Выбрать главу

Najtrudniej przyszło im ustalić, w jakim właściwie charakterze mogę wejść do archiwów. Pierwoodkrywca planety — tłumaczył mi cierpliwie mgr Schwiegerli z wydziału personalnego — to tytuł do chwały bardzo piękny, ale dla czytanek szkolnych, bo w ministerstwie nie znaczy nic. Nie jestem przecież ani biegłym, któremu departament obserwacji Cielca dał pracę zleconą, ani członkiem rady przy ministrze, ani nawet dokooptowanym z zewnątrz bezetatowym ekspertem. Jestem osobą prywatną, a taka nie ma w MSZ nic do szukania, równie dobrze mógłby się o wstęp do archiwów i o dostęp do tajnych akt ubiegać nocny dozorca. Tajność akt to nie tylko postawiona na nich pieczątka, to znak sprawy służbowej w nadanym jej biegu lub znieruchomieniu, bo niekiedy taki bieg to właśnie pochówek; więc wysilali umysły nad czarną kawą radcy, żeby znaleźć przynajmniej pretekst, jeśli nie przepis, który otwarłby przede mną drzwi Sezamu. Jak się prędko zorientowałem, wszyscy ci wyżsi i niżsi urzędnicy MSZ nie mieli o Encji zielonego pojęcia, tak samo jak o astronautyce, bo to nie podlegało ich gestii, i zdarzyło mi się słyszeć, jak zamiast Cielec mówili wołowina. Na koniec Strümpfli zrezygnował z dalszych konsultacji, polecił mi czekać w domu na telefon i po trzech dniach obwieścił triumfalnie, że zwycięstwo jest nasze. Konieczny warunek, abym przychodził do głównego gmachu wyłącznie nocą i opuszczał go przed świtem, przyjąłem naturalnie bez jednego słowa, rozumiałem już bowiem na tyle delikatność przedsięwzięcia, że mogłem mu tylko być wdzięczny. Noce miały się zatem stać moim czuwaniem, po godzinach urzędowych miałem wreszcie zgłębić wszystkie tajemnice innego świata.

Nabyłem największy, jaki się dało, termos na kawę, podręczną torbę z przegródkami, upchałem w niej keksy, słoik z marmoladą, bułeczki, płaską flaszkę martella, którym poi się ciężko rannych na polu chwały, gruby zeszyt i w ostatniej chwili dołożyłem tam zapomnianą, symboliczną wręcz, choć całkiem rzeczowo i zwyczajnie niezbędną — łyżeczkę.

Źródła

Tak więc Strümpfli, zdobywszy po temu nieoficjalną zgodę dyrektora departamentu Cielca, wprowadził mnie nocą, po skończonym urzędowaniu, do archiwum encjańskiego i w pierwszej sali bibliotecznej udzielił mi osobiście wyjaśnień, jak mam korzystać ze zgromadzonych tam materiałów.

Dane dotyczące planet nie zamieszkanych magazynuje się, jak mnie uświadomił, dość prosto, parcelując je potrójnym kluczem. Najpierw idą raporty pierwoodkrywców, siłą rzeczy błędne, potem wyniki specjalistycznych ekspedycji, gdzie już dochodzi do rozwidleń w pomyłkach, bo nie bywa, żeby się fachowcy zgadzali ze sobą, więc zjawiają się vota separata, koreferaty i kontrreferaty, dalej przychodzą ekspertyzy rzeczoznawców ziemskich, czyli ludzi, co nogi nie postawili na żadnym statku kosmicznym, nie mówiąc już o innych globach, więc od ich opinii, jako gabinetowych i bezwartościowych, składają omszali w bojach kosmonauci–badacze odwołania, postulaty superrewizji i protestacyjne atestaty, co pociąga za sobą planowanie następnych wypraw, ucinane w połowie lub u końca drogi służbowej przez buchalterię, bo podług niej znacznie tańsze są komisje rozjemcze i arbitraż na miejscu, i na tym się zwykle spór kończy, chyba że jakiś dostojnik, osobliwie wpływowy lub ambitny, pragnąc:] się uwiecznić przez związanie swego nazwiska z nowym ciałem niebieskim, dokołacze się nadzwyczajnej subwencji, wszelako sprawa tak czy owak traci wówczas wszelkie znaczenie dla MSZ, skoro wiadomo, że żadnych stosunków się nie nawiąże, bo nie ma z kim, więc akta idą do archiwum z sygnaturą Nolo Contendere naczelnika odnośnego wydziału.

Gorzej z planetami zaludnionymi. Przy nich bardzo wcześnie już dochodzi do pomieszania materii astronautycznej z polityczną, bo każda obca cywilizacja wytwarza co najmniej tyle wersji swych dziejów, ile w niej państw; są to wersje niespójne, wręcz diametralnie sprzeczne, lecz MSZ jawnie nie może żadnej kwestionować, boż byłaby to prosta droga do konfliktu ante rem; akceptuje się tam prima vista wszystkie i potem dopiero przychodzi praktyczne ustalanie, co z tymi fantami zrobić. Pragmatyka dzieli gwiazdy na te, co sję oddalają od naszego słońca, i na takie, które się ku nam zbliżają: z pierwszymi nie ma problemów, bo i jak mogłoby dojść do zbliżenia dyplomatycznego wobec rosnących astronomicznych dystansów; uwagę służbową skupia się natomiast na drugich, i do takich właśnie należą układy planetarne Tauri. Tutaj obowiązuje podział materiałów na oficjalne i prawdziwe, czyli jawne i tajne; kurs polityczny trzeba wszak ustalać podług tego, jak tam JEST, a kroki dyplomatyczne stawiać zgodnie z tym, co oni TAM o tym mówią.