Gorzko jest przyznać, powiedział pewien stary filozof, żeśmy zostali ponownie zdetronizowani, wyzuci z wysokich pretensji, i to nie abstrakcyjnymi rozważaniami, lecz naocznym dowodem w postaci rozumnych stworzeń. Ten fakt nie do odparcia pokazał nam, jak próżny był mozół ludzkiej myśli, szukającej dla czysto lokalnych ziemskich przypadków racji koniecznej i powszechnie przez to ważnej. Jakie góry karkołomnych argumentów powznosiliśmy, żeby uczynić z kondycji ludzkiej niezmiennik w skali Wszechświata! Do jakiego stopnia dał się człowiek ponieść rojeniom o bezstronności, którą świat okazuje mu przynajmniej, jeśli nie jest, wbrew pocieszycielskim wiarom, światem życzliwie przychylnym. To, co się przytrafiło jakimś pramięczakom, trylobitom i rybom pancernym przed miliardem lat, co było po prostu kwestią pasowania i tasowania narządowych połączeń, co nie miało żadnego ogólniejszego sensu prócz doraźnej funkcji, stało się naszym dziedzictwem i spowodowało tak gwałtowną i beznadziejną — jak teraz widzimy — szarpaninę najlepszych naszych umysłów, stawiających wszystkie siły na jedną kartę, żeby wyprowadzić na czystą wodę kreacji lojalnej wobec Kreowanych to, co się jako urządzenie ciała obronić tak nie daje. Zresztą, dodał tenże filozof, wcale nie jest tak, jak by mógł pochopnie sądzić odbiorca encjańskich sygnałów, że dzięki korzystniejszym trafom dziejowym przypadł im w udziale los świetniejszy od ludzkiego. Brak cudzych nieszczęść nie równa się własnemu szczęściu. Do raju tak samo daleko tamtym, jak nam. Każdy rozumny gatunek ma swoje dylematy, z ich niemałą częścią niepokonywalną i reguła przechodzenia z deszczu pod rynnę zdaje się godna uniwersału, skierowanego w cały Wszechświat. Nie brak zresztą i takich, co dopatrują się w ludzkim seksie wyższości homo sapiens nad homo entianensis, lecz sama zasada takich porównań stanowi nonsens, ponieważ nie jest ani tak, że niedostępne nam przeżycia innych są wyborniejsze od naszych, ani tak, że są gorsze. Gdy przyjąć równość w rozumie, co zdaje się zachodzi, różnice budowy ciał, rzucanych przez mieszadło ewolucyjne na scenę planetarną, można tylko skonstatować. Resztą, czyli oceną jakości bytowej, musi być w każdym takim przypadku — milczenie.
Wiara i mądrość
Bodaj pierwszego, ale może i drugiego września wyrwał mnie z najgłębszego snu w samo południe dzwonek telefonu. Mecenas Finkelstein chciał się ze mną zobaczyć. Udałem się do niego od razu, w nadziei, że zdołam się jeszcze po tej konferencji wyspać do wieczora, co było mix wprost niezbędne, miałem bowiem rozpocząć szturm na ostatni, filozoficzny bastion archiwów Emeszetu. Gdybym się wytuszował, otrzeźwiłbym się może aż nadto, lecz gdybym tego nie zrobił, nie bardzo wiedziałbym w senności, co mi adwokat ma do powiedzenia. Wziąłem więc kompromisowo nasiadówkę i poszedłem pieszo do biura Finkelsteina, dość zdziwiony ruchem ulicznym, od którego odwykłem. Nie jestem wprawdzie solipsystą, niemniej nachodzi mnie czasem wrażenie, że tam, gdzie mnie nie ma, a zwłaszcza tam, gdzie byłem, ale skąd się oddaliłem, wszystko zamiera, a przynajmniej powinno zamrzeć. Są to prywatne myśli, których nie przeceniam, a tylko referuję, by ułatwić życie moim przyszłym biografom, w profilaktycznej intencji, bo kiedy biografom brak prawdziwych szczegółów z życia sławnego człowieka, zmyślają na potęgę fałszywe.
