mężczyzn i kobiet, żeby rodzić się i umierać w ciemności.
Ojciec Sifans westchnął.
— Tak powiadasz… ale tyś urodził się pod niebem.
— I mam nadzieję, że pod niebem umrę — powiedział Juli z żarliwością, która zadziwiła jego, samego. Obawiał się, czy ta spontaniczna odpowiedź nie wzbudzi gniewu mistrza, ale staruszek położył mu tylko dłoń na ramieniu.
— Każdym z nas targają sprzeczne pragnienia… — Walczył ze sobą, czy to żeby przemówić, czy może zamilczeć, po czym rzekł łagodnie: — Chodź, wracamy, ty poprowadzisz. Zaczynasz czytać ścienne hieroglify jak mistrz.
Spuścił zasłonę na Vakk. Popatrzyli na siebie w powracającej falą nocy. Po czym zawrócili przez ciemną odnogę galerii.
Wyświęcenie Juliego na kapłana było wielkim wydarzeniem. Z zawrotami głowy po czterech długich dniach postu stawił się w Wysokim Rogu przed swoim kardynałem. Wraz z nim stawili się trzej inni młodzieńcy w wieku Juliego, którzy tak jak on mieli złożyć śluby kapłańskie, jak on mieli stać w nakrochmalonych szatach i przez dwie godziny śpiewać bez akompaniamentu muzyki, i jak on wyuczyli się całej liturgii na pamięć z tej okazji. Ich cienkie głosy w ogromnej mrocznej świątyni rozbrzmiewały głucho jak w studni.
Pomiędzy nimi a siedzącą postacią kardynała płonęła samotna świeca. Starzec nie poruszył się przez całą uroczystość; zapewne przysnął. Lekki powiew wychylał chybotliwy płomień świecy w jego stronę. W głębi stali trzej mistrzowie, wprowadzający nowicjuszy w szeregi kapłanów. Juli widział w cieniu swojego Sifansa, jak marszczy nos niczym jędza w ekstazie i kiwa głową do taktu. Nie dostrzegł milicji ani fagorów. Na zakończenie inicjacji sztywna, starcza postać, strojna w czerń, biel i złoto łańcuchów, dźwignęła się na nogi i wysoko wzniósłszy ręce zaintonowała modlitwę nowicjuszy:
— … i racz wskazać nam, Akho Wiekuisty, drogę do coraz dalszych jaskiń myśli twojej, aż odnajdziemy w sobie tajemnice owego oceanu nieskończoności bez kresu i bez miary, który świat zowie życiem, a który dla nas nielicznych wybrańców jest Wszystkim, co jest ponad Śmierć i Życie…
Ozwały się horny, głośniejąca muzyka wypełniła i Wysoki Róg, i serce Juliego, Nazajutrz otrzymał swoje pierwsze zadanie; miał pójść między więźniów Pannowalu i wysłuchiwać ich skarg.
Świeżo wyświęceni kapłani podlegali ustalonemu porządkowi. Najpierw odbywali służbę w Karnej Kolonii, następnie przechodzili do służby bezpieczeństwa, a dopiero później wypuszczano ich do pracy wśród zwykłych obywateli. W tym procesie hartującym krzepli poprzez oderwanie od ludzi, którzy ich doprowadzili do święceń.