Tyle zwolennicy koncepcji skrajnej, zwanej mumifikacyjną albo trupicielską. Nie brak jednak badaczy bardziej umiarkowanych w sądach. Ci podkreślają, że od czasu do czasu miastodonty walą się jak długie z nóg, czego hipoteza trupich cielsk nie umie wyjaśnić. A więc one jednak żyją, choć może ledwie zipią, czasem jednak i ryczą, na tak zwanych rzęzawiskach, gdy odzywają się potępieńczym chórem na grzęzawiskach, podczas mityngów i świąt państwowych. Co do ustroju, jest on kastowo—feudalny w rozumieniu anatomicznym. Pozycja obywatela zależy od miejsca, jakie mu wyznaczono w kurdlu. Niestety, są jeszcze inni naukowcy, ale doprawdy nie czuję się na siłach referowania ich poglądów, bo i tak żadnego definitywnie sprawdzić nie byłem w stanie. Miałem już opuścić tę część biblioteki, kiedy natknąłem się na wielką kupę broszur i gazet, zalegającą kąt między dwiema szafami. Zwalono je, jakby zostały wyłączone z zestawu bibliotecznego i miały pójść na śmiecie. Nad nimi dopiero się zdumiałem, bo choć pochodziły wszystkie z Luzanii, pełne były peanów na cześć nacjomobilizmu. Kichając od kurzu usiadłem przecież nad tą stertą, rzucając okiem to na reportaże, to na wiersze, sztuki dramatyczne, poematy, opiewające czar bytowania w miastodontach, w których wszyscy się znają, nie ma żadnej alienacji, frustracji ani inwigilacji bystronicznej, gdzie każdy mówi każdemu po imieniu, a wszyscy zespalają się życiowym rytmem z tym dobrym, wspaniałym stworzeniem, które zapoznawszy się bliżej z gustami swych mieszkańców, spożywa, pasąc się, takie jagody i takie zioła, którymi może im sprawić szczególną przyjemność. Znalazłem w tej stercie całe roczniki periodyków, jak „Czar kurdla” „W kurdla ciszy”, śpiewnik, z którego zapamiętałem „Mój Połykaninie, rozwijaj się”, oraz libretto opery „Curdelio”. Były tam jednak i broszury diametralnej treści, zrównujące brzuch kurdla z piekłem, a nawet pamflet zapewniający, że pewni Praastronauci wylądowali na Encji przed milionem lat i osadzili na zabłociach parę pyrozaurów, co się rozmnożyła w złowonne stada, i co miało na celu zepchnięcie Encjan z przyzwoitej drogi rozwojowej. Udało im się niestety, bo monstra te pochłonęły nie tylko Człaków, lecz i Luzanów, przynajmniej pod względem duchowym, skoro mają odtąd głowy zatkane problemem kurdla respective skurdlenia jako zbawienia.