Mecenas przyjął mnie szerokim uśmiechem i chciał częstować kawą, lecz odmówiłem, mając na oku rychłą drzemkę. Zauważyłem, że ma nową sekretarkę, tak przystojną, jakby nie umiała nawet pisać na maszynie. Istotnie nie umiała, mecenas nie krył tego, robiła też potworne błędy ortograficzne i co najgorsze, wtykała niewłaściwe listy do niewłaściwych kopert, lecz patrzeć na nią było taką przyjemnością, że klienci odwiedzali go częściej, niż musieli. Przypomniało mi to fragment książki, którą studiowałem ostatniej nocy, i powiedziałem mecenasowi, że wężowy czar, jaki rzuca na nas piękna twarz kobieca, jest w gruncie rzeczy kompletną zagadką. Uświadomiłem to sobie na dobre przy owej lekturze, natrafiwszy w niej na zaskakujące nieporozumienie międzyplanetarne. Komisja ekspertów człekoznawców, która badała programy ziemskiej telewizji, stwierdziła, zwłaszcza dzięki oglądaniu konkursów piękności, że pewne rodzaje żeńskich twarzy są u nas preferowane, i pogłowiwszy się nad tym, doszła do oficjalnie zgłoszonej hipotezy, że twarz pełni u ludzi funkcję tabliczki znamionowej, czyli takiej mosiężnej blaszki z podanymi cechami mocy, wydajności i napięcia, jakie umieszcza się na przykład na motorach elektrycznych. Encjanie jako odmienny gatunek, oświadczyła komisja, nie potrafią odczytać z kobiecych twarzy parametrów, bo one nie są zakodowane ani cyfrowo, ani analogowo; lecz jakoś tam są zakodowane. Kolor tęczówek, krój nosa, warg, układ włosów na głowie, wszystko to są czytelne dla ludzi znaki. Syć może ustalają dzielność przemiany tkankowej, odporność na ziemskie choroby, sprawność w biegu (chociaż na dobrą sprawę łatwiej byłoby ją wprost odczytać z nóg), ogólny poziom inteligencji, coś znaczy to na pewno, bo różnice między twarzami królowych piękności i przeciętnych samic człowieka nie są większe niż różnice wyglądu różnych liter alfabetu. Nie chodzi więc o stronę estetyczną, bo parę milimetrów nosa więcej czy mniej nie może grać poważnej roli. Komisja sumiennie się napracowała, rozważyła bowiem coś ### natywnych hipotez, zaczynając rozumie się ###, że niby ludzki samiec wyczytuje z samiczej ###, których życzy swojemu potomkowi, lecz kon### nie dała się utrzymać w świetle refleksji, iż ani w życiu społecznym, ani zawodowym nie widać na Ziemi uprzywilejowania nosów prostych przeciw perkatym lub odstających uszu przeciw ściśle przylegającym do czaszki. Jeśli zaś samiec pragnie potomstwa silnego, to z ukształtowania żeńskich muskułów dowie się więcej niż z zaglądania w oczy. Jeżeli chodzi o lekkie porody, to winien zmierzyć szerokość miednicy, ale tak wcale ludzie nie postępują. Ponieważ nogi zginają się ludziom w kolanach do przodu i pędza, oni znaczną część życia na siedząco, resorowe walory pośladków mogą mieć pewne doborowe znaczenie i rzeczywiście wygląda na to, że je mają dla samców, lecz twarzy dają wyraźnie prym i tego żadnym siedzeniem na twardych stołkach się nie wytłumaczy. Ta nieszczęsna komisja zbadała coś osiemset tysięcy zdjęć aktorek, prezenterek telewizyjnych i domowych gospodyń, ażeby szukać korelacji między rysami ich twarzy a zachorowalnością na kamienie żółciowe, żylaki, pocenie się nóg, a nawet łagodność usposobienia i ani śladu korelacji nie znalazła, co postawiło ją w kropce. Komisje poddała więc indagacji paru Ziemian, kiedy przybyli no planetę, ale nic się od nich naukowego nie mogła dowiedzieć i uznała, że atrybuty, zakodowane w twarzach pięknych kobiet, stanowią tajemnicę państwową na Ziemi i wyjawić ją znaczy popełnić zdradę stanu. To jednak, że pytani ludzie sami nie wiedzieli, czemu twarz Marylin Monroe powoduje u każdego mężczyzny silne zbielenie oka, a koleżanki biurowej raczej nie, to tym uczonym Encjanom nie mogło pomieścić się w głowie. Mecenas Finkelstein długo się śmiał i powiedział, że nie marnuję czasu, oddając się tak głębokim studiom, co go cieszy tym bardziej, że ma zakomunikować mi korzystną wiadomość. Küssmieh okazuje niejaką gotowość do kompromisu. Sprawa zaczyna się przeciągać, gdyż znaleźli się degustatorzy, twierdzący, że tej ### nie weźmie do ust, a Küssmichowi nie udało ### to są rzetelni eksperci, czy podstawieni przez Nestle. Jednym słowem, jeśli zrezygnuję z zamku, Küssmich miał zwrócić mi 75% kosztów, jakie poniosłem przy remontach, a oszczercze zeznania, jakie złożył przeciw mnie, zostaną schowane pod sukno. Skończywszy, mecenas Finkelstein spojrzał na mnie oczekująco